Kłodno, niegdyś należące do gm. Parchowo, dziś leży już w gm. Sulęczyno. Jednak w ostatnim czasie ta niewielka miejscowość znajdująca się 2 km od ruchliwej trasy wojewódzkiej 228 jest często odwiedzana przez mieszkańców Ziemi Bytowskiej. W szczególności przez miłośników wędkarstwa. I to nie ze względu na leżące obok jezioro Mausz. Przyciąga ich jedno z popularniejszych w naszych stronach łowisko sportowe, Kłodzionko. Od ok. 3 lat prowadzi je małżeństwo Barbara i Łukasz Kiedrowscy.
KAMERY LEKARSTWEM NA KŁUSOWNICTWO
Otoczone lasem gospodarstwo odwiedziliśmy w tym tygodniu. Cisza i spokój. Najbliżsi sąsiedzi mieszkają kilkaset metrów dalej. Duży dom Kiedrowskich mieści się na niewielkim wzniesieniu. W kuchni przez okno balkonowe rozpościera się piękny widok na jezioro, lasy i łąki. - Stąd mamy też dobry punkt obserwacyjny na wędkujących. W pogotowiu jest też lornetka. Głównie korzystamy jednak z kamer i podglądu na telewizorze. Gdy zaczynaliśmy, zdarzały się kilkukrotnie próby kłusownictwa np. siecią. Myśleli, że ich nie widać spod lasu. Udało się niektórych ująć i przekazać policji. Po pojawieniu się kamer takie precedensy raczej przestały mieć miejsce, bo wszyscy wiedzą o monitoringu. Zamieściliśmy też tablice informacyjne. Choć raz zdarzył się przypadek, że pan mimo to zapakował złowiony okaz do plecaka. Wszystko widziałem z domu. Podszedłem do niego i poprosiłem, aby wyciągnął to, co schował. Był zaskoczony, gdy powiedziałem mu nawet, który zamek ma otworzyć - mówi Ł. Kiedrowski.
ZAMIAST MIESZKANIA W SOPOCIE POWRÓT DO KORZENI
Jezioro Kłodno, bo tak właśnie nazywa się zbiornik, należy do Kiedrowskich od kilku pokoleń. - Do mojego prapradziadka należała połowa, a połowa do państwa. Później podzielił swoją część jeszcze na pół i przekazał dwojgu dzieci. W tym czasie drugą część przejął sąsiad. I tak do czasów mojego taty. Raczej specjalnie nie dbano o zarybienia. Z żoną wykupiliśmy całość niecałe 3 lata temu - opowiada Ł. Kiedrowski. Nie była to łatwa decyzja dla małżeństwa. - Życie mieliśmy ułożone w Sopocie. Skończyliśmy studia. Pracowaliśmy. Przyszedł czas, że zaczęliśmy rozglądać się za mieszkaniem. W tym momencie mąż pomyślał, czy nie lepiej wrócić do Kłodna, gdzie w domu rodzinnym możemy zaadaptować sobie piętro i kupić jezioro. Trochę trwało, zanim postawiliśmy wszystko na jedną kartę. Nie żałujemy, bo nie ma lepszego miejsca do wychowywania naszego syna. Wszystko jednak ma swoje plusy i minusy. W Sopocie było nam wygodnie. Blisko do pracy. Teraz mąż musi dojeżdżać. Doceniamy tu jednak ciszę i spokój - opowiada B. Kiedrowska. - Mieliśmy do czego wracać. Las, gospodarstwo. Zależało nam, aby mieć całe jezioro na własność. Z dzierżawą nigdy nic nie wiadomo. Zarządca zawsze może podnieść czynsz. Gdy staraliśmy się o kredyt w banku na zakup akwenu, pani była zaskoczona, na co potrzebne nam środki. Twierdziła, że nigdy nie mieli takiej sytuacji. Ostatecznie nie skorzystaliśmy z pomocy banku. Udało się pożyczyć od rodziny. Gdy potrzebowałem wpisów z ksiąg wieczystych, musiałem jeździć do Urzędu Gminy w Parchowie. Tam właśnie znajdowały się dokumenty, bo niegdyś Kłodno podlegało właśnie pod tę gminę - opowiada Ł. Kiedrowski.
MIEJSCE DLA CAŁEJ RODZINY
Łowisko Kłodzionko, bo tak nazwali je właściciele, liczy 8,3 ha. Zbiornik ma okrągły kształt. - Najgłębsze miejsce mierzy 6,2 m. Radek Cyrson z Bytowa przyjechał z sondą i wymierzył. Niedawno kontaktował się ze mną i mówił, że zakupił nową, lepszą. Przyjedzie jeszcze raz dokonać pomiarów. Co ciekawe woda jest na tyle czysta, że żyją tu także raki. Zbiornik umiejscowiony jest na źródłach. Ma też odpływ. Woda spływa do oddalonego o kilkaset metrów drugiego zbiornika. Tamten jest zarośnięty i bagnisty, więc z niego nie korzystamy. Dzięki przepustowi możemy regulować poziom wody - tłumaczy właściciel. Samodzielnie na łowisku zamontował kładki. - Drewno pochodzi z naszego lasu. Deski ciąłem tak, aby były grube i wytrzymałe - mówi Ł. Kiedrowski. Wokół jeziora znajduje się 21 stanowisk. Każde posiada tabliczkę z zielonym numerem. - Są oddalone na tyle, by wędkarze sobie nie przeszkadzali. Na niektórych znajduje się tyle miejsca, aby rozłożyło się dwóch wędkarzy, ale wyłącznie znajomych. Nie dokładamy nigdy nikomu kogoś obcego. Nie przy każdym stanowisku mieści się kładka. Niektórzy lubią łowić z brzegu, więc dajemy im wybór. Mamy też stanowiska typowo karpiowe, na których jest więcej miejsca, nawet dla 2-3 osób. Na nocne zasiadki z rzadka przyjeżdżają w pojedynkę - opowiada B. Kiedrowska. Właściciel dba także o zwierzęta. Sam wykonał domki dla ptaków oraz nietoperzy. Skorzystać można też ze sporego pola biwakowego, miejsca na ognisko pod wiatą oraz drewnianych ław i stolików stojących pod daszkiem. - Są też toalety i prysznice. W szczególności cieszy to panie, które wybierając się z partnerami np. na nocną zasiadkę, mogą się umyć. Do dyspozycji znajduje się kuchnia. Można coś podgrzać, ugotować - wymienia właściciel. Dzieci do dyspozycji mają zjeżdżalnie, huśtawki itp. - Nierzadko przyjeżdżają do nas całe rodziny, by odpocząć. Panie czytają. Dzieci mają się gdzie pobawić. Blisko znajduje się las. Można wybrać się na grzyby i jagody - dodaje B. Kiedrowska.
JESIOTR ROSYJSKI, SYBERYJSKI, GWIEŹDZISTY, A NAWET ALBINOS
Wędkarzy łowisko Kłodzionko przyciąga przede wszystkim dużymi okazami. Pływają tu karpie ważące od 2 do 16 kg. Spore wrażenie robią cztery gatunki jesiotrów: rosyjskie, syberyjskie, białe tzw. albinosy oraz gwieździste, sięgające 12 kg. - Gatunki te na pewno wyglądają niesamowicie. Nie jest wcale łatwe, aby zakupić takie okazy w Polsce. Trzeba dzwonić po całym kraju i sprowadzać z jego drugiego końca, ale warto - mówi właściciel. W jeziorze pływają też liny, leszcze, szczupaki, okonie, sandacze i karasie japońskie. Znajdzie się tu również kilka amurów i węgorzy. Właściciele nastawiają się przede wszystkim na białą rybę. - Gdy jedziemy na wycieczkę, to męża nie interesują zabytki. Sprawdza tylko, gdzie najbliżej znajdują się jakieś zbiorniki - mówi z uśmiechem B. Kiedrowska.
Oboje od dziecka mieli do czynienia z wędkarstwem. - Mnie nad wodę zabierał tata. Bardzo lubiłam spędzać tak czas, choć zawsze w myślach błagałam, aby tata nic nie złowił. Gdy już ryba złapała haczyk, czasami pozwalał mi wypuścić ją z powrotem do wody. To były najfajniejsze momenty. W tym jesteśmy podobni z mężem. Dlatego na naszym łowisku wszystkie okazy wracają do jeziora - mówi właścicielka. - Dbamy o to, co mamy. I chcemy, aby wędkarze również mieli takie podejście. Haczyki, których używają, muszą być bezzadziorowe. Obowiązują ich podbieraki oraz maty. Jeśli ich nie mają, to u nas można pożyczyć. Gałęzie bądź igliwie może zranić rybę. Może wdać się zakażenie, zwierzę może zachorować, a co gorsza roznosić je na inne gatunki. Łowiących obowiązuje także posiadanie środka odkażającego, by spryskać miejsce po haczyku - tłumaczy właściciel.
CORAZ WIĘCEJ BYTOWIAKÓW
W sezonie miejsce oblegają wędkarze. Na tyle, że w weekendy trzeba dzwonić do właścicieli i się umawiać. - Gdy zaczynaliśmy, mieliśmy zasadę, że kto przyjechał pierwszy, ten dostawał stanowisko. Jeśli nie było wolnych, musieliśmy odsyłać ludzi z kwitkiem. Teraz obowiązują rezerwacje. Wszyscy wiedzą, na czym stoją - tłumaczą właściciele. Łowić można od świtu do zmierzchu (za 30 zł). - Wszystko zależy od pory roku. Latem dzień jest dłuży, więc czasu więcej. Teraz wędkarze zjawiają się ok. godz. 6.00-7.00 i kończą o ok. godz. 19.00 - mówi Ł. Kiedrowski.
Z roku na rok łowisko odwiedza więcej bytowiaków. - Jeśli przeliczymy to na liczbę mieszkańców, to stanowią oni najliczniejszą grupę u nas. Na drugim miejscu są mieszkańcy Trójmiasta, a na trzecim Lęborka. Nieco mniej przyjeżdża z okolic Kartuz i Kościerzyny. Poznaliśmy sporo fajnych osób z powiatu bytowskiego, np. pana Jacka Morzucha. Razem z jego sklepem wędkarskifart.pl organizowaliśmy niedawno zawody. Zawsze, gdy tylko się u nas pojawi, idę, aby z nim porozmawiać. Ma fachową wiedzę. Zawsze coś doradzi. Opowie o odpowiedniej gospodarce wodnej. Podobnie jest z R. Cyrsonem z Kaszub-Bait.pl. Zdarza się, że idę coś naprawić, posprzątać, a po drodze zagadam z wędkującymi i schodzi mi pół dnia. Tymczasem praca leży i czeka do następnej okazji - śmieje się Ł. Kierdowski. - Jest tu naprawdę mnóstwo ryby, dlatego łowisko jest tak popularne. Pływają duże karpie, jesiotry i karasie. Złowić można leszcza, a wpuszczony 3 lata temu sandacz niebawem też będzie dorodny, bo roczny przyrost ma imponujący. Trzeba trafić na zły dzień, aby wyjechać bez żadnego brania. Pływające tu okazy robią wrażenie. To wędkarski raj. W naszej okolicy nie ma drugiego takiego - mówi R. Cyrson.
Małżeństwo Kiedrowskich stawia przede wszystkim na rozwijanie swojej gospodarki wodnej. - Staramy się uzupełniać też infrastrukturę wkoło, aby było tu wygodnie. Gdy kupiliśmy jezioro, nie spodziewaliśmy się, że pójdzie to w tak dobrą stronę i tyle osób z różnych części województwa i nie tylko będzie nas odwiedzało. Raz przyjechał wędkarz, który specjalnie pokonał 550 km. To daje nam zastrzyk energii, by działać dalej - opowiada małżeństwo.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!