Reklama

Jałowce, rododendrony, a wszystko wieńczą hortensje. Posesja Jadwigi i Arkadiusza Kozieł w finale konkursu Piękna Wieś Pomorska

04/08/2023 17:20

Łubno latem, mimo że okolice odwiedzają turyści, jest raczej ciche. Perła tej zatopionej w zieleni miejscowości to szkieletowy kościół, przyciągający wzrok swoimi czarno-białymi ścianami. Ale zaglądam tu nie z jego powodu. Znajdująca się tu posesja Jadwigi i Arkadiusza Kozieł będzie reprezentować nasz powiat w wojewódzkim finale konkursu Piękna Wieś Pomorska w kategorii zagroda.

Łatwo do niej trafić. Znajduje się w centrum wsi. Już pierwszy rzut oka uświadamia, że zagospodarowaniu swojej posesji małżeństwo musi poświęcać wiele uwagi.

Państwo Kozieł do Łubna sprowadzili się przed kilkunastu laty. - Prowadzimy tu sklep i uznaliśmy, że łatwiej będzie, kiedy zamieszkamy na miejscu - mówi gospodarz posesji. Początkowo mieszkali w trzyrodzinnym domu naprzeciwko ośrodka zdrowia. Marzyli jednak o własnym zakątku. Upatrzyli sobie działkę w centrum wsi porośniętą wtedy głównie zielskiem. - Rosły też cztery piękne świerki. Niestety, potem musieliśmy je ściąć, bo w środku były puste - wyjaśnia mój rozmówca. Kupili ją od Agencji Własności Rolnej Skarbu Państwa. - Kiedy przystąpiliśmy do budowy, okazało się, że w miejscu, gdzie miał stanąć nasz dom, było wysypisko śmieci. Aby uporządkować teren, wywieźliśmy 32 przyczepy odpadów - opowiada A. Kozieł. W nowym budynku zamieszkali w 2010 r. Wkrótce zaczęli zagospodarowywać posesję. Sprawa nie była prosta, bo ich działka nie jest płaska. Różnica wysokości w jej obrębie sięga 6-7 m. Stroma skarpa, z której przy okazji budowy wybrano nieco ziemi, niemal dochodzi do budynku. - Kiedy przyszła pierwsza duża ulewa, stok zjechał, porobiły się wyrwy - mówi A. Kozieł. Trzeba więc było umocnić skarpę, zwłaszcza że podłoże zbudowane jest tu z podatnych na wymywanie piasków i żwiru. Najlepszym rozwiązaniem okazały się rośliny i pas gazonów. Sprawdza się do dziś.

Na skarpę trafił przede wszystkim niski płożący się jałowiec sabina. Jego dwa pasy rozdzielają rododendrony. Dziś są tylko zielone, ale wiosną kwitną na czerwono, różowo, biało, bordowo. - Mamy różne rodzaje. Kiedy jedne przekwitają, innym zaczynają puszczać kwiaty - wyjaśnia gospodyni. U góry skarpę wieńczą hortensje bukietowe, które niedługo powinny okryć się białym kwieciem.

Skarpę przecinają schody. - Zawsze mi się takie podobały. To taka moja wizja - mówi J. Kozieł. By dostać się na górę, gdzie stoją panele fotowoltaiczne i rozpościera się warzywnik, pokonujemy 26 stopni zbudowanych z betonowych płyt. Uprawiają wszystkie podstawowe warzywa - koper, marchew, por, rzodkiewkę, sałatę, pomidory, ogórki. Zjadają je na bieżąco i robią z nich przetwory. Jeszcze do ubiegłego roku sadzili ziemniaki. - Jesteśmy wychowani na swojskim jedzeniu i bardzo je lubimy - mówią J. i A. Kozieł.

Nieco dalej rosną kolejne rododendrony. Te akurat pochodzą jeszcze z poprzedniego miejsca zamieszkania. Na posesji są też drzewa, m.in. brzozy czy świerk srebrzysty, oraz sad. Uwagę przykuwa stojące bliżej domu bonsai. - To było takie brzydkie, powykręcane drzewko. Kilkuletni rodzimy modrzew. Zaczęłam go podcinać i po trzech latach uzyskałam taki efekt - opowiada J. Kozieł. Na zimę drzewko zrzuca igły, przeobrażając się w drewnianą rzeźbę. Gospodyni wiesza wtedy na nim światełka. Zajęła się też świerkiem srebrzystym, ale na efekty przemiany tego drzewka w rasowe bonsai trzeba jeszcze poczekać.

Skąd zainteresowanie roślinami, prowadzeniem ogrodu i warzywnika? - Oboje pochodzimy z rolniczych rodzin - mówią, przyznając, że lubią ogrodnictwo. Większość wiedzy czerpią z internetu, książek, czasopism. Lubią też jeździć na ogrodnicze imprezy. Dawniej zwłaszcza do ośrodka w Strzelinie, a obecnie do Lubania, Przechlewa. - Nie zawsze coś kupujemy, ale zawsze coś podpatrzymy - mówią.

Przy swoim ogrodzie w sezonie małżeństwo spędza niemal każdą wolną chwilę. - Ostatnio dochodzimy do wniosku, że mamy wszystkiego za dużo. Sił zaczyna brakować - mówi J. Kozieł.

Do podlewania starają się wykorzystać deszczówkę, zbieraną w dwóch zbiornikach w sumie o pojemności ponad 1,5 m3. - Przymierzamy się, by woda z całego dachu trafiała do pojemników, a potem na nasze rośliny - mówi A. Kozieł. Nie jest to sama woda. Dodają też pokrzywę, która służy jednocześnie za nawóz i naturalny środek ochrony. Przez lata korzystali z zapasu obornika, zakupionego jeszcze przed laty. - Pochodził z dawnego PGR-u - wyjaśnia gospodarz posesji. Mają też własny przydomowy kompostownik, ale ten nie jest w stanie nastarczyć tyle nawozu, ile potrzebują.

Na koniec pytam o pomysły na przyszłość. - Planujemy zakupić fontannę. Miałaby stanąć przed domem - mówi J. Kozieł. - Ja chciałbym mieć stawek. W nim ryby - mówi o swoim marzeniu J. Kozieł.

Obserwuj nas na Obserwuje nas na Google NewsGoogle News

Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!

Reklama

Reklama

Wideo kurierbytowski.com.pl




Reklama
Wróć do