
Natura to jeden z największych walorów okolic Bytowa. Nie zawsze zdajemy sobie sprawę, jakie skarby przyrodnicze mamy u siebie, nie mówiąc o tym, że trzeba czegoś więcej niż przepisów, by je ochronić.
Łódka odbija od brzegu i wcina się w czarną jak smoła wodę. Laminatowy kadłub przeciska się przez nawodną łączkę, którą na powierzchni tworzy grążel. Jego rozłożyste zielone liście i żółte kwiaty wyjątkowo kontrastują z ciemną tonią jeziora Sierżenko. Łacińska nazwa rośliny to Nuphar. To do niej odnosi się nazwa bytowskiego Stowarzyszenia „Nenufar”. Skupia ludzi, którzy postanowili razem chronić jeziora dystroficzne na naszym terenie. - Jeżdżąc rowerem i spacerując po okolicy Pyszna, Sierzna i Ugoszczy, trudno nie zauroczyć się widokiem dzikich śródleśnych jezior o brunatnej wodzie. Zbiornikom często towarzyszą bagna porośnięte rosiczką i inną charakterystyczną dla takich miejsc roślinnością. Zacząłem się interesować tymi jeziorami i dużo czytać. Okazało się, że powstały naukowe opracowania na temat tych wyjątkowych środowisk, ale zlokalizowanych w innych regionach naszego kraju - opowiada Marcin Jaworski, jedna z osób, które w ub.r. założyły stowarzyszenie Nenufar. Jego członkowie wspólnie z Rafałem Sztobnickim z zaprzyjaźnionego Stowarzyszenia „Wędkarz” z Przęsina pod koniec czerwca rozpoczęli badania pięciu jezior położonych w gminie Bytów. Już na pierwszy rzut oka wykazują cechy zbiorników dystroficznych - ciemna woda, niskie pH, skąpe podwodne życie. Na liście znalazło się Jezioro Czarne, Sierżenko, Wokuny, Kępa oraz Pyszne. Przy cichym szumie silnika elektrycznego wypływamy na największe z nich.
Czarna jak smoła tafla Sierżenka mierzy ponad 15 ha. Łódka mija niewielką wyspę porośniętą olchami i kępy trzcinowisk, wokół których podobnie jak przy brzegu unoszą się grążele. Tuż obok na pływającej wysepce swoje gniazdo założyła para łabędzi. Ptaki zza zarośli przyglądają się intruzom na łódce. Zwalniamy, po czym zatrzymujemy się w pobliżu cypla wcinającego się w toń jeziora. Podmokły przybrzeżny teren porośnięty jest olchami, z których gdzieniegdzie sterczą kikuty uschniętych brzóz. Sonda połączona 20-metrowym przewodem z aparaturą na łódce po raz pierwszy trafia do wody i szybko niknie w brązowej otchłani. Chociaż dryfujemy kilkadziesiąt metrów od brzegu, jezioro w tym miejscu ma niespełna 2 m głębokości. Po chwili docierają do nas pierwsze dane. - Przy dnie pH 5,45. NV ORP 13,7, tlen „0”, PPMTCK 16, PSU - 0,01. Temperatura przy dnie 6,19oC i CSI 14,536. Teraz sprawdzimy przy powierzchni - mówi prowadzący badania R. Sztobnicki. Ichtiolog zmienia pozycję sondy i podaje kolejne odczyty. - Jeziora dystroficzne to zbiorniki będące w ostatnim stadium trofii. Jest w nich dużo materii organicznej z zalegającymi pokładami siarkowodoru. Szczególnie w okresie letnim występuje w nich znaczący deficyt tlenu. Nie ma go wcale często już na głębokości 1 m. Nie przypadkiem w niektórych regionach Polski takie akweny nazywa się sucharami, a na Kaszubach martwymi lub pustymi. Skrajne warunki pH sprawiają, że przeżyć i rozmnażać się tu mogą tylko nieliczne gatunki ryb. W kwalifikacji rybackiej to jeziora karasiowe, bo tylko on jest tam w stanie przeżyć w części takich akwenów, znosząc ogromne deficyty tlenu. To ryba, która zimą potrafi w tym celu spowalniać swój metabolizm. W niektórych jeziorach mogą być spotykane też okonie i szczupaki, które jakimś cudem zaaklimatyzowały się w tych skrajnych warunkach, gdzie latem przy powierzchni jest zaledwie 50% tlenu - mówi R. Sztobnicki. Od lat zawodowo zajmuje się hodowlą ryb.
Kiedy poznajemy wszystkie parametry, łódka przemieszcza się w kolejne miejsce i procedura rusza od nowa. Im więcej badanych punktów, tym więcej danych do opracowania charakterystyki jeziora. Po dwóch godzinach wracamy. Mijamy obozowisko, które pozostało po niedawnym dzierżawcy Sierżenka. Prowizoryczny pomost, plastikowe kanistry, połamana klatka na ryby z siatką wrośniętą w przybrzeżne szuwary to tylko niektóre pozostałości po nieudanym projekcie utworzenia tu łowiska karpiowego. - Dzierżawca postanowił zamienić charakter tego jeziora. Zarybił karpiem i odławiał drapieżniki, jedyne ryby, które są w stanie tu żyć. Na siłę chciał tu zrobić „raj dla wędkarzy”. Obserwowaliśmy, jak to dzikie miejsce jest niszczone. Właśnie takie praktyki zmobilizowały nas do działania - mówi M. Jaworski. W maju ub.r. członkowie Stowarzyszenia „Nenufar” dowiedzieli się o kolejnym przetargu na jezioro ogłoszonym przez starostwo powiatowe w Bytowie. - Tym razem na wniosek innych osób, które planowały rozpocząć hodowlę karpi, na przetarg wystawiono 4,5-hektarowe Jezioro Czarne. Byliśmy zdeterminowani, aby nie dopuścić do zniszczenia również tego jeziora. Aby to zablokować, postanowiliśmy wystartować w przetargu. Nie udało nam się do końca zarejestrować stowarzyszenia, dlatego w naszym imieniu wadium wpłaciła jedna z naszych członkiń. Wygraliśmy, oferując najwyższą cenę - opowiada M. Jaworski. Nie udało się jednak przekonać starostwa, że hodowla ryb w tym jeziorze nie ma sensu. - Zgodnie z umową na dzierżawę musieliśmy dostarczyć operat, czyli plan na zarybienie. Nasz zakładał pozostawienie zbiornika w stanie nienaruszonym, dlatego ostatecznie został odrzucony, a umowa rozwiązana. Obciążono nas jednak opłatą w kwocie ponad 4 tys. zł rocznej dzierżawy. Aby chronić środowisko, każdy z członków z własnej kieszeni musiał wysupłać po ponad 800 zł - mówi M. Jaworski. Na tym ich walka o ochronę jezior dystroficznych się nie zakończyła. - Nie możemy dopuścić, aby te wyjątkowe wody trafiły w ręce kogoś, kto chcąc hodować tam ryby, zacznie wylewać do wody gnojowicę i wsypywać wapno, by zwiększyć jego pH - mówi M. Jaworski. - Takie jeziora nie nadają się do hodowli ryb, mają za to wyjątkowe walory przyrodnicze i krajobrazowe. Ze względu na swoją unikatowość powinny być chronione - mówi R. Sztobnicki.
Wyciągamy łódkę na porośnięty olchami brzeg Sierżenka, pakujemy na samochód i jedziemy w kierunku Jeziora Czarnego. Położony kilka kilometrów dalej zbiornik w środku lasu przez miejscowych nazywany jest Jeziorem Martwym. Do dziś po okolicy krąży anegdota o tym, jak wiele lat temu pod osłoną nocy kłusownicy wybrali się na połowy. Udało im się wyciągnąć z jeziora wijące się stworzenia. Uradowani w przekonaniu, że to dorodne węgorze, wrzucili je do łódki. Wtedy usłyszeli charakterystyczne syczenie. Gdy uświadomili sobie, że pod ich nogami zamiast węgorzy wiją się węże, wszyscy w panice wyskoczyli z łódki i o własnych siłach dopłynęli do brzegu. Od tamtego czasu miejscowi dali sobie spokój z łowieniem tam ryb.
Gdy docieramy nad Czarne, słońce skłania się ku zachodowi. Pogrążona w cieniu czarna toń wydaje się jeszcze bardziej tajemnicza. Ponownie wodujemy łódź, pakujemy sprzęt i wypływamy. Dzień wyjątkowo upalny, dlatego woda temperaturą przypomina ciepłą zupę. Taflę jeziora odcina od lasu porastająca brzegi i kwitnąca o tej porze roku na biało wełnianka. Chociaż wyjątkowo urokliwe krajobrazy przyciągają oko, wracamy do badania. Sonda ponownie niknie pod wodą. Szybko przekonujemy się, że legendy krążące o jeziorze to prawda. - Wartość pH wody w granicach 3,41 do 3,48. No i już 50 cm od powierzchni zero tlenu. W takich warunkach niewiele stworzeń może przetrwać - mówi R. Sztobnicki. Miastecki ichtiolog w ramach swojej działalności w Stowarzyszeniu „Wędkarz” nie tylko promuje ten sposób spędzania wolnego czasu, ale walczy również o jakość wód śródlądowych w powiecie bytowskim. Zgodził się na prośbę Stowarzyszenia „Nenufar” za darmo przebadać w sumie 5 jezior, w tym również Wokuny, Kępę i Pyszne, które obecnie oddane są w dzierżawy i leżą w promieniu kilku kilometrów od siebie. - Zbadaliśmy w nich m.in. tlen, pH, zasolenie, zawartość składników przewodzących metale ciężkie i przewodność elektrolityczną. Do końca lipca na tej podstawie powstanie opracowanie - mówi R. Sztobnicki.
Nie chcąc dopuścić do kolejnego przetargu na Jezioro Czarne, Stowarzyszenie „Nenufar” wystąpiło do starosty o oddanie zbiornika w bezpłatne użyczenie na 10 lat. - Nie możemy dopuścić, aby jezioro trafiło w ręce kogoś, kto będzie próbował hodować w nim karpie czy też inne ryby karpiowate przy pomocy sztucznego użyźniania tego ekstremalnego ekosystemu wodnego. Nasze działania są realizowane społecznie w celach chroniących środowisko naturalne, dlatego liczymy na poparcie mieszkańców i lokalnych samorządów. Otrzymaliśmy już dofinansowanie z Gminy Bytów. Przy każdym z przebadanych jezior dystroficznych zaplanowaliśmy montaż tablic informacyjno-edukacyjnych, z graficznym przedstawieniem charakterystyki poszczególnych akwenów oraz opisem przyrodniczym. W kolejnych latach chcielibyśmy wytyczyć ścieżkę edukacyjną ukazującą unikalne walory jezior, przyległych torfowisk i lasów - mówi M. Jaworski.
Niebawem na podstawie zebranych danych z pięciu jezior dystroficznych leżących w okolicach Sierżna, Pyszna i Ugoszczy powstanie opracowanie. - Już teraz mogę potwierdzić, że jezioro Sierżenko można uznać za największe w kraju jezioro dystroficzne, jeśli chodzi o powierzchnię wody. Wszystkie jego parametry wpisują się w charakterystykę tego typu zbiorników. W sumie te kryteria spełniają cztery z pięciu przebadanych zbiorników. Kompletny raport powinien być gotowy do końca lipca - mówi R. Sztobnicki
Plany stowarzyszenia są ambitne, jednak zgodę na użyczenie Jeziora Czarnego musi wyrazić wojewoda pomorski, bo starostwo w jego imieniu nim zarządza. - Przeprowadzone badania i opracowanie, które powstanie na tej podstawie, to jeden z argumentów, który ma przekonać włodarzy, że zbiorniki dystroficzne nie nadają się do hodowli ryb i powinny być chronione jako wyjątkowa atrakcja Ziemi Bytowskiej - wyjaśnia M. Jaworski.
W tegorocznych planach Stowarzyszeń „Wędkarz” i „Nenufar” jest też zbadanie Jelenia. - To jezioro lobeliowe, dlatego najpóźniej do połowy sierpnia chcemy zbadać zbiornik w okresie stagnacji letniej - zapowiada R. Sztobnicki. Jeziora lobeliowe mają inny charakter, ale również są ubogie w życie i wyjątkowo cenne dla naszej przyrody.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!