Reklama

„Asystent” to polonijne pismo z USA. Jego redaktorką jest bytowianka

16/02/2024 17:20

Barbara Kosmowska to w oczach bytowiaków przede wszystkim znana pisarka. Niektórzy wspominają ją jako nauczycielkę. Tylko nieliczni wiedzą, że od lat udziela się jako redaktorka, dziennikarka w polonijnym piśmie „Asystent” wydawanym u USA.

Kurier Bytowski”: Dopiero niedawno się dowiedziałem, że twoje liczne wyjazdy za Ocean związane są także z tamtejszym pismem przeznaczonym dla środowiska polonijnych nauczycieli.

Barbara Kosmowska: To prawda. Sama jestem zdumiona, myśląc, jak wiele łączy mnie ze Wschodnim Wybrzeżem USA. Pojawienie się „Asystenta” jeszcze bardziej zacieśniło moje nowojorskie związki i przyjaźnie, ale one istniałyby i bez pisma. A sam fakt, że przez lata nasz tytuł rozwija się i dojrzewa, to ogromna satysfakcja.

Jak to się zaczęło?

Niewinnie, jak każda prawdziwa miłość. Od niezobowiązujących, zwyczajnych rozmów z przyjaciółką, Renią Jujką, jedną z prezesek Centrali Polskich Szkół Dokształcających w Ameryce. Dość powiedzieć, że sugerowany wcześniej pomysł utworzenia pisma wspierającego pracę Centrali znalazł dwie dzielne realizatorki. Obie lubimy wyzwania. Dlatego od słowa do słowa Renia zajęła się „biznesplanem” oraz sprawami organizacyjnymi, a ja pracowałam nad literackim kształtem pisma, wymyślając tytuł, rubryki, przyszłe treści i priorytety tematyczne. Gdyby nie nasz entuzjazm, pewnie skończyłoby się na zwykłych mrzonkach. Ale nasz opisany projekt trafił do Centrali i zyskał akceptację wszystkich członków Zarządu. Oczywiście bez wsparcia szefowej, Doroty Andraki, utknęłybyśmy gdzieś w dziennikarskim niebycie. Na szczęście tak się nie stało. Pismo się rozrosło, spoważniało, nabrało branżowego charakteru. I dziś już nie przypomina dawnego „Asystenta”, od którego zaczęła się ta przygoda. Pierwsze numery składały się wyłącznie z nadesłanych tekstów polonijnych działaczy i tych pisanych przeze mnie. Dziś trudno w to uwierzyć, kiedy patrzymy na piękne, profesjonalne strony.

Czy to jedyne pismo o takim profilu wydawane w USA?

Trudno mi odpowiedzieć na to pytanie. Na pewno w innych placówkach amerykańskiej Polonii też wydawano prasę, ale - o ile mi wiadomo - nie na taką skalę. Tym większa radość, że praca nad „Asystentem” przebiegała bez zakłóceń i tak nam to „dziecko” urosło. Numery ukazujące się przez pierwsze dwa lata finansowała wyłącznie Centrala. Potem z pomocą przyszły granty. Za pośrednictwem Fundacji na Rzecz Wspierania Szkół Polonijnych nasz projekt potraktowano jako zadanie publiczne dotyczące pomocy dla Polonii i Polaków za granicą i dzięki temu jest współfinansowany ze środków publicznych Senatu RP oraz Kancelarii Prezesa Rady Ministrów.

W piśmie swoje miejsce mają teksty poświęcone wiedzy o różnych miejscach w Polsce. Nie brakuje Pomorza...

Bo takie jest Pomorze, że go zabraknąć nie może! - odpowiem żartobliwie, ale z głębokim przekonaniem. To oczywiste, że traktujemy je wyjątkowo, zważywszy, że i Renia, i ja jesteśmy z nim najbardziej związane! Mało tego! Namówiłyśmy do współpracy dr Elżbietę Szalewską, a nawet ostatnio jednego z tutejszych dziennikarzy. Pomorze nie ma wśród Polonii Wschodniego Wybrzeża szczególnie wielu reprezentantów, ale piszemy o jego pięknie i atrakcjach, by stało się celem wakacyjnych wędrówek naszych ziomków. Ostatecznie trudno w Polsce o piękniejsze miejsce. Nie tylko do zwiedzania. Także do życia.

Czym zajmujesz się w piśmie?

Skończyły się czasy, gdy wykonywałam wszelkie czynności związane z opracowaniem tekstów. Dziś jestem redaktorem literackim oraz jednym ze stałych autorów piszących do „Asystenta”, co bardzo mi odpowiada. Do przemiłych obowiązków należy na przykład zapraszanie kolegów i koleżanek po fachu do współpracy. Dzięki temu pismo może się poszczycić kolekcją świetnych tekstów dla dzieci i młodzieży. Są to wiersze, opowiadania, fragmenty naszych książek. I wspaniałe nazwiska twórców, np. Agnieszki Frączek, Kasi Wasilkowskiej, Pawła Beręsewicza, Rafała Witka, a to wcale nie koniec tej imponującej listy.

Poza moimi utworami, również zasilającymi każdy numer „Asystenta”, odpowiadam za część artykułów, a także wywiadów i z radością „przesłuchuję” wiele znakomitości, reprezentujących najczęściej polską kulturę lub naukę. Ostatnio miałam zaszczyt „przepytywać” Arta Chmielewskiego, polskiego naukowca z NASA i... syna Papci Chmiela! To gratka mieć takiego rozmówcę.

Czy twoja praca, doświadczenia, kontakty z Polonią przekładają się na twórczość, coś cię zainspirowało, poddało pomysł?

Oczywiście! Dzięki tej wieloletniej przyjaźni z Polonią inaczej patrzę na naszą rzeczywistość. Jakby podwójnie, dostrzegając blaski i cienie życia na obu kontynentach. To dla każdego pisarza szczególne doświadczenie, wyzwanie dla wyobraźni i ćwiczenie się w postrzeganiu wszelkiej różnorodności. Są i efekty tego mojego nowojorskiego zauroczenia. „Pięć choinek, w tym jedna kradziona” stały się opowieścią, w której łączę polsko-amerykańskie wątki. To książka świąteczna, a jak wiadomo, czas świąt dla naszej emigracji na całym świecie jest wyjątkowo ważny. Mam nadzieję, że udało mi się przemycić klimat i magię tych zimowych dni w najbardziej familijnej historii, jaką napisałam. Pomysłów i inspiracji wciąż przybywa. Żałuję tylko, że ubywa czasu. To nieznośne uczucie.

Nad czym teraz pracujesz dla „Asystenta”?

Przygotowujemy nowy numer, więc pewnie usiądę do kolejnego opowiadania i wierszowanych zagadek, które są pisane z myślą o uatrakcyjnieniu lekcji i zabaw w polonijnej szkole. Ale też może się zdarzyć, że któryś z naszych współpracowników redakcyjnych nie zdąży oddać swego materiału, wówczas wkroczę ja. I to wcale nie z „tematem zastępczym”. Takich nie ma. Nie w „Asystencie”. Bo to pismo, które wciąż potrzebuje nowych wyzwań i ciekawych artykułów. Powstaje przecież z myślą o społecznikach-nauczycielach, bardzo pracowitej części naszej Polonii, która w trudnych warunkach walczy o godne miejsce polszczyzny w życiorysach swych uczniów.

Czyli teraz spokojnie popracujesz w Bytowie?

Przez chwilę na pewno! (śmiech). Tak się składa, że jeszcze targa mną jet lag po niedawnym powrocie, a już w maju spotkam się z przyjaciółmi na Florydzie, gdzie odbędzie się tegoroczny zjazd nauczycieli polonijnych z całych Stanów i Kanady. To wspaniałe święto oświatowej przyjaźni połączone z warsztatami i spotkaniami, z dyskusjami panelowymi i rozmowami w kuluarach o tym, co dla polskich szkół za granicą jest naprawdę ważne. Mam zaszczyć wystąpić tam jako autorka, literaturoznawczyni i, oczywiście, redaktorka „Asystenta”. Ale zanim dotrę do Orlando, spędzę kilka dni w Nowym Jorku, gdzie też zaplanowano warsztaty. No i nie brakuje zaproszeń na spotkania w Polsce. To wszystko bardzo cieszy, ale nie moją wydawczynię!

Właśnie spóźniam się o kolejny miesiąc z oddaniem nowej książki. Jedno jest pewne. Niezależnie, dokąd niosą mnie zawodowe wiatry, zawsze z największym entuzjazmem wracam do Bytowa. Bo to właśnie podróże uświadomiły mi najbardziej, że tu i tylko tu jest moje miejsce...

No to więcej nie przeszkadzam. Życzę dobrych pomysłów i powodzenia.

Obserwuj nas na Obserwuje nas na Google NewsGoogle News

Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.

Komentarze mogą dodawać tylko zalogowani użytkownicy.

Zaloguj się

Reklama

Wideo kurierbytowski.com.pl




Reklama
Wróć do