
Zielarka Ewa Waśniewska marzy o stworzeniu ogólnodostępnego ogrodu z ziołami. - Wiele pożytecznych roślin można uprawiać nawet w miejscach publicznych - mówi, propagatorka ziołolecznictwa.
E. Waśniewską odwiedzamy w Masłowicach Tuchomskich. Zjeżdżamy z asfaltowej powiatówki i kilkaset metrów pokonujemy polną drogą. Docieramy do domu, który stoi na uboczu z dala od innych zabudowań. To urokliwe miejsce otoczone łąkami i lasem. Tuż przed wejściem do budynku rośnie m.in. żyworodka, piołun, oregano i cząber. Pani domu wita nas i zaprasza do środka. Już od wejścia uwagę zwracają słoiki i butelki z różnymi specyfikami, a także wszystko, co potrzebne do przygotowania ich zawartości i suszenia ziół. - Kupiliśmy to gospodarstwo w 1988 r. Zawodowe sprawy trzymały mnie i męża jeszcze do ub.r. w Trójmieście. Jednak w Masłowicach razem z dziećmi spędzaliśmy każdy wolny czas. Pamiętam, że szukając miejsca, które byłoby naszą odskocznią od miasta, oglądaliśmy również dom w Kartuzach. Okolica była całkiem dobra, choć dom wymagał gruntownego remontu. Jednak to nie było to to, czego szukaliśmy. Zgoła inaczej w przypadku tego miejsca. Był sierpień. Czas żniw. Słońce przyjemnie świeciło. Zdawaliśmy sobie sprawę, że tu też czeka nas dużo pracy przy domu, ale sprawdziliśmy tylko, czy jest prąd i woda, bo od razu pokochaliśmy to miejsce. Później doszła do tego jeszcze miłość do ludzi, bo poznaliśmy wiele wspaniałych osób. Całe życie spędziliśmy nad morzem i wcale za nim nie tęsknimy. Mamy tu wiele możliwości odpoczynku. Wystarczy tylko wyjść z domu - opowiada E. Waśniewska.
ZACZĘŁO SIĘ OD PARZENIA HERBAT
W pokoju, do którego nas zaprasza, nie sposób nie zauważyć regału zapełnionymi książkami. - To nie cała nasza kolekcja. Sporo rozdaliśmy przy przeprowadzce. Nie mielibyśmy gdzie ich trzymać. Zostawiliśmy te, z których korzystamy - tłumaczy E. Waśniewska. Część księgozbioru to przewodniki po ziołach, ich zastosowania w kosmetyce czy diecie. - Już jako kilkuletnia dziewczynką zaczęłam interesować się tym, co daje nam natura. Pamiętam, że prosiłam mamę, aby kupowała mi zioła, które uwielbiałam parzyć. Dość szybko nauczyłam się czytać również po francusku. W moje ręce wpadły książki w tym języku dotyczące zastosowania poszczególnych roślin. Rozwijałam zainteresowanie przyrodą i tego, co możemy z niej czerpać - mówi pani Ewa.
LEKARZ Z POWOŁANIA
- W dzieciństwie w szczególności interesowałam się archeologią i historią starożytną. Lubiłam naukę o przeszłości. Potem bardziej od niej interesowała mnie przyszłość i to, co mogę zrobić, aby mieć na nią wpływ również dla innych ludzi. Jak mogę pomóc im ją kształtować. I tak mniej więcej w wieku 7-10 lat postanowiłam, że zostanę lekarzem. Byłam pewna tej drogi - mówi E. Waśniewska. I tak też się stało. Jako specjalizację wybrała dermatologię. - W czasach, gdy ja studiowałam, medycyna nie była tak bardzo wyspecjalizowana. Jednak mój wybór był dla mnie oczywisty. Chciałam traktować człowieka jako całość. Każda choroba zostawia ślad na naszej skórze. Bycie lekarzem oznacza ciągły rozwój. Cały czas musimy uzupełniać swoją wiedzę. Rzadko bywa, że gdy przechodzimy na emeryturę, kończymy działać - tłumaczy lekarka. Pracowała m.in. w Akademii Medycznej, szpitalach i przychodni. Dużo podróżuje po świecie, uczestnicząc w kongresach. Dziś przyjmuje pacjentów w prywatnej praktyce. Przez cały ten czas udzielała się także społecznie, prowadząc zajęcia m.in. dla rodziców. - Opowiadałam przede wszystkim o chorobach wieku dziecięcego oraz o tym, jak ważne jest żywienie i jakość tego, co jemy już od najmłodszych lat. Poza tym organizowałam spotkania dotyczące głównie profilaktyki zdrowia. Na nich poruszałam m.in. zagadnienia dotyczące ziołolecznictwa. Gdy przybyliśmy na Ziemię Bytowską, myślałam, aby organizować podobne tu na gruncie lokalnym - opowiada lekarka.
Tak też się stało. E. Waśniewską poznaliśmy jako propagatorkę ziołolecznictwa, poradnictwa zbiorów i wyrobów z naszych łąk. Takie spotkania prowadziła m. in. w Modrzejewie, Kramarzynach czy Masłowicach Tuchomskich. - Traktuję je nie jako nauczanie, a wymianę doświadczenia. Ciekawi mnie, jakie domowe sposoby naszych babć znają mieszkańcy. Na jednym dowiedziałam się, że młode pędy malin suszy się, a następnie gotuje. Napar wygląda i pachnie jak owoce. Otrzymujemy herbatę idealną na przeziębienie. Co ciekawe, obserwuję też, jak nasza świadomość dotyczącą tego, co jemy, z roku na rok wzrasta. Szczególnie u młodszego pokolenia, co napawa optymizmem. Nie musimy się wysilać, aby znaleźć informacje i przepisy. Wszystko mamy w internecie. Sama nierzadko szukam tam inspiracji. A tu, gdzie mieszkamy, mamy warunki i możliwości, by korzystać z tego, co oferuje przyroda - dodaje E. Waśniewska.
WSZYSTKO ZALEŻY OD NASZEGO SERCA
- Żyjemy w czasach, które są bardzo niezdrowe. Nie chodzi tylko o chemię w jedzeniu. Są bardzo stresujące i obciążające psychicznie, pełne strachu i niepewności. To też jest podłoże niektórych chorób. Dlatego ja zawsze powtarzam, że podstawą naszego życia i motywem przewodnim w leczeniu powinno być uświadomienie sobie, jakie jest piękne. Gdy zapadamy na ciężkie choroby, zazwyczaj potrzeba mocnych leków, aby je leczyć. Najważniejsze, to poradzić sobie z pierwszym etapem. Mieć świadomość, że robi się wszystko, aby ją pokonać. I cieszyć z każdego dnia. Wszystko zależy nie od głowy, a od serca i od naszego ciepłego podejścia - wyjaśnia E. Waśniewska.
Wyznaje zasadę, że lepiej zapobiegać niż leczyć. - Jesteśmy coraz bardziej świadomi tego, co jemy. Dlatego częściej wolimy dodać kilka złotych więcej na produkty ekologiczne, z wiadomego źródła, często lokalne. Niejeden sklep ma w swoim asortymencie dział ekologiczny z jedzeniem o dobrym składzie. Są ogólnodostępne. Bardzo spodobała mi się inicjatywa kooperatywy kaszubskiej. Pamiętajmy, że oszczędzając na zdrowiu, możemy później zapłacić wysoką cenę. Niektórych dolegliwości niestety nie unikniemy, ale możemy np. wzmocnić odporność - mówi pani Ewa, dodając: - Tak właśnie dbamy o nasze zdrowie już od podstaw. Od tego, co dostarczamy naszemu organizmowi. Wiele nietolerancji pokarmowych wywołanych jest obciążeniem chemią. Jeśli zapewnimy zdrowe jedzenie, z natury pozwolimy się mu oczyszczać. Aby w tym pomóc, możemy pić soki z pokrzywy, brzozy czy syropy z mniszka lub czarnego bzu. Pozwolą nam odciążyć organizm i wrócić do sił, by być aktywnym. Dodatkowo róbmy to z radością. Każdy posiłek przygotowany z pozytywnym nastawianiem po prostu lepiej smakuje.
JESIEŃ TO CZAS NA DZIKĄ RÓŻĘ I ŻURAWINĘ
E. Waśniewska korzysta też z tego, co daje natura oraz na przygotowywanie z tego herbat, nalewek, miodów, przetworów czy kosmetyków. - Idąc np. po głóg czy pokrzywę, wybieram miejsca oddalone od ulic czy pól, gdzie rośliny mogą mieć kontakt ze spalinami czy nawozami. Powinniśmy na to zwrócić szczególną uwagę. Tak samo jak na lokalność. Nasz organizm jest związany z miejscem, w którym żyjemy. Dlatego wybierajmy miody od sprawdzonego, lokalnego pszczelarza, tak samo przetwory, zioła czy inne rzeczy - tłumaczy E. Waśniewska. W jej domowej apteczce nie brakuje np. syropów z pędów sosny, które mają zbawienny wpływ na drogi oddechowe i przeziębienie czy konfitury z żurawiny dobrej na układ moczowy. - W przypadku tego drugiego owocu ważne jest, aby go najpierw przemrozić. Wyeliminujemy w ten sposób niektóre substancje. Zostaną tylko te dobre. Nie bez przyczyny dawniej zbierało się żurawinę dopiero po pierwszych przymrozkach - tłumaczy E. Waśniewska. Na jej półkach nie brakuje produktów z pokrzywy, piołunu, lipy, rokitnika, a nawet z oregano. - To dobre jako przyprawa. Ale wykazuje też dobre właściwości dezynfekujące, wzmacnia odporność i wpływa na trawienie - wymienia lekarka. Aby wzmocnić krążenie mózgu, koncentrację i odporność, proponuje niewielkie ilości korzenia tataraku. - Co do kawy, to jeśli jest dobrej jakości, a nie z kiepskiego ziarna, to może nam służyć jako pomoc przy przejściu przez wysiłek umysłowy. Na pewno nie wybierajmy tej rozpuszczalnej. Umiejętne picie tego czarnego napoju nam nie zaszkodzi. W przypadku niektórych starszych osób jeden, dwa łyki przed snem pozwolą na szybsze zaśnięcie. Oczywiście należy jej unikać przy nadciśnieniu. Pita w dużych ilościach nie przysłuży się naszemu organizmowi, tym bardziej jeśli będzie miała kiepską jakość. Polecane jest np. picie kawy z cytryną, w proporcjach pół na pół. Może nie smakuje, ale taka działa na ból głowy - wyjaśnia E. Waśniewska.
Wyrobami ze swojej domowej apteczki obdarowuje rodzinę i znajomych. - Niekiedy mąż mówi, że mamy za dużo słoików. Bo cały czas się urządzamy po przeprowadzce i bywa, że faktycznie można je znaleźć niemal w każdym pomieszczeniu. Ale wspiera moją pasję i pomaga. Tak samo dzieci. Córki dzwonią i pytają, czy mam kwiat lipy, ale tylko ten z Masłowic. Same też dużo przygotowują, zwłaszcza starsza z nich - opowiada.
Od czasu do czasu z tego, co zbierze, robi kosmetyki. - Swego czasu wykonywałam bardzo dużo z wykorzystaniem nagietka. Takie wyroby mają krótki termin przydatności, ale warto poświęcić chwilę, aby je przygotować. A jeśli wybieramy ze sklepowych półek, to sięgajmy po te z naturalnych składników. Bardzo ciekawa jest nalewka wykonana na płatkach białej lilii. Ma działanie dezynfekujące. Dobrze wpływa na trudno gojące się rany. Jest niezastąpiona m.in. przy zanokcicy. Polecam też używanie szarego mydła, który nie ingeruje agresywnie w naszą florę bakteryjną w przeciwieństwie do drogeryjnych żeli czy płynów. Roztwór z tego produktu dodany do kąpieli stóp, ukoi zmęczone - zapewnia E. Waśniewska.
Również jesienią jest po co się wybrać na zbiory. - Czekam na żurawinę, bo w borówkę jestem już zaopatrzona. Przejdę się też po dziką różę, bo ją wystarczy ususzyć i później dodawać do herbat. Tak samo postępujemy z głogiem. Boleję nad tym, że w okolicy nie ma tarniny bardzo pomocnej przy wzmocnieniu układu krążenia. Szczepki mi się niestety nie przyjęły póki co. W cieplejszy dzień przejdę się po dziki bez, gdyż owoce trzeba zbierać, kiedy jest sucho. Trzeba pamiętać, aby poddać je obróbce termicznej. Zrobić np. sok. Nie używamy ich na surowo - opowiada lekarka.
Jej marzeniem jest stworzenie w Masłowicach wyjątkowego miejsca. - Miałby to być duży ogród z ziołami, dostępny dla każdego zainteresowanego tym tematem. Jestem na etapie planowania, mam dużo miejsca. Wiele pożytecznych roślin można uprawiać nawet w miejscach publicznych - mówi E. Waśniewska, dodając: - Chciałabym i życzyła wszystkim, abyśmy cieszyli się życiem. Mimo skromnych warunków czy niekiedy niepowodzeń. Radość to najważniejszy czynnik zdrowia. Żyjmy bliżej przyrody, niech tak jak dawniej jej cykl wyznacza nam pewien rytm. I czerpmy z niej. Bierzmy to, co nam oferuje.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!