Reklama

Wojenne wspomnienia z Upiłki

31/12/2019 18:30

- Wiele lat po wojnie z ziemi wyorałem kości ludzkiej nogi - opowiada Edward Olik z Upiłki. Ponad 74 lata temu w okolicy miało miejsce jedno z krwawszych starć ofensywy pomorskiej. Nie przypadkiem to tu mieści się jedyny na Gochach cmentarz wojenny.

Wraz z topniejącymi śniegami i odchodząca zimą 1945 r. na Pomorzu przyszedł front. Niemieckie wojska należące do grupy Armii Wisła Heinricha Himmlera coraz bardziej nerwowo przygotowywały się na odparcie ataku 2 Frontu Białoruskiego dowodzonego przez Rokossowskiego. Radzieckie wojska musiały przełamać niemieckie umocnienia stworzone w ramach Wału Pomorskiego. Pod koniec lutego 1945 r. z kierunku Chojnic natarcie rozpoczęła 70 Armia Radziecka generała Wasilija Popowa. Na drodze do Miastka stanęły im oddziały 2 Armii niemieckiej dowodzonej przez Walthera von Weissa. Właśnie na przedpolach Upiłki doszło do krwawego starcia wojsk pancernych, w których poległo kilkuset żołnierzy i zniszczono kilkadziesiąt czołgów. Wojska niemieckie tylko na chwilę odsunęły moment swojej klęski na Gochach. 2.03. Armia Czerwona wkroczyła do Upiłki i pobliskiego Borowego Młyna. - Jô pamiãtóm tã wòjnã. Jô miôł 12 lat w ten czas - zaczyna opowieść Edward Olik jeden z najstarszych mieszkańców Upiłki. - Najpierw do wsi przyszli Niemcy. Wszędzie byli żołnierze, czołgi i ciężarówki. Przygotowywali się do obrony. Wysadzili nawet most na rzece Prądzonie, na drodze w kierunku Lipnicy. Ale Ruscy ich przechytrzyli, bo przyszli od strony Nowej Brdy. Ludzie się bali. Każdy w pobliskich lasach wcześniej przygotował sobie bunkier. Tam się schowaliśmy, jak zaczęła się bitwa - opowiada.

Gdy odgłosy dział ucichły, mieszkańcy wyszli z ukrycia. - Niemcy zostali rozbici, bo skończyła im się amunicji. Ruscy gnali ich za jezioro Gwiazda. Potem we wsi opowiadali, że trzej oficerowie na skraju wsi sami się zabili. Woleli śmierć niż dostać się w ręce wroga - opowiada E. Olik. Czas oswobodzenia do dziś nie wiąże się u niego z radością. - Gdy weszli Rosjanie, zrobiło się jeszcze gorzej. Chodzili po domach, kradli, co się dało. Chłopom zdejmowali buty, a na podwórkach łapali kury. Młode dziewczyny w strachu, że zostaną zgwałcone, brudziły się na twarzach i chodziły w starych łachach. Już po przejściu frontu ruscy spalili 5 budynków w centrum wsi. Były drewniane i kryte słomą - mówi E. Olik. Gdy wydawało się, że najgorsze już ma za sobą, jako kilkunastoletni chłopiec stracił ojca. - Jego i paru innych mieszkańców wsi wzięli Ruscy. Wyciągali ich z domu i prowadzili w kupie drogą przez wieś. Był tam Wick Lemańczyk, Edmund Zieliński, Rudnik z Zagwiazdy. Nikt się bardzo nie opierał, bo powiedzieli im, że będą odbudowywali mosty. Każdy liczył, że szybko wrócą. Tak jednak nie było. Ruscy najpierw zabrali ich do Chojnic. Tam wpakowali w wagony i wywieźli na Ural. Chłopi, którzy wrócili, opowiadali, jak strasznie tam było. Aby przeżyć, gotowali końskie kopyta. Mój ojciec tam został. Podobno umarł tego dnia, kiedy mieli ich wypuszczać do domu. Opowiedział nam o tym sąsiad, któremu udało się wrócić. Ojciec urodził się w 1889 r., miał wtedy ponad 56 lat. Podobno był już słaby i chory na tyfus. Poszedł do latryny. Tam zamiast ubikacji była dziura na fekalia i drąg, na którym się siadało. Ojciec wpadł i już tam został. Ledwo go pamiętam - opowiada ze smutkiem w głosie E. Olik. Szybko musiał dorosnąć, aby wspólnie z matką poprowadzić niewielkie gospodarstwo rolne.

Wojna odbiła piętno na wsi. - Zginęło tu masę ludzi. Wszędzie były trupy żołnierzy, którzy zginęli w czasie działań wojennych. Na początku chowano ich, gdzie popadnie. Czasami tam, gdzie znaleziono, na poboczach dróg, lasów, na polach. Po wojnie postanowiono zrobić z tym porządek. Po wojnie z gminy był nakaz, aby pozbierać ciała z okolicznych pól i lasów. Tak powstał na skraju wsi cmentarz wojenny. Pochowano tam ok. 450 ciał żołnierzy, które zebrano po okolicy. Miałem wtedy jakieś 14 lat i byłem ciekawy, co tam robią. Wykopali duże groby 10 na 3 m i kładli ciała jedno na drugim. Cmentarz miał być dla Rosjan, ale pochowali tam też żołnierzy w niemieckich mundurach. Mieszkańcy pokazywali miejsca, gdzie leżały ciała. Ludzie wozami zwozili je do grobów na nowy cmentarz. Czasami były tylko kości i smród. Aby nabrać odwagi, chłopi najpierw sobie wypili, a później jechali zbierać ciała. Czasami też z nimi jeździłem - mówi E. Olik. Wiele lat po wojnie ziemia wciąż skrywała ślady wojny. - W czasie frontu żołnierzy często pospiesznie zakopywano w płytkich grobach. Dlatego na ich szczątki trafiano wiele lat po wojnie. Sam kiedyś orałem koniem pole i z ziemi wydobyłem kości ludzkiej nogi. W Upiłce był stolarz Spiczak-Brzeziński, co robił trumny na odnalezione po wojnie szczątki. Przy kościach znajdowano też czasami broń, która potem brała gmina - opowiada E. Olik.   

Jako jeden z nielicznych mieszkańców pamięta jeszcze przedwojenną Upiłkę. - Niedawno gmina wybudowała nowy most na drodze we wsi. To trzeci, jaki pamiętam. Na początku był drewniany. W latach 60. przebudował go Wick Gierszewski z Pustków. Płaciła gmina, która wtedy była jeszcze w Borowym Młynie. Tam, gdzie jest dziś przystanek, stała kuźnia. Prowadził ją mój wujek Florian Borzyszkowski. Dalej za mostem były młyn i tartak. Przed wojną prowadził go Roda. Wieczorem zastawiał przepływ, aby w stawie zebrała się woda, która następnego dnia zasilała młyn i trak. Po wojnie prowadził to Bobkowski. Potem wszystko się rozsypało i gmina kazała rozebrać. Sprzęty poszły na złom - wspomina nam E. Olik podczas krótkiego spaceru po Upiłce. Chociaż to jedna z mniejszych miejscowości w gminie Lipnica, jej wojenna historia wciąż pobudza wyobraźnię.

 

Obserwuj nas na Obserwuje nas na Google NewsGoogle News

Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!

Reklama

Reklama

Wideo kurierbytowski.com.pl




Reklama
Wróć do