Reklama

Woda zalewa domy, drogi i pola

26/11/2017 14:00

- Zalało dużą część podwórka. Z budy dla psa widać tylko szczyt dachu. Stan cały czas się podnosi. Za chwilę woda zacznie zagrażać budynkom, ale urzędy zajmują się biurokracją - żali się Daniel Kuchta z wybudowań Sierzna.


Droga wojewódzka przy wyjeździe z Udorpia w stronę Chojnic coraz bardziej przypomina groblę. Poziom wody po obu stronach nasypu od kilku tygodni przybiera. Najpierw zalane zostały grunty rolne. Teraz stan podniósł się na tyle, że zagrożone są drogi dojazdowe do posesji i same budynki. - Widziałem, jak z dnia na dzień woda coraz bardziej zbliża się do mojej hali. Zajęła już część utwardzonego placu. Do ścian budynku zostało tylko kilka metrów. Nie wiedziałem, gdzie z tym mam iść. Na początku listopada zadzwoniłem na straż pożarną. Przyjechali i powiedzieli, że nic nie mogą tu poradzić. Pojechałem do starostwa i opowiedziałem o problemie. Kazali mi napisać pismo. 9.11. zaniosłem im na piśmie prośbę o reakcję i udrożnienie odpływów z jeziora Sierzenko. Nie pamiętam, aby stan tego zbiornika kiedyś był tak wysoki. Woda już wystąpiła z brzegów, zalewając okoliczne lasy i łąki. Na mój teren przepływa górą, przez gminną gruntówkę. Normalnie odpływała pod drogą wojewódzką, ale teraz prawdopodobnie po drugiej stronie zapchał się przepust - mówi D. Kuchta.


Właściciele pobliskich posesji mają ten sam problem. Ich gospodarstwa pomału przypominają wyspy. - Studnia, w której zaczynała się drenarka odprowadzająca wodę do Borui, już na początku jesieni została zalana. Teść opowiadał, że w latach 70. wykonano remont tego odcinaka. Doszli do tego miejsca. Teraz tam jest drenarka o mniejszej średnicy, która nie jest w stanie odebrać tak dużej ilości wody. Teraz rozlewa się wokół. Boimy się, że za chwilę dotrze do zabudowań. Już zaczęła pokazywać się w piwnicy - opowiada z kolei Ryszard Mach.


Poziom wody przekroczył już 2 m i wciąż rośnie. - Od listopada nikt nic nie robi. Urzędy tylko przekazują sobie pisma. Dopiero w ub. tygodniu ze starostwa przyjechali na wizję lokalną. Pływali po jeziorze i szukali studni. Stwierdzono, że sami mamy się tym zająć i udrożnić przepływ na swój koszt. W okolicy jest kilku właścicieli pól. Kto ma chodzić i zbierać na koparkę? - rozkłada ręce R. Mach. Urzędnicy starostwa wszczęli procedurę, która ma wskazać osoby, do których należą grunty objęte zlewnią. - Zanim wszystkich powiadomią i cała procedura się zakończy, nasze domy zostaną zalane. Urząd powinien zlecić udrożnienie przepustów, a później dochodzić, kto ma zwrócić za to pieniądze. Jeżeli taka pogoda utrzyma się dłużej, woda zacznie szybko przybierać. Nie chcę myśleć, co będzie po śnieżnej zimie, gdy przyjdą roztopy - mówi D. Kuchta.


Urzędnicy przekonują, że muszą rozwiązywać takie sprawy zgodnie z prawem. - A ustawa mówi wyraźnie, że ciężar utrzymania urządzeń melioracyjnych leży po stronie osób, które uzyskują korzyści z odwadnianych gruntów rolnych. Wystąpiliśmy do Zarządu Melioracji i Urządzeń Wodnych, aby ustalili zlewnię i osoby odpowiedzialne za stan drenarek. Zaraz potem każdemu wydamy decyzje na utrzymanie urządzeń - mówi Małgorzata Zielonka, naczelnik wydziału ochrony środowiska, rolnictwa i leśnictwa w bytowskim starostwie. Urzędniczka nie ukrywa, że w wielu przypadkach wina leży po stronie samych rolników. - Przez lata sieć melioracyjna nie jest konserwowana. Zawiadamiają nas, dopiero gdy sytuacja jest krytyczna i nie widać już studzienek. W tym przypadku jest nawet podejrzenie, że ktoś specjalnie zablokował odpływ, aby spiętrzyć wodę - mówi M. Zielonka.

Obserwuj nas na Obserwuje nas na Google NewsGoogle News

Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!

Reklama

Reklama

Wideo kurierbytowski.com.pl




Reklama
Wróć do