
- Te jeziora nie nadają się do gospodarki rybackiej - mówi dr hab. Wiktor Kotowski z Uniwersytetu Warszawskiego. Chodzi o Sierzenko i Czarne, których przyszłość rozstrzyga się właśnie w Urzędzie Wojewódzkim w Gdańsku.
Kiedy Marcin Jaworski z bytowskiego Stowarzyszenia „Nenufar” dowiedział się, że Wiktor Kotowski w weekend pojawi się pod Bytowem, zaproponował mu, by odwiedził również jezioro Sierzenko, zbiornik dystroficzny w okolicach Sierzenka (gm. Bytów), będący obiektem zainteresowania jego organizacji. - Pan Kotowski jest specjalistą od torfowisk i obszarów podmokłych. Zajmuje się również ich ochroną i przywracaniem do stanu naturalnego. Jest związany z Centrum Ochrony Mokradeł, które działa w całej Polsce - mówi M. Jaworski. Warszawski naukowiec zgodził się i w towarzystwie bytowiaka zajrzał 15.10. nad jeziora Czarne i Wokuny. Te dystroficzne zbiorniki o brązowej wodzie są bardzo ubogie w życie, ale na ich torfowych brzegach zamieszkuje sporo rzadkich gatunków flory i fauny. Stowarzyszenie stara się przejąć Sierzenko i Czarne, bo nie mają one w tej chwili dzierżawcy. Jedno z nich wcześniej bezskutecznie próbowano przekształcić w łowisko karpiowe.
- Jeziora dystroficzne, w tym Sierzenko, z natury nie nadają się do gospodarki rybackiej - wyjaśnia W. Kotowski. Według biologa razem z pobliskimi torfowiskami, m.in. Lisią Kępą, która w 2020 r. stała się rezerwatem, tworzą jeden duży kompleks. Dziś jest on znacznie zniszczony przez melioracje przeprowadzone jeszcze za pruskich czasów. - Prawdopodobnie chodziło wtedy o uzyskanie nowych gruntów dla lasów i rolnictwa - mówi naukowiec. Jednak melioracje poprzez obniżanie poziomu wody w torfowiskach doprowadziły do rozkładania się budującego je torfu. Produkty tego rozkładu, kwasy humusowe, przez system rowów zaczęły wpływać do wspomnianych jezior, powodując jeszcze silniejsze niż w klasycznych jeziorach dystroficznych obniżenie pH wody oraz zabarwiając ją na ciemnobrązowy kolor (w sąsiadującym rezerwacie Lisia Kępa woda w jeziorach ma jasnobrązowy, miodowy odcień). Tak dzieje się do dziś, bo system rowów wciąż funkcjonuje. Co prawda mikroorganizmy żyjące we wspomnianych jeziorach „żywią się” substancjami pochodzenia torfowego, jednak przy tym zużywają tlen zawarty w wodzie. Nie starcza go więc dla innych zwierząt i roślin. W efekcie życie w jeziorach jest wyjątkowo ubogie. Przetrwać w nich mogą tylko gatunki odporne na bardzo kwaśną wodę i niską zawartość tlenu. Kolejne ograniczenie dotyczy fotosyntezy, brązowa woda bardzo słabo przepuszcza promienie słoneczne, więc rośliny „normalnie” żyjące pod powierzchnią nie mają tu odpowiednich warunków.
Mimo to niektórzy uważają, że poprzez wapnowanie czy wlewanie gnojowicy (taki proceder miał miejsce) można zmienić właściwości tych zbiorników. - To nie tylko nic nie da, ale pogłębi problemy z tlenem. Mikroorganizmy żyjące w wodzie będą miały jeszcze lepsze warunki do rozwoju, a więc zużyją więcej tlenu. Dla ryb go tam nie wystarczy - wyjaśnia W. Kotowski, zwracając przy tym uwagę, że rozwiązania należy szukać gdzie indziej. - To ograniczenie dopływu kwasów humusowych jest kluczem do poprawy stanu jezior. Torfowiska to takie gąbki. Te związane z jeziorami dystroficznymi są położone nieco wyżej od nich, więc woda razem z produktami rozkładu torfu naturalnie do nich spływa. Gdyby podnieść poziom wody w jeziorach, tamując odpływy, ustałoby odwadnianie torfowisk, a tym samym znacznie ograniczyłby się dopływ związków humusowych - tłumaczy naukowiec. Jego zdaniem zablokowanie działania pruskich melioracji nie tylko poprawiłoby stan jezior i torfowisk, ale też przyczyniło się do większej retencji w naszej okolicy, co ma znaczenie w dobie zmian klimatu. Zyskałaby też przyroda, bo dobrze funkcjonujące torfowiska stanowią ostoje dla wielu ginących gatunków.
- Myślę, że nie powinno być kłopotu w uzyskaniu środków na ten cel. Lasy Państwowe mogłyby otrzymać dofinansowanie np. z programu FEnIKS czy programu małej retencji - mówi W. Kotowski. Jego zdaniem pierwszym krokiem do poprawy stanu jezior dystroficznych i związanych z nimi torfowisk mogłoby być przekształcenie ich w użytek ekologiczny.
Na razie nie wiadomo, jaka będzie przyszłość Czarnego i Sierzenka. Niewykluczone, że nie trafią w ręce osób zainteresowanych prowadzeniem na nich gospodarki rybackiej. Należą do Skarbu Państwa i w jego imieniu wydzierżawia je bytowskie starostwo. Obecnie jednak oba nie są obciążone umowami dzierżawnymi. Nie oznacza to, że wkrótce nie zostanie ogłoszony przetarg na ich dzierżawę. Choć niekoniecznie. Na razie nad ich przyszłością zastanawiają się w Urzędzie Wojewódzkim w Gdańsku, do którego bytowskie starostwo zwróciło się z wnioskiem o przekazanie zbiorników w użyczenie Stowarzyszeniu „Nenufar”.
Tekst ukazał się w „Kurierze Bytowskim” z 20.10.2023 r.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!