Reklama

Skrzydlaty młyn z Ostrowitego

02/05/2024 11:26

Chociaż młyny napędzane siłą wody były popularniejsze, również wiatraki stanowiły część krajobrazu Ziemi Bytowskiej. Jeden z ostatnich funkcjonował w Ostrowitem na Gochach. Prowadziła go rodzina Marquardt, wielopokoleniowa familia młynarzy.

Kilka lat temu, podczas rozmowy z Maksymilianem Krygierem z Ostrowitego, trafiłem na stare zdjęcie. Wyjątkowy okazał się bohater drugiego planu. Cztery osoby pozowały bowiem na tle wiatraka. - Gdzie to zdjęcie zrobiono? - zapytałem. - Dziś już mało kto pamięta, że grykę na kaszę w Ostrowitem mieliło się w młynie napędzanym wiatrem. Do dziś zostały po nim fundamenty - opowiadał M. Krygier. Przekonywał, że jego krewny przed II wojną światową przywiózł wiatrak na Gochy w częściach. - Marquardt ożenił się z kuzynką mojej matki, z Myszków. Potem kupili gospodarstwo w Ostrowitem, za Ryngwelskimi. Tam postawili wiatrak, w którym mielili grykę i zboże na mąkę. Młyn pracował tylko jak wiało. W czasie wojny wiatrak się spalił. Potem wujek próbował go odbudować, ale nigdy go już nie uruchomił - opowiadał M. Krygier.
Postanowiłem odnaleźć miejsce, w którym stała ta wyjątkowa konstrukcja. Na jej ślady trafiłem dość szybko. Na niewielkiej polanie, jakieś 100 m od drogi powiatowej przecinającej wieś, pozostała resztka betonowej posadzki i fundamentów. Potwierdzeniem, że to dobry trop, były stojące tam żarna młyńskie i metalowe fragmenty, zapewne pozostałości wiatraka. Szybko okazało się, że we wsi mieszka jeszcze rodzina dawnych młynarzy. 
Więcej światła na historię wiatraka i rodzinnego rzemiosła rzucił mieszkający dziś w Niemczech Dariusz Marquardt. - Mój ojciec zmarł w 2000 r. Dlatego nieco więcej o losach wiatraka dowiedziałem się od jego najstarszego brata, który mieszka we Frankfurcie nad Odrą - opowiada D. Marquardt. Młyn ze skrzydłami w częściach do Ostrowitego sprowadził jego pradziadek Adolf Marquardt. - Wcześniej, wraz ze swoim ojcem, prowadził młyn wodny w Sominach. Spalili go Rosjanie w czasie II wojny światowej - wtrąca potomek właściciela wiatraka. Zaraz wraca jednak do głównego wątku swojej opowieści. - Stosunki między moim pradziadkiem a jego ojcem popsuły się po tym, gdy ten pierwszy wziął sobie za żonę Kaszubkę - katoliczkę. Rodzina była ewangelikami, dlatego jego ojciec miał mu to za złe. Ostatecznie syn Adolf poszedł na swoje. Najpierw wyprowadził się gdzieś pod Wałcz. W końcu jednak powrócił na Kaszuby i wraz z żoną prowadził młyn w Modrzejewie. Tam urodziły mu się dwie córki. Prawdopodobnie pradziadkowi interes nie szedł najlepiej, dlatego z czasem kupili ziemię w Ostrowitem. Z opowieści wiem, że nasza rodzina wędrowała. Prowadziliśmy wiele młynów. Młynarski fach przejmowaliśmy z ojca na syna. W Ostrowitem nie było warunków do budowy tradycyjnego młyna na wodę, dlatego pradziadek postanowił wybudować wiatrak - opowiada D. Marquardt. Młynarz najprawdopodobniej kupił stary i przeniósł go w częściach w nowe miejsce. - Do końca nie udało mi się ustalić, skąd pradziadek przywiózł w częściach ten wiatrak. Jeden z kuzynów przekonywał, że pochodził z Trzebiatkowej, ale pewności nie ma. Kuzyn wspominał, że gdy pradziadek kupił wiatrak, rozebrał go i każdą część ponumerował, aby łatwiej było go potem złożyć - mówi D. Marquardt.
Wiatrak w Ostrowitem stanął prawdopodobnie po I wojnie światowej. - Podobno pracował dobrze zasilany wiatrem. Potem przejął go dziadek Leon. Zamontował do młyna silnik diesla, aby mógł działać, również gdy nie wiało. Funkcjonował do II wojny światowej. Kiedy dziadek Leon trafił na front, młyn został zamknięty - opowiada D. Marquardt. Niestety, zawierucha wojenna nie ominęła Ostrowitego. - We wsi miały miejsce zacięte walki. Niemieccy żołnierze, broniący wsi, wybrali młyn na punkt obserwacyjny. Stał na wzniesieniu, skąd prowadzono ostrzał nadchodzącej armii czerwonej. Ostatecznie w jednym z ataków kilku niemieckich żołnierzy spłonęło razem z wiatrakiem - opowiada D. Marquardt.
Jego dziadek Leon przeżył wojnę. - Podobno gdy wrócił i zobaczył, że po jego młynie zostały tylko zgliszcza, zdenerwował się i okrzyczał babcię, że źle pilnowała. Nie poddał się jednak i podjął próbę jego odbudowy. Za komuny był jednak problem ze wszystkim. Materiały budowlane tylko na przydział. Ostatecznie nowy wiatrak zyskał nieco inny kształt niż wcześniejszy, a w środku brakowało urządzeń. Starych nie udało się wyremontować, bo ogień wszystko strawił. Nowa władza też źle patrzyła na na prywatną inicjatywę. Młyny w okolicy przejmowało państwo lub je zamykano. W końcu komuniści kazali konstrukcję rozebrać. I tak skończyła się historia wiatraka w Ostrowitem. Dziadek, szukając nowego zajęcia, zaczął naprawiać buty i rowery. Pracował też w urzędzie gminy jako inkasent podatków. Mimo trudności fach młynarski w rodzinie próbowano przedłużyć. Mój ojciec, który też miał na imię Leon, rozpoczął naukę zawodu w Hamer Młynie u Bielawy. Ale potem nie pracował w młynie. Prowadził niewielkie gospodarstwo i pracował na żwirowni w Ostrowitem - wspomina D. Marquardt.

Witold Wantoch Rekowski

Obserwuj nas na Obserwuje nas na Google NewsGoogle News

Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!

Aktualizacja: 02/05/2024 11:26
Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.

Komentarze mogą dodawać tylko zalogowani użytkownicy.

Zaloguj się

Reklama

Wideo kurierbytowski.com.pl




Reklama
Wróć do