Reklama

Mieszkają w różnych miejscowościach, wykonują różne zawody. Łączy pasja do śpiewu i muzykowania. Zespół Płomykowe Nutki z Tuchomka

11/02/2023 17:20

Na co dzień mieszkają w różnych miejscowościach, wykonują różne zawody, dzieli ich też niemała różnica wieku. Łączy pasja do śpiewu i muzykowania. Zespół Płomykowe Nutki z Tuchomka.

Kiedy wchodzę na salę, wita mnie gwar toczących się rozmów. Na scenie czekają mikrofony. Instrumenty też w pogotowiu. - Jesteśmy jak jedna muzyczna rodzina. Przez te kilka miesięcy zaprzyjaźniliśmy się. Ten wyjątkowy, świąteczny czas chcieliśmy spędzić ze sobą, w wyjątkowej oprawie - mówi od progu Andrzej Borzyszkowski z Tuchomka, jeden z inicjatorów założenia zespołu. Witam się ze wszystkimi i siadam przy kubku parującej herbaty.

Obecni są niemal wszyscy członkowie Płomykowych Nutek. Nie mogła się dziś pojawić Lidia Cysewskia z Tuchomia, którą wszyscy nazywają ciocią Lidzią. Zespół liczy 15 osób. Oprócz tych, którzy śpiewają, szeregi zespołu zasilają grajkowie. Ryszard Leszke dodatkowo pomaga również w sprawach technicznych. Patryk Tryba z Tągowia (gm. Tuchomie) w dłoni dzierży akordeon, a Krzysztof Chabowski z Niezabyszewa (gm. Bytów) saksofon. Nieobca jest mu też gra na gitarze. - Znamy się z Patrykiem od wielu lat. Mieliśmy już okazję razem grywać np. na weselach. Z kolei mój tata Ryszard zna się z panem Andrzejem. Wstąpił do zespołu, a ja razem z nim. Chciałem wrócić do tej pasji, bo przez obowiązki dnia codziennego nie było ostatnio czasu na muzykę, a zamierzam nadal się rozwijać w tym kierunku. Wiedziałem, że przy Patryku, który też jest multiinstrumentalistą, będę miał ku temu okazję. Atmosfera okazała się tu świetna, tak samo ludzie, którzy ją tworzą - mówi nam K. Chabowski. Jego tata, Ryszard, z muzyką związany jest od lat 70. - Należałem w tamtym czasie do kapeli, zasiadałem przy perkusji. Graliśmy na zabawach wiejskich, weselach. Nie było tak jak teraz, że sale, wystrój wystawny itp. Często występowaliśmy w garażach, stodołach, pod chmurką. Miałem bardzo długą przerwę w muzykowaniu. Były w życiu inne priorytety, w tym rodzina. Mimo że sam nie oddawałem się tej pasji w pełni, to w domu muzyka i tak była obecna. Mój syn, Krzysztof, poszedł w moje ślady i też gra na instrumentach. Teraz nadarzyła się okazja, by znów trochę pograć na gitarze, pośpiewać. Znaliśmy się z Andrzejem, bo grałem na jego weselu. Niedawno się spotkaliśmy. Zaproponował, abym z nimi podziałał. Póki zdrowie i siły pozwolą, to z chęcią będę się udzielał - mówi R. Chabowski.

Leszek Kupczyk przygrywa grupie na bębnie. Jak się dowiadujemy, to dar od sympatyka zespołu. - Usłyszał nasz występ na Święcie Dyni. Gdy zeszliśmy ze sceny, podszedł do nas. Trochę pogadaliśmy i zapytał, czego nam trzeba. Bardzo mu się spodobało to, co robimy, i chciał wesprzeć naszą grupę. Wspomnieliśmy coś o bębnie. No i go dostaliśmy, za co bardzo dziękujemy - opowiada nam L. Kupczyk, który również śpiewa: - Ostatni rok nie był dla mnie łatwy. Możliwość pośpiewania, spotkania się w większej grupie daje mi odskocznię od trosk dnia codziennego. Dla mnie to jedna z form terapii. Człowiek jest dzięki temu spokojniejszy. Ale co najważniejsze, spełniam też swoje marzenia z młodości. Zawsze chciałem nauczyć się grać na instrumencie. Myślałem o akordeonie. Nie miałem jednak ku temu możliwości. Trafił mi się bęben i bardzo mi się to podoba. Odkrywam przy okazji całą kulturę śpiewu, bo w domu tyle co na święta nuciliśmy kolędy. Na razie spotykamy się raz w tygodniu, choć niejeden z członków zespołu już sugerował, aby częściej. Ja też jestem za. Wiem, że to już trudniejsze do zrealizowania, bo każdy ma swoje prywatne zobowiązania. Za to w domu sam przygrywam sobie na instrumencie, słucham nagrań z naszych spotkań. Choć mam 60 lat, czuję, że się rozwijam. Wiek to tylko liczba, a ja bawię się muzyką w podobnym stopniu co młodzi. Sprawia mi to satysfakcję i niezwykłą frajdę.

Miejsce powstania Płomykowych Nutek, czyli Tuchomko, nie jest przypadkowe. Niemało tam miłośników muzyki. - Sporo w naszej miejscowości śpiewamy. Organizowaliśmy już spotkania m.in. pieśni pustonocnych czy jeździliśmy na organizowane przez inne instytucje warsztaty śpiewacze. Byliśmy m.in. na tych muzealnych z zespołem Jarzębina. Zawsze miały one charakter nieformalny. Zależało nam, by po prostu wspólnie pomuzykować. Wcześniej nie było okazji, by skorzystać z tego potencjału i regularnie się spotykać. Jedną z sił napędowych były panie z naszego Koła Gospodyń Wiejskich Płomyk. To one przy różnego typu spotkaniach nakłaniały, by stworzyć zespół - mówi A. Borzyszkowski, który zorganizował spotkania, zaprosił grajków.

Z początku zadeklarowało się kilka osób. Z czasem grupa się rozrosła. Formalnie jako Płomykowe Nutki działają od 14.05. Tego dnia odbyła się pierwsza oficjalna próba. - Nazwa nie jest przypadkowa. Zarówno koło gospodyń, jak i my, czerpiemy z naszej niedawnej przeszłości. Ok. 15 lat temu nasi strażacy ochotnicy mieli na swoim wyposażeniu nietypowy samochód, mianowicie malucha przerobionego na wóz strażacki z sikawką. Nazywaliśmy go właśnie Płomyk. Był wizytówką nie tylko OSP, ale całej wsi. Pokazywaliśmy się z nim na różnego rodzaju festynach czy wystawach. Wzbudzał powszechne zainteresowanie. W naszej jednostce dbali o ten wóz głównie młodzi. Z czasem auto okazało się małe, chłopcy dorośli. Cała otoczka zbudowana na tym żółtym fiacie wygasła, choć jak widać nie do końca. Zarówno panie z KGW, jak i nasz zespół, nawiązujemy nazwą do kultowego auta, z którego słynęła nasza miejscowość, choć dziś budujemy już inny kawałek lokalnej historii - mówi A. Borzyszkowski. Nie dziwi, że lokalny przedsiębiorca tak bardzo zaangażował się w działalność zespołu. W jego rodzinie tradycje muzyczne są silnie zakorzenione. - Odkąd pamiętam, w domu często się śpiewało. Jako dzieci też to chłonęliśmy. Dużo się kolędowało. Gdy jechaliśmy pracować w polu, również towarzyszyły nam jakieś przyśpiewki. Teraz, gdy człowiek jest starszy, chce nie tylko wrócić do tych korzeni, ale też stara się przekazywać tradycje młodszemu pokoleniu. W przyszłości chcemy zapraszać dzieci na specjalne warsztaty - tłumaczy A. Borzyszkowski.

Mimo że Płomykowe Nutki działają ledwie ponad pół roku, członkowie zespołu już zdążyli napisać wnioski o dofinansowania m.in. do Lokalnej Grupy Działania Partnerstwa Dorzecze Słupi, Fundacji Rozwoju Lokalnego „Parasol” czy Gminnej Komisji Rozwiązywania Problemów Alkoholowych w Tuchomiu. Dzięki ich wsparciu kupili niezbędny sprzęt - nagłośnienie, stojaki i mikrofony. - Dziękujemy również pracownikom GOK-u w Tuchomiu, którzy pomagają nam w przygotowaniach i pisaniu programów w celu pozyskiwania środków. W planie mamy jeszcze stroje. Zaczynamy od koszulek. Już są w pracowni Gabrieli Recy, która we wzór kaszubski wkomponuje nam jakiś element związany z płomieniem - tłumaczy A. Borzyszkowski.

Zespół to nie tylko Tuchomko. - Nie zamykaliśmy się w swoim gronie z naszej miejscowości. Daliśmy też szansę innym. Myślę, że obecny skład jest wystarczający. Jak wspominałem, zależy nam jeszcze, by zaangażować dzieci i młodzież - tłumaczy A. Borzyszkowski. Marzena Lenc z Niezabyszewa dołączyła do zespołu niedawno, tj. na przełomie września i października. - Wiedziałam, że zaczęli grać, ale przez wszystkie obowiązki, które mam latem, czułam, że nie dam rady uczestniczyć w spotkaniach. Ale gdy nadeszła jesień, przyszłam na próbę. Pomyślałam, że choć na jedną, zobaczyć, czy dam radę. W moim rodzinnym domu jako takich tradycji ze śpiewem nie było, ale za to u męża już tak, i to zarówno w święta, jak i urodziny. Muzyka jest mi bliska, dlatego gdy poczułam tę przyjazną atmosferę, którą tworzy grupa, nie wahałam się dłużej. Spędzam z nią piękne chwile - tłumaczy M. Lenc.

Niemal od początku do Płomykowych Nutek należy Irena Hering. - Lubię śpiewać. Chciałam wesprzeć zespół i sama się przy tym dobrze bawić. Najważniejsze w tym wszystkim jest dla mnie jednak to, że mam okazję wyjść z domu, wyszykować się na nasze próby. Mieszkam na wybudowaniach, więc ciągnie mnie do ludzi. A że siedzi we mnie muzyka, musiałam spróbować. Lubię sobie nucić podczas codziennych obowiązków. Śpiewam też z wnukami - przyznaje mieszkanka Tągowia. - Należę do KGW Płomyk w Tuchomku. To tam dowiedziałam się, że powstaje zespół. Sama pewnie bym się nie zdecydowała, ale namówiła mnie koleżanka z koła. Mimo że już trochę razem muzykujemy, nadal mam tremę przed każdym występem. Jednak gdy już słyszę melodię i zaczynamy śpiewać, cały stres mija - mówi Bogumiła Strzelecka z Tuchomka. Wszystkie trzy panie są zgodne co do wskazania ulubionego utworu w repertuarze zespołu. - W „Śpij Jezusku, śpij Malutki głównie pan Andrzej zmienił słowa na nawiązujące do sytuacji w Ukrainie. Niezależnie od tego, ile razy go wykonujemy, jest dla nas tak samo wzruszający - twierdzą panie. - Nasz repertuar opieramy na piosenkach ludowych, pieśniach i piosenkach religijnych. W tym świątecznym czasie sięgamy po mniej znane kolędy. Niektóre odtwarzamy, inne aranżujemy po swojemu. Czasami zmieniamy słowa. W przyszłości planujemy wprowadzić pieśni kaszubskie - zapowiada A. Borzyszkowski.

Z teściem do zespołu dołączyła Anna Zmuda Trzebiatowska, która zaangażowana jest także w KGW „Płomyk”. - Wahałam się, i to bardzo, bo styczności ze śpiewem miałam tyle, co nucenie sobie pod nosem podczas domowych obowiązków. Stwierdziłam, że zaryzykuję, choć z początku założyłam, że pośpiewam sobie tylko na próbach. Występów na scenie kategorycznie odmawiałam. Nie byłam w tym postanowieniu jakoś wyjątkowo uparta, bo raz się zgodziłam i ujarzmiłam tremę. W zespole znalazłam odskocznię od wszystkiego, od prowadzenia domu, wychowywania dzieci. Mam coś swojego i dobrze się bawię z całą grupą - mówi mieszkanka Tuchomka. Z kolei jej teść Edmund przekonuje, że śpiewać lubi, od kiedy tylko pamięta. - Nadarzyła się okazja, by wyjść z czterech ścian, więc skorzystałem i bawię się wyśmienicie - mówi mężczyzna.

Koneksji rodzinnych w Płomykowych Nutkach jest więcej. Zięciem Haliny Chamier Gliszczyńskiej jest Patryk, który gra na akordeonie. Mieszkankę Tągowia możemy już kojarzyć m.in. z konkursów kulinarnych, podczas których wysoko oceniano przygotowane przez nią dania. - Andrzej zaprosił mnie na spotkanie i tak zostałam. U nas w domu dużo się gra i śpiewa, właśnie dzięki Patrykowi i mojej córce, a jego żonie, Kamili. Wnuki dzięki temu, że muzyka jest obecna w ich życiu, również już grają na fortepianie i akordeonie. Babcia musi nadążać. Mam też dzięki temu coś dla siebie. Zespół i śpiew w nim dają mi inny rodzaj relaksu, niżbym przesiedziała ten czas przed telewizorem - opowiada H. Chamier Gliszczyńska. Z kolei Agnieszka Świątkowiak z Tuchomia ma okazję wyżyć się artystycznie. - Śpiew i muzyka towarzyszą mi przez całe życie. Były obecne w moim rodzinnym domu, gdy byłam dzieckiem. Później wstąpiłam do chóru kościelnego. I cieszę się, że mam okazję znów śpiewać w grupie, w tym zespole. Bawimy się tą formą sztuki i sprawia nam to ogromną frajdę - mówi tuchomianka. - Mamy nagrane nasze piosenki i możemy ćwiczyć w dowolnej chwili. Gdy krzątam się w kuchni, włączam i śpiewam tak, że słyszą mnie na podwórku. Wieczorami nucę z kolei z moją najmłodszą wnusią, Tosią. Zespół dał mi dodatkową radość w życiu - mówi z uśmiechem Ewa Graczyk z Tuchomka.

W trakcie spotkania słucham występu zespołu. Grają i śpiewają pięknie. No i widać, że sprawia im to radość. Płomykowe Nutki mieliśmy szansę usłyszeć na Święcie Dyni w Tuchomiu, Święcie Swojskiego Chleba w Piasznie czy Pikniku Ekologicznym w Tuchomku, gdzie zaśpiewali napisany specjalnie na tę okazję utwór, a ostatnio też na tuchomskim jarmarku. 16.12. pierwszy raz dali występ poza granicami gminy. W Sierznie (gm. Bytów) na zaproszenie Jerzego Szpakowskiego, prezesa ZZO, kolędowali na spotkaniu wigilijnym pracowników. - Granie i śpiewanie w zespole ma przede wszystkim sprawiać radość i satysfakcję - mówi A. Borzyszkowski.

Obserwuj nas na Obserwuje nas na Google NewsGoogle News

Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!

Reklama

Reklama

Wideo kurierbytowski.com.pl




Reklama
Wróć do