
Julia Szewczuk do Bytowa przyjechała z Ukrainy 3 lata temu. Obecnie na kursach dla obcokrajowców uczy języka polskiego.
JĘZYK POLSKI NA KAŻDYM KROKU
Julia Szewczuk urodziła się na Ukrainie, ale ma polskie pochodzenie. - Moi pradziadkowie byli represjonowani, rodzinę spotykały prześladowania. Do końca jednak trzymała się tego, że jesteśmy Polakami. Moja mama na świadectwie urodzenia ma napisane, że jest Polką, co było dziwne w tamtych czasach - mówi Julia, która pochodzi z Berdyczowa. Dzięki wychowywaniu się w polskiej rodzinie nasz język zna z domu, jest samoukiem. Później poznała go lepiej, chodząc do kościoła. - Jedna z zakonnic mówiła, że mnie nauczy. Nie komunikowała się ze mną inaczej, jak tylko w języku polskim - mówi J. Szewczuk. Na Ukrainie pracowała w administracji i księgowości w polsko-ukraińskim stowarzyszeniu wspierania przedsiębiorczości. - Jako administrator i księgowa. Organizowałam kursy, spotkania z konsulem. Pomagałam też kuzynce, która w sąsiednim mieście prowadziła polską organizację imienia Reymonta. Pisałam m.in. sprawozdania na temat wykorzystania środków. Wszystko w języku polskim. Cały czas ćwiczyłam polszczyznę - mówi Julia, której mąż Roman także wychował się w polskiej rodzinie na Ukrainie. On z kolei język szlifował, studiując na KUL-u. Julia zna również bardzo dobrze rosyjski. Uczyła się go m.in. w szkole. Stawiano w niej bardziej na ten język niż angielski.
Rodzina Szewczuków chciała przeprowadzić się do naszego kraju. - Trudno się mieszkało na Ukrainie. Moje siostry i rodzice zamieszkali w Katowicach, ja jednak wolę mniejsze miasta. Roman znalazł w Bytowie pracę i przyjechał tu w 2016 r., ja dołączyłam do niego rok później z dziećmi - mówi mama 12-letniego Ernesta, 10-letniego Adriana, 7-letniej Dominiki i 5-letniego Adama. Bytów wybrali ze względu na jego wielkość. Mniejsze miasta wydają im się bezpieczniejsze. - Pracowałam 3 lata w Kijowie. Tam jednak nie byłam spokojna. Bałam się o bezpieczeństwo dzieci. Tu nie martwię się tak o nie, mogą same dojść do szkoły. Szkoła muzyczna też jest blisko. Starszy syn gra na akordeonie, młodszy na fortepianie. W kościele św. Katarzyny służą też jako ministranci - opowiada J. Szewczuk.
W Bytowie odbyła staż na policji jako pracownik biurowy w wydziale prewencji i ruchu drogowego. - Byli zaskoczeni, kiedy dowiedzieli się, że mieszka tu osoba z Ukrainy, która zna język polski. Do tej pory dzwonią do mnie czasem, kiedy potrzebują tłumaczenia podczas przesłuchania - mówi Julia. - Mój naczelnik, Stanisław Tempski, do wszystkich mówił, że jestem Polką, która się tam urodziła i tego wszyscy mamy się trzymać - dodaje z uśmiechem. Następnie ukończyła kursy na pracownika biurowego, m.in. w dziale kadr i płac. - Pracowałam w biurze w firmie zajmującej się transportem międzynarodowym. Ze względu na pandemię było coraz mniej zamówień, przychodów. Właścicielka w końcu powiedziała, że miło się pracuje, ale nie ma mi z czego płacić. Po tym przez jakiś czas, kiedy zamknięto przedszkola, byłam z najmłodszym synem w domu - mówi J. Szewczuk. Od kilku tygodni pracuje w Fundacji Rozwoju Lokalnego „Parasol”. - Szukając zatrudnienia, skontaktowałam się z Krzysztofem Wirkusem z fundacji. Myślałam nawet o własnym biznesie. Kiedy zobaczył, jak dobrze mówię po polsku i że potrafię tłumaczyć, zaproponował pracę. Prowadzę kursy polskiego w Bytowie i Kartuzach. W grupach oprócz Ukraińców mam też dwóch Białorusinów - mówi Julia.
Ucząc wymowy, zauważa, że ludzie mówiący językami wschodniosłowiańskimi największe problemy mają ze spółgłoskami „ś”, „ć”, ź”, a także z rozróżnieniem „l”-„ł”. Problemy sprawia również gramatyka. - W języku ukraińskim nie mamy podziału na rodzaj męski czy żeński. Uczenie się tego i odmiana przysparza cudzoziemcom trudności. Prowadzę też grupę zaawansowaną, której zależy nie tylko na podstawach, jak się przywitać itd., ale interesuje ją, dlaczego tworzą się dane zdania, formy. Większość z nich chce tu zostać na stałe - mówi.
JESTEŚMY TU SZCZĘŚLIWI
Rodzina Szewczuków czuje się w Bytowie bardzo dobrze. - Podoba nam się tutejsza przyroda, klimat. W Katowicach aż ciężko się oddycha przez zanieczyszczone powietrze. Nie to co tutaj. Wokół dużo jezior, na Ukrainie nie ma takich czystych akwenów. Niedaleko morze. Latem każdą wolną chwilę spędzaliśmy nad wodą, weekendy nad Bałtykiem. Dzieci to uwielbiają. Podobają nam się też trasy rowerowe na Ziemi Bytowskiej. Brakowało nam na Ukrainie wyznaczonych ścieżek. Chętnie z dziećmi jeździmy przez las, obserwując przyrodę. Cieszy nas też dużo placów zabaw. Kiedy zauważyłam, że ten na Bauera koło banku jest zniszczony, zgłosiłam to na Facebooku władzom. Miło mi się zrobiło, kiedy niedługo później wszystko zostało naprawione - mówi J. Szewczuk. Nie pamięta, żeby spotkały ją tu przykre sytuacje ze strony bytowiaków. - Może tylko na początku patrzyli na nas jak na obcych. Głównie spotykamy się z uprzejmością, życzliwością. Kiedy zawiódł mi samochód, wszyscy sąsiedzi zaangażowali się w pomoc. Jesteśmy otwarci na ludzi, więc może działa to w dwie strony. Mamy tu sporo znajomych. Niektórych „sprowadziliśmy” z Ukrainy. Mąż znalazł pracę koledze, który zamieszkał w Bytowie z rodziną. W tym roku urodziła się tu ich druga córeczka - opowiada Julia.
Rodzina Szewczuków przyznaje, że w Bytowie chciałaby zostać na stałe. Zamierza ubiegać się o obywatelstwo. - Mamy nadzieję, że nie stracimy pracy i nie będziemy musieli wyjechać. Jesteśmy tu szczęśliwi - przyznaje Julia.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!