
- Nie spodziewałam się, że tak szybko się to rozwinie. Kiedy porównuję swój pierwszy portret z tymi najnowszymi, trudno uwierzyć, że narysowała je ta sama osoba. Ale to dopiero 60% procent tego, co potrafię, muszę jeszcze dużo ćwiczyć - mówi Bożena Foss z Chałupy w gminie Parchowo, która za ołówek chwyciła raptem 8 miesięcy temu.
SAMA W TO NIE WIERZĘ
Bożena Foss do portretów zabrała się dopiero jesienią ub.r. - Rysować lubiłam zawsze, ale głównie postaci z bajek. Nieraz tworzyłam obrazki na ścianach dziecięcych pokoi. Raz zdarzył się większy obraz, na którym były domy i koty. Poprosiła mnie o niego pewna dziewczyna z Sulęczyna, bo chyba gdzieś słyszała, że rysuję - wspomina Bożena Foss. Kiedy zamknęli restaurację, w której pracowała, miała czas na przeglądanie internetu. - Przez to, że w sieci szukałam materiałów do namalowania wspomnianego obrazu, zaczęły mi wyskakiwać reklamy o podobnej tematyce. Tak trafiłam na profil Krzysztofa Wieliczki, rysownika z ponad 20-letnim doświadczeniem, który w internecie uczy tego zajęcia. Spodobało mi się, a że miałam wolny czas, spróbowałam stworzyć coś sama - opowiada 29-latka.
W październiku ub.r. zwyczajnym ołówkiem na kartce do ksero narysowała portret swojego chrześniaka. - Wykonałam go ze zdjęcia metodą siatki, czyli za pomocą linii pomocniczych, przenosząc fragmenty dokładnie kratka po kratce. Z tego podekscytowania poszło mi bardzo szybko, chyba w godzinkę - mówi. Efekt przeszedł jej oczekiwania. - Byłam z siebie dumna. Choć teraz, kiedy na niego patrzę, zupełnie inaczej bym go narysowała. Wrzuciłam go na swój profil na Facbooku, żeby zobaczyć, co powiedzą inni. Posypała się lawina pozytywnych komentarzy. To dało mi motywację. Gdybym go nie pokazała, być może wrzuciłabym do szafy i nie zajęła się rysowaniem. Trochę tylko żałuję, że zaczęłam tak późno - przyznaje B. Foss. Drugą pracą okazał się portret jej wówczas 2,5-letniego synka Jacka. - Przy nim już trochę dłużej siedziałam - mówi B. Foss.
Żeby się podszkolić, wykupiła komputerowy kurs. - Mam za sobą 5 z 15 lekcji. Ale oglądałam też inne filmiki instruktażowe w internecie. Widzę u siebie ogromny postęp. To zaledwie 8 miesięcy, a kiedy porównam pierwszą pracę z najnowszymi, to aż niemożliwe, żeby wykonała je ta sama osoba. Zdaję sobie sprawę, że przede mną jeszcze dużo pracy, ćwiczeń. Wiem, że mogę rysować lepiej. Na razie myślę, że to jakieś 60% tego, co mogę pokazać - mówi rysowniczka.
LICZĄ SIĘ SZCZEGÓŁY
Spod jej ołówka wyszło już w sumie co najmniej kilkadziesiąt portretów. - Może nawet setkę, nie liczyłam. Na początku rysowałam dla rodziny, potem dzięki poczcie pantoflowej zaczęło się do mnie zgłaszać coraz więcej innych osób - mówi B. Foss. Na początku szkicowała portrety na podstawie zdjęcia w telefonie. Teraz fotografie drukuje. - Staram się to robić w takim rozmiarze, w jakim twarz ma być na portrecie - mówi. Rysunek A4 zajmuje jej średnio do 8 godz. Większe 12 godz. - Ale nigdy nie rysuję ciągiem, rozkładam na parę dni - dodaje. Ma swój ulubiony portret. - Córki mojej przyjaciółki. Kiedy mnie o niego poprosiła, miałam raptem 3 godz. na narysowanie. To był mały format, A5, mój ulubiony. Przysiadłam i nasmarowałam. Podoba mi się, bo widać, że zrobiony lekką ręką - mówi. Oprócz portretów pojedynczych osób, tworzy również obrazy, na których umieszcza po kilka twarzy. - Największy przedstawiał 11 osób. Ciekawe doświadczenie. Miałam 11 oddzielnych zdjęć, które musiałam dopasować do całości - wspomina.
Dwa miesiące temu podjęła nową pracę, więc czasu ma mniej. - Ale kiedy tylko mam wolną chwilę, zawsze coś nasmaruję - mówi. Choć w swoim pokoju ma stół, rysownicę, to przeszkadza jej panująca tam... cisza. - Uciekam do kuchni. Nie lubię siedzieć sama. Wolę, kiedy coś się dzieje, ktoś chodzi, rozmawia. Wtedy nie skupiam się przesadnie na rysunku, nie kombinuję, tylko dzieje się to bardziej automatycznie, kreska staje się jakby luźniejsza. Nie myślę do końca nad tym, co robię. Zauważyłam, że wtedy wychodzi lepiej - zdradza 29-latka. - Zawsze kiedy siadam nad rysownicą, jestem podekscytowana. Ciekawa, co wyjdzie. Za każdym razem to odkrywanie czegoś nowego. Każdy portret jest przecież inny, za każdym kryje się jakaś historia. Patrzę na zdjęcie osoby, którą mam narysować, zastanawiam się, czym się zajmuje. Cieszę się też, kiedy kończę. Jestem dumna z siebie, że dałam radę. Ale też stresuję, bo nie wiem, czy rysunek się spodoba, czekam na opinię. Kiedy spotykam się z pochwałą, napędza mnie to do dalszej pracy - mówi B. Foss.
Chętnie słucha też konstruktywnej krytyki. - Lubię, kiedy ktoś podpowie mi, co mogłabym poprawić, ulepszyć, nad czym popracować. Czasem sama tego nie widzę. Mózg potrafi oszukać. Wydaje się, że jest dobrze, a jednak coś nie gra. Kiedyś rysowałam portret dziewczynki. Kiedy oddałam go jej mamie, powiedziała, że nie widzi w nim swojej córki. Mnie się wydawało, że jest idealnie. Przyglądałam się rysunkowi jeszcze dwa dni, porównywałam do zdjęcia. Poprosiłam o więcej fotografii dziewczynki. Zaczęłam w końcu zauważać różnice. Kącik ust minimalnie przesunięty, oko troszkę za wysoko - te szczegóły są bardzo ważne. Teraz już po wykonanej pracy przyglądam się jej jeszcze długo, żeby upewnić się, czy wszystko jest dobrze. Bardzo pomaga właśnie więcej zdjęć - mówi B. Foss. - Pamiętam, kiedy pierwszy raz rysowałam kręcone włosy. Dziewczynka miała piękne loki, siedziałam nad nimi chyba z 3 godziny, ale i tak nie byłam zadowolona. Potem na kursie okazało się, że można je „machnąć” w pół godziny. Teraz już mi lepiej idzie - mówi. Do łatwych nie należy też rysowanie nosa. - Nie można się skupiać na tym, że to nos - śmieje się B. Foss, wyjaśniając: - Każdy ma w głowie inne wyobrażenie. Trzeba patrzeć na zdjęcie. Tam, gdzie ciemnej, zrobić ciemniej itd., a nie kurczowo trzymać się zakodowanego w głowie obrazu.
Liczy się nie tylko technika, ale też oczywiście materiały, których się używa. - Kiedy masz dobre, od razu skaczesz poziom w górę. Gdy pierwszy raz usłyszałam słowa wiszer, gumka chlebowa, nie wiedziałam, o czym mowa. Rysowałam zwykłym ołówkiem, rozcierałam palcem. A to najgorsza zbrodnia - śmieje się. Obecnie w swoim wyposażeniu ma właśnie gumkę chlebową, czyli taką o konsystencji modeliny, która służy m.in. do rozjaśniania. Przy rysownicy B. Foss leżą też wiszery, czyli sprasowany papier, którym rozciera się linie ołówka. Obok stoi temperówka na korbkę. Korzysta też z przyborów do... makijażu. Gąbki w kształcie łezki, pędzli. - Bardzo przydaje się pędzelek do brwi ze ściętym końcem. Każdy, kto rysuje, powinien go mieć. Można nim wydobyć czerń z ołówka. Kiedy przejadę nim po rysunku, unosi się na kartce taki puszek. Bardzo lubię na to patrzeć. Jakby przejechał po niej jakiś motor i zostawił za sobą smugę dymu. To jak czary - mówi. Liczy się też twardość ołówka. - Przy mocnych wyraźnych rysach twarzy używam tych bardziej miękkich, czyli ciemniejszych, a przy delikatnych, np. u dziecka - twardszych, jaśniejszych - tłumaczy. Jeśli chodzi o papier, to rysuje na gramaturze 250-300, najchętniej A4. - Kiedyś chciałabym spróbować na fakturowanym. Myślę o rysowaniu białą kredką na czarnym - mówi 29-latka.
Najbardziej lubi portretować dzieci. - Mają takie piękne, wyjątkowe oczy, na których widać emocje. Dziecko jest takie „prawdziwe”. Zdarza się, że gdy dostaję zdjęcie dorosłej osoby, którą mam narysować, widać, że fotografia była ulepszana, upiększana i nie zawsze naturalnie wygląda. Z dziećmi inaczej. Rysując je, na początku robię oczy, wtedy cały czas na mnie „zerkają”, mają coś w sobie - mówi B. Foss.
NIE ART ANI DRAW
Jej portrety można obejrzeć na Instagramie na profilu bozenkowe_cechunki. - Nie miałam pomysłu na nazwę, więc poprosiłam znajomych na Facebooku, aby mi pomogli. Padały ciekawe propozycje, ale ja nie chcę tak jak inni mieć w nazwie „art” czy „draw”. W końcu jesteśmy na Kaszubach. Sprawdziłam, jak w rodnej mowie brzmi rysunek. To cechunk. Stąd taka nazwa - wyjaśnia B. Foss. Myśli też nad założeniem osobnego profilu na Facebooku, na razie prace zamieszcza na swoim ogólnym. - Ale nie chcę zasypywać nimi znajomych. Przecież nie każdy może chcieć je oglądać - tłumaczy.
W jej rodzinie tylko ona para się rysowaniem. - Taty brat spod Tczewa maluje olejami. Tata ładnie rysuje, ale nie chce mu się w to bawić. Jest za to umuzykalniony. Gra m.in. na perkusji, gitarze, saksofonie, akordeonie. Kiedyś grywał na weselach. Siostry, których mam 5, też umieją grać na różnych instrumentach. Ja na gitarze, mam w domu ukulele. Jednak rysunki wygrywają - mówi mieszkanka Chałupy.
3-letni Jacek wie, że nie powinien przeszkadzać mamie, kiedy ta rysuje. - Na początku, kiedy zaczynałam i właśnie rysowałam portret chrześniaczki na święta, synek zapytał, czy może mi pomóc. Zajęta szkicowaniem, zgodziłam się. Podszedł i maznął mi przez środek kartki zieloną kredką. Miałam za sobą już 3 godz. pracy. Poszła na marne. Ale nie gniewałam się, w końcu mu pozwoliłam. Teraz jednak wie, że kiedy chce do mnie dołączyć, to siada obok z własną kartką i rysujemy jednocześnie. Nie dotyka moich prac. Nie chowam ich przed nim, bo wiem, że ich nie zniszczy - mówi.
RÓB, CO LUBISZ
Chciałaby rysować więcej, ciągnie ją też do nowych technik. - Moim marzeniem jest nauczyć się rysować kredkami. Zaczynają mnie też kręcić akryle, akwarele, nawet oleje. Ale sama siebie muszę hamować, bo jeszcze rysunek ołówkiem nie jest na takim poziomie, jaki bym chciała - przyznaje. Planuje tworzyć nie tylko na zamówienie, ale też dla siebie. - Może latem zrobię sobie przerwę od portretów dla kogoś. Mam zamiar narysować też znanych wykonawców muzycznych. Gdy wchodzę w internet i widzę ich zdjęcia, czuję, że do mnie wołają - mówi z uśmiechem. Póki co zbiera na stół kreślarski z prawdziwego zdarzenia. - Mąż podpowiadał, żeby urządzić miejsce do rysowania w sypialni, którą zamierzamy zrobić, ale ja mówię, że przecież nie chcę ciszy, spokoju, chcę w salonie, wśród ludzi - śmieje się rysowniczka.
Ma rady dla tych, którzy zastanawiają się, czy zacząć rysować, mają wątpliwości, czy się nadają. - Nie ma czegoś takiego, czy się potrafi. Każdy rysuje tak, jak lubi i jak chce. Każdy ma swój styl, niektórzy rysują realistycznie, inni wolą nieco zmienić kontury. Chodzi o to, żeby szukać siebie, próbować. Ja sama jeszcze do końca siebie nie odnalazłam. Nie potrafię powiedzieć, czy bardziej odpowiada mi kreska czy rozcieranie. Kiedy nie wyjdzie, nie można się załamywać. Nie przejmować się tym, jeśli ktoś próbuje nas zniechęcać. Skoro tobie to odpowiada, to rób to i nie słuchaj innych - tłumaczy B. Foss.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!