
Do księgarń trafiła właśnie kolejna książka Barbary Kosmowskiej dla najmłodszych. Już niedługo światło dzienne ujrzy propozycja dla dorosłych czytelników... Z bytowską pisarką rozmawiamy o jej nowych książkach.
„Kurier Bytowski”: Jeszcze tak niedawno rozmawiałyśmy o nagrodzonej powieści dla młodzieży „Gwiazda z pierwszego piętra”, która w tym roku trafiła na księgarskie półki. Potem pojawiła się druga część przygód niezwykłego zająca, czyli „Tru. Love Story”, a tu już ląduje na nich zupełnie nowy pani bohater. Ma na imię Fred, jest wyżłem Spinone Italiano i wydaje się dobrym znajomym z Facebooka... Nie mylę się?
Barbara Kosmowska: Rzeczywiście! I nie będę ściemniać, że to czysty przypadek (śmiech). Tym razem nasz pies stał się pierwowzorem głównego bohatera książki adresowanej do dzieci, czyli „Fred. Psi ekopatrol”. Ale nie był to wyłącznie mój pomysł.
Jak się więc znalazł między okładkami?
Wiesława Jędrzejczykowa, szefowa Wydawnictwa Literatura, jest wielbicielką czworonogów. Wysłałam jej żartobliwy list od Freda, z wieścią, że dołączył do rodziny. Urok szczeniaka tak podziałał na wyobraźnię Wiesi, że tą samą drogą natychmiast wysłała mu kontrakt na opowieść o charakterze ekologicznym. A że trafiło na psiego celebrytę, zaproszenie zostało natychmiast przyjęte. Tym razem żart zadecydował o powstaniu książeczki. Trochę innej niż wcześniej wydane.
W jakim sensie innej?
Najczęściej moi bohaterowie zmagają się z problemami okresu dzieciństwa i młodości. Unikam tzw. modnych tematów. Ale tematyka ekologiczna to przecież nie przemijająca moda, tylko nasz wspólny obowiązek przypominania o współczesnych zagrożeniach środowiska. Dzięki Fredowi i jego psim psotom jest szansa na rozmowę o niebezpieczeństwach pojawiających się w otaczającym nas świecie, do których prowadzi ludzka głupota i brak rozwagi. Ale też, pisząc o przygodach wesołego szczeniaka, chciałam podzielić się z dziećmi radością z posiadania psa. Nie każdy może liczyć na towarzystwo czworonoga, ale każdy ma szansę poznać Freda i go polubić. Książka przeznaczona jest dla wieku plus 3 lata.
Widzę, że portretowaniem Freda i jego przygód zajął się kolejny, wspaniały ilustrator...
Marcin Minor. Klasa sama w sobie. Wszechstronny i szalenie wrażliwy artysta, którego prace znane są nie tylko w Polsce. Ja po prostu mam jakieś niepojęte szczęście, jeśli chodzi o współautorów. Bo ilustrator książki dziecięcej jest współautorem szczególnie ważnym, czasami ważniejszym od pisarza. Z Marcinem mamy wspólną, pracowitą jesień. Teraz pochyla się w swojej pracowni nad ilustracjami do „Ziołomanii”, książki, która powstała na specjalne zamówienie Biblioteki w Głogowie. Jest też, na moją prośbę, autorem okładki „dorosłej” powieści, trafiającej właśnie do druku. Premierę przewidziano na 20.10.
To prawdziwy wysyp! Czy przyczyną Pani literackiej aktywności jest pandemia?
I tak, i nie. Przechorowałam ubiegłą zimę, jeszcze przed atakiem koronawirusa, więc w okresie rekonwalescencji postanowiłam wrócić do niedokończonych projektów. Jednym z nich było właśnie „Zachmurzenie umiarkowane”, historia małżeńska o tym, że w każdym momencie życia możemy szukać jego sensu i odkrywać siebie. Czas pandemii jeszcze bardziej oddalił mnie od wiecznych podróży i kalendarza pełnego spotkań. Ale nad tym nie ubolewam. Potrzebowałam czasu na spokojne dokończenie odłożonych prac. Paradoksalnie to „zwolnienie tempa” zaowocowało nowymi tytułami, choć wcale nie są „nowe”. Dojrzewały i czekały na pierwszą wolną chwilę.
Zapytam o inne literackie inicjatywy i tradycyjnie o plany na przyszłość...
Dostałam bezcenne zaproszenie do udziału w napisaniu „tęczowej książki” (Wydawnictwo Agora). Nie mogę zdradzać szczegółów, ale znajdzie się w nim moje opowiadanie z prześliczną ilustracją Emi Dziubak. A! I kolejne opowiadanie w tomie wydanym przez Zieloną Sowę. Tym razem o miłości. Prawdopodobnie obie książki ukażą się jeszcze w tym roku. No i ukraińskie Wydawnictwo Szkoła sprawia mi radość kolejnymi przekładami.
Wciąż jestem spóźniona z zobowiązaniami. Kocham Wydawnictwo Literackie, cierpliwie czekające na książkę młodzieżową. Dla wspomnianej Literatury muszę wkrótce pochylić się nad tomem nowych opowiadań. Są plany kolejnej powieści dla dorosłych... Ale nie chcę zostać wirusową maszyną do pisania. Dlatego więcej czytam, aniżeli piszę. Uczę się życia w niełatwym zdystansowaniu. Mam spotkania online, znacznie trudniejsze od tych na żywo, jakby „obce”, na niby. I choć uczestniczę teraz w najdłuższych wakacjach, jakie kiedykolwiek miałam, staram się przywyknąć do tej niełatwej rzeczywistości. Jedno się w niej nie zmieniło. Dalej mogę uciec bez maseczki w świat własnych zdań i zdarzeń. Nieskrępowanej fantazji. Oby tylko ten świat stał się także dobrą przystanią i miejscem refleksji dla moich czytelników. Zwłaszcza teraz, kiedy potrzebujemy optymizmu i siły płynących choćby z literatury.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!