
W Zielinie nieopodal Trzebielina wilki zagoniły na śmierć sześć sztuk rasowego bydła, bez śladu zniknął dwudniowy cielak i pięć miesięcznych jelonków. Najpewniej zostały zjedzone przez drapieżniki.
Henryk Wach hodowlę bydła rasy Limousine i jeleni prowadzi od 8 lat. Gospodarzy na terenie ok. 40 hektarów. To piękne miejsce z łąkami, lasem i terenami podmokłymi oraz stawami. Pasące się tam krowy i łanie dodają klimatycznej miejscówce uroku i cieszą oko. Niestety, zwierzęta zwracają na siebie uwagę nie tylko mieszkańców i turystów.
- W sobotę rano, jak zwykle, pojechałem na miejsce, by dojrzeć pasących się zwierząt. Od razu zauważyłem, że jest ich jakby mniej, były rozproszone po terenie hodowli. Wydało mi się to dziwne. Po chwili znalazłem martwego cielaka. Nie wiedziałem, co się stało. Wyciągnąłem martwe zwierzę, by przygotować je do utylizacji. Niestety, potem znalazłem jeszcze krowę w zaroślach, za chwilę byczka, potem kolejnego, a następnie jeszcze dwie martwe jałówki. Od razu pomyślałem, że to wilki – mówi Henryk Wach.
Sześć sztuk martwego bydła (3-letnia krowa, dwa 4-miesięczne byczki, dwie 3-miesięczne jałówki i 2-dniowy byczek) to niejedyne straty. Brakowało jeszcze cielaka urodzonego zaledwie dwa dni wcześniej oraz pięciu miesięcznych jelonków. - Jelonki zniknęły bez śladu. Posiadam 17 dorosłych łań, które niedawno wydały na świat dokładnie 9 młodych. Teraz zostały tylko cztery – żali się gospodarz.
W poniedziałek 1 lipca w Zielinie pojawili się pracownicy Regionalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska. Zapoznali się z zajściem, obeszli hodowlę, przygotowali dokumentację fotograficzną. Szybko stwierdzili, że to wilki są odpowiedzialne za śmierć zwierząt. - Na szyi jednego z cielaków zostały ślady po kłach, na ciele innego zwierzęcia ślady po pazurach. Podczas obchodu działki znalazłem jeszcze sporo większych i mniejszych śladów łap. Zrobiłem zdjęcia. Znalazłem także miejsce, którędy wilki najpewniej weszły na teren hodowli. Musiały znaleźć jakiś słabszy punkt w ogrodzeniu – zakłada Henryk Wach.
Gospodarz z Zielina mocno przeżył całe zdarzenie. - Chyba każdy hodowca zżywa się w pewien sposób ze swoimi zwierzętami. To były piękne jałówki i byczki, wspaniale się rozwijały, a łanie i jelonki cieszyły oko. W pierwszym momencie niedowierzanie i szok. Przez kilka dni chodziłem jak struty. Jestem wściekły, bo to zarazem ogromne straty finansowe. Szacuję, że wilki zabiły zwierzęta o wartości ok. 30-35 tys. zł. Postępowanie w RDOŚ jest w toku. Wierzę, że uda mi się odzyskać stracone pieniądze - mówi Henryk Wach.
To nie pierwszy jego kontakt z wilkami. - Już trzy lata temu straciłem jedną łanię. Wilki rozerwały ją na moich oczach. Uciekły, kiedy podjechałem bliżej samochodem. Bez najmniejszego problemu przeskoczyły przez dwumetrowy płot - mówi gospodarz i dodaje: - Rozważam ogrodzenie całego terenu pastuchem. Problem, że jest to ok. 12 kilometrów ogrodzenia. Koszt będzie więc ogromny. Akumulatory odpadają, bo nie uciągną takiego obciążenia. Zasilanie musi być inne. Koszt szacuję na ok. 40 tys. zł.
Henryk Wach obawia się, że wilki wrócą po jego zwierzęta. - Znalazły tu łatwy łup, więc na pewno będą próbowały znów dostać się do środka. Sądzę, że na naszym terenie może być kilka wilczych grup. Znalazły dla siebie dobre warunki do polowania i chowania młodych. Wszędzie dookoła są lasy, ludzie często napotykają te zwierzęta. Niech to będzie ostrzeżenie dla innych hodowców, a zarazem sygnał, że być może wilków jest już w naszych lasach zwyczajnie za dużo – mówi Henryk Wach.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze mogą dodawać tylko zalogowani użytkownicy.
Komentarze opinie