Reklama

Antonina Kulas z Łobzowa - kobieta orkiestra

16/02/2020 17:32

Kobieta orkiestra - to określenie idealnie pasuje do Antoniny Kulas. Prowadzi księgowość i gospodarstwo, wychowuje dzieci, gotuje, szyje, szydełkuje. Znajduje też czas na bycie sołtyską wsi.

Antoninę Kulas odwiedzamy na początku tygodnia w Łobzowie. Trafić nie jest łatwo. Nieco na uboczu wsi musimy skręcić w brukowaną drogę. Mijając pola, jedziemy ponad kilometr. Wreszcie oczom ukazuje się jedyne zabudowanie. Gospodarstwo jest spore. Wiosną, gdy wszystko kwitnie, musi tu być malowniczo. Parkujemy przed domem. Z uśmiechem drzwi otwierają nam pani domu ze swoją kilkuletnią córką. Siadamy w salonie. W oczy rzuca się choinka ubrana w białe, szydełkowe ozdoby. Świderki, gwiazdki, bombki i aniołki. Wszystkie własnoręcznie wykonała A. Kulas. - Byłam nastolatką, gdy mama uczyła mnie i siostry domowych robótek. Zawsze powtarzała, że wszystko, każda umiejętność, może nam się w życiu przydać. Prułyśmy stare swetry na włóczkę, która wtedy nie była tak łatwo dostępna w sklepach. Zawsze wykonywało się coś praktycznego. Najczęściej skarpety. Z początku mama pomagała nam przy piętach, z którymi było najwięcej zachodu. Ale szybko pojęłyśmy, o co chodzi. Robiłyśmy też na drutach i szydełku m.in. szaliki czy rękawiczki - wspomina mieszkanka Łobzowa. Jako 16-latka poszła na krótki kurs szycia. - Za dużo się nie nauczyłam. Głównie musiałam prasować - tłumaczy Antonina Kulas z Łobzowa. Swojego zawodowego życia nie wiązała jednak z krawiectwem. Po tym, jak wyszła za mąż i przeprowadziła się z Kramarzyn do Łobzowa, razem z mężem zaczęła prowadzić gospodarstwo. Oprócz codziennych czynności związanych z inwentarzem zajmuje się księgowością. Posiadają 50 sztuk bydła. Mają też kury oraz spory ogród. To właśnie z niego pochodzi czarna porzeczka, wykorzystana do soku, który m.in. gospodyni zaprezentowała podczas konkursu Zielone Serce Pomorza 2019. - Mamy tyle krzewów tych owoców, że określam je mianem dżungli. Co roku dosadzam nowe. Zapraszam też okolicznych, aby przychodzili zrywać, bo nam zbywa. Sami przygotowujemy ok. 100 słoików przetworów z czarnej porzeczki, których nie przejadamy przez zimę. Są w 100% naturalne, bo nie stosujemy żadnych nawozów. Zdrowotny sok z czarnego bzu też się znajdzie. Z córką, która obecnie studiuje w Gdańsku, przygotowujemy w sezonie też syrop na kaszel z mleczy. Jeśli mogę zrobić coś sama, to robię, bo nie ma porównania z tym, co dostajemy w sklepie. Na pewno jest zdrowsze. Mamy też swoją śmietanę czy masło. A i chleb sami pieczemy. Ostatnio córka przywiozła przepis na wypiek z mąką krupczatką. Wyszedł przepyszny. Zdarza się, że piekę też ciasta na zamówienia, m.in. na komunię - mówi A. Kulas.

Do szydełkowania ponownie zasiadła 5-6 lat temu. - Już dokładnie nie pamiętam, co mnie do tego skłoniło. Prawdopodobnie zobaczyłam gdzieś jakieś ozdoby i tak mi się spodobały, że musiałam sama spróbować. Zaczęło się od aniołka na choinkę. Reszta już poszła. Wystarczyło sobie przypomnieć podstawy. Teraz tylko dorabiam, gdy znajdę jakiś nowy wzór. Ważne jest usztywnianie tych ozdób. W zależności od kształtu potrzebne jest inne podłoże. Do okrągłych wykorzystuję balon. Do sukienki aniołków minutnik do jajek. Przydatne bywają też korki - tłumaczy łobzowianka.

To, co wykona, przeważnie ozdabia jej dom. Stroiki świąteczne ze świerka czy materiałowe krasnale. Sporo wędruje też do rodziny, choć nie tylko. Przydaje się także w innych sytuacjach. Szczególnie gdy jest się sołtysem Łobzowa. - Pełnię tę funkcję drugą kadencję. Moja poprzedniczka chciała już oddać pałeczkę. Na zebraniu wiejskim zaproponowano mojego męża. On odmówił, ale powiedział: „Jak chcecie, to weźcie moją Tosię”. Z początku się opierałam, ale w końcu zgodziłam. Wszyscy zagłosowali za. Praca z ludźmi daje sporo satysfakcji. A prawda jest taka, że bez ich pomocy byłoby trudno cokolwiek zorganizować. Nierzadko trzeba chodzić i załatwiać sponsorów na różne imprezy, np. Mikołajki czy Dzień Dziecka. W podziękowaniu za wsparcie zawsze przygotowuję np. dla nadleśnictwa czy banku, zestaw ozdób wykonanych przeze mnie na szydełku. Członkom rady sołeckiej, gdy kończyliśmy wspólnie kadencję, również podarowałam podobnie przygotowane upominki. Widziałam u niektórych, że zostały wykorzystane. To zawsze miło, gdy podziękuje się osobom, których pomoc jest często nieoceniona - wyjaśnia Antonina Kulas z Łobzowa.

Mieszkanka Łobzowa stara się organizować czas między wychowanie najmłodszej córeczki, gospodarstwo, sołtysowanie oraz pasję do ręcznych robótek. - Opieka nad dzieckiem pochłania teraz najwięcej czasu. Jednak, gdy już zaśnie, mam czas, by podziergać co nieco. Lubię też szyć na maszynie. Dla córki robię np. maskotki z postaciami z bajek, np. Wampirynę. Choć nie tylko dla niej. Siostrzeniec ze Szwecji zażyczył sobie Angry Birds. Inny zaś robota z klocków Lego. To była żmudna praca, bo wymagała zszycia ze sobą sporej liczby drobnych kwadracików, aby w pełni móc oddać wygląd ulubionego bohatera, który składa się z klocków. Minionki są dość proste. Sporo przygotowywałam też kotków, myszek i sów. Furorę zrobił także baranek. Szwagierka złapała i już nie oddała. Pojechał do Koszalina. Te pluszaki są niepowtarzalne. Drugich takich w sklepie się nie spotka. Chciałabym jeszcze wykonać postaci z „Psiego Patrolu”, choć będzie to wymagało sporo pracy - mówi Antonina Kulas z Łobzowa.

Wymienienie zamka czy podłożenie spodni to dla niej pestka. Sama też uszyła zasłony do domu. Nie wspominając o sukienkach dla córek. - Starszej Agnieszce szyłam zarówno na połowinki, jak i studniówkę. Zdarzało się, że na wesela także. Miała takie, jakie sobie wymarzyła. Największą dumę czuję, gdy chwali się, że to dzieło jej mamy. Gorzej jest z synem Mariuszem, który jeździ motorem. Te materiały dla niego są tak grube, że moja maszyna nie daje sobie z nimi rady. Nigdy nie używałam gotowych wykrojów. Dopiero od ub.r. prenumeruję czasopismo z pewnymi wskazówkami. Niekiedy coś się wykorzysta. Ale w większości robię na oko. Oczek podczas szydełkowania czy robienia na drutach też nie liczę. To przychodzi samoistnie. Spokojnie mogę coś pooglądać w telewizji, jednocześnie dziergając - wyjaśnia. Zdarzyło jej się ratować członków rodziny w kryzysowych sytuacjach. - Krawcowa z Koszalina zepsuła szwagierce sukienkę. Nie jestem fachowcem, ale podjęłam się naprawy. Poprułam to, co zrobiła specjalistka. Zrobiłam po swojemu. I leżała jak ulał. Właścicielka była pod wrażeniem. Czasami zdarza się, że ktoś z rodziny poprosi, aby coś uszyć. Niekiedy popędzają, bo termin imprezy się zbliża, a prawie nic nie jest ruszone. A mi do tego po prostu potrzebne natchnienie. Kiedy już je poczuję, to samo wykonanie nie zajmuje mi dużo czasu. Najbardziej lubię efekt końcowy i zadowolone twarze rodziny czy znajomych - opowiada A. Kulas.

Nie ukrywa, że lubi mieć zajęte ręce. - Teraz głównie poświęcam się wychowywaniu córki i część moich obowiązków przy gospodarce przejął mąż. Bardzo też mi pomaga w byciu sołtysem. Zawsze potrafimy się dogadać i dojść do kompromisu. Gdy ja idę zbierać podatek czy na zebranie, on wszystkiego dogląda. Rytm wyznacza nam natura. Mamy u nas spokój. Nie czujemy tego pędu. Żadne z nas nie odnalazło by się w mieście. Mamy wszystko, czego nam potrzeba w życiu - mówi Antonina Kulas z Łobzowa.

Obserwuj nas na Obserwuje nas na Google NewsGoogle News

Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!

Reklama

Reklama

Wideo kurierbytowski.com.pl




Reklama
Wróć do