
Prezes Łukasz Hinc wydał oświadczenie, w którym wysokość zadłużenia Bytovii Bytów określa na niemal 700 tys. zł. Jednocześnie działacz apeluje o pomoc sponsorów i kibiców oraz zapowiada plan wyprowadzenia bytowskiego klubu na prostą.
„Kurier Bytowski”: Dlaczego zdecydowałeś się na wydanie oświadczenia?
Łukasz Hinc: Tak naprawdę nosiłem się z zamiarem jego publikacji już jakiś czas temu. Po miesiącu mojej obecności w klubie zaczęły się pojawiać nowe długi. Niektóre „wypływały” z naszych analiz, inne dlatego, że same zgłaszały się do nas firmy lub instytucje, wobec których klub ma zadłużenie. Szybko okazało się, że zaległości mogą sięgać ok. 500 tys. zł.
Zapaliła się lampka?
Oczywiście, bo nie tak przedstawiano wcześniej sytuację klubu. Snuto natomiast wizję, że zadłużenie systematycznie maleje i wszystko zmierza w dobrą stronę. Okazało się inaczej.
W oświadczeniu czytamy, że dług może wynosić nawet 700 tys. zł.
W zestawianiu finansowym nie ujęto wielu zaległości, o których wcześniej się nie mówiło. Nie wiem, czy zaległości były ukrywane, czy brakowało o nich wiedzy. Nadal weryfikujemy dług, stąd wzrost kwoty zadłużenia.
To dwukrotnie więcej niż mówiono jeszcze w maju.
Trudno mi uwierzyć, że poprzedni prezes nie zdawał sobie sprawy, że różnica jest tak duża. A jednak jest. Pojawia się też sporo nieprawidłowości. Na niektóre wydatki w ogóle nie mamy faktur czy choćby paragonów. To niedopuszczalne. Było sporo innych błędów, podpisywano niekorzystne dla nas umowy.
W stowarzyszeniu wszystko musi być transparentne.
Zdaje się, że zabrakło nad tym wszystkim kontroli...
W jakich sektorach klub jest najmocniej zadłużony?
To zaległości wobec naszych byłych zawodników jeszcze za gry na szczeblu centralnym, ale również wobec obecnych zawodników. Są też należności wobec trenerów i członków sztabu szkoleniowego. Zalegamy z opłatami w ZUS, Urzędzie Skarbowym, w Urzędzie Miejskim w Bytowie, Starostwie Powiatowym.
Sytuacja wydaje się fatalna.
Dostajemy przedsądowe i sądowe wezwania do zapłaty. Niemal każdego dnia odkrywam nowe „kwiatki”. Choćby dziś, przed naszą rozmową, dowiedziałem się, że komornik zablokował nam klubowe konto w związku z zaległością wobec pewnej firmy na kwotę 15 tys. zł. Kolejna sprawa, którą trzeba się niezwłocznie zająć.
Zmieniam zdanie, jest wręcz tragiczna...
Z jednej strony tak, z drugiej wiele klubów w Polsce boryka się z takimi samymi problemami. Wierzę, że nasz klub może się z tego podnieść.
Jakie pomysły?
W pierwszej kolejności trzeba regulować należności, które generują odsetki, jak pożyczki i dług w instytucjach państwowych oraz z podmiotami, z którymi nie mamy umowy o spłacie zadłużenia w ratach. Długi wobec instytucji państwowych blokują nam opcję pozyskania środków zewnętrznych, a to by nam ogromnie pomogło. Możliwości jest naprawdę sporo.
Odnajdując kolejne trupy w szafie, nie pojawiła się myśl, czy aby nie popełniłeś błędu, decydując się na kierowanie klubem?
Mam świadomość odpowiedzialności, ale uważam że warto. Mam misję do wykonania, a jestem człowiekiem, który lubi wyzwania. Wierzę, że klub jest do uratowania. Trzeba go przeorganizować, a przy wsparciu sponsorów i kibiców jest to możliwe.
Odniosłem wrażenie, że oświadczenie jest apelem...
Naszym sponsorom i kibicom należy się szczerość, dokładna wiedza o tym, jaka jest sytuacja. Wszystko musi być jasne i przejrzyste. A jest ona ciężka, więc w pewnym sensie wysyłamy sygnał, że nadal potrzebujemy wsparcia naszych przedsiębiorców i kibiców.
Jaki jest więc plan działania?
Od dwóch miesięcy przemeblowuję organizację pracy w klubie. Wydaje mi się, że już sporo się zmieniło, choć to dopiero początek. Cały czas spotykam się ze sponsorami, szukając wsparcia. Odzew jest satysfakcjonujący, ale ciągle niewystarczający. Od kilku tygodni opracowuję w formie dokumentu plan naprawy Bytovii w latach 2023-2028, zawierający pomysły na to, jak wyjść na prostą. Niebawem przedstawimy nasz projekt opinii publicznej.
Co znajdzie się w tym dokumencie?
To dogłębna analiza przyczyn, przez które Bytovia znalazła się w tak ciężkim momencie i co można zrobić, by to naprawić. Przedstawiam mocne i słabe strony naszego stowarzyszenia oraz zagrożenia, jakie czekają klub w drodze do normalności. To w pewnym sensie symulacja, jak może wyglądać najbliższa przyszłość Bytovii.
Jaki mają być filary Twoich działań?
Moim celem jest stworzenie profesjonalnego, rozważnie zarządzanego klubu, co będzie możliwe tylko po uporządkowaniu zaległości finansowych. W dalszej kolejności jego rozwój w wymiarze sportowym i społecznym, poprzez zwiększenie znaczenia Bytovii w lokalnym środowisku. Przygotowałem harmonogram naszych działań, zakładając wariant optymistyczny i pesymistyczny. W skrócie, jaką drogą musimy pójść, aby Bytovia się odrodziła.
To będzie długa i wyboista droga...
Szacuję, że po około 5 latach klub powinien stać pewnie na nogach, z pierwszym zespołem w III lidze. Uważam, że to jak najbardziej realne. Powtarzam jednak, to będzie wymagało pracy i zaangażowania. Nie tylko mojego, ale pozostałych działaczy, pracowników klubu, sponsorów.
Przez te wszystkie perypetie wizerunek Bytovii został nadszarpnięty.
Mam tego świadomość. W Bytowie huczy o naszych problemach, rodzą się plotki. Wiem, jak jest, bo wcześniej sam byłem komentatorem wydarzeń w Bytovii. Sam ostatnio usłyszałem, że rodzice nie chcą opłacać składek na dzieci trenujące w zespołach juniorskich, bo te środki trafiają na spłatę długu. Nie ma takiej opcji. Do funkcjonowania drużyn juniorów musimy każdego miesiąca dokładać ok. 10 tys. zł. Szkolenie młodzieży to jeden z naszych priorytetów. W każdym razie jednym z moich zdań będzie, by zmienić to, jak nas odbiera bytowskie środowisko.
To wymaga pracy...
Potrzeba pełnego zaangażowania wielu ludzi, a póki co, jest nas przy klubie garstka. Od kiedy trafiłem do klubu, robię wszystko, co mogę. Pracuję na pełen etat, choć nie pobieram za to wynagrodzenia. Powiedziałem członkom zarządu, że dopóki klub nie stanie na nogi, dopóki w budżecie nie będzie nadwyżki pieniędzy, tak zostanie. Jeśli dojdziemy do etapu, że z tego „tortu” coś zostaje, można będzie usiąść do rozmowy o wynagrodzeniu prezesa.
Nie boisz się, że w końcu się „wypalisz”?
Jeśli ktoś tak uważa, to najwyraźniej mnie nie zna. Pełnienie funkcji prezesa klubu piłkarskiego to dla mnie spełnienie marzeń. Od zawsze żyję futbolem, kręci mnie rola organizatora, zarządzanie klubem, współpraca z ludźmi i organizacja ich pracy. Dlatego zdecydowałem się podjąć ryzyko, wchodząc w rolę prezesa klubu, który boryka się z ogromnymi problemami. Jesteśmy na ostrym zakręcie, ale możemy z tego wirażu wyjść.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze mogą dodawać tylko zalogowani użytkownicy.
Komentarze opinie