
- Prowadzę ten biznes od 30 lat i nie pamiętam tak dobrego sezonu. Zeszły nawet sadzonki selera. Nigdy wcześniej mi się to nie zdarzyło - powiedział nam Marek Fajto, który prowadzi gospodarstwo ogrodnicze w Mądrzechowie.
DZIAŁA OD LAT 80.
Do tego gospodarstwa ogrodniczego w Mądrzechowie (gm. Bytów) bywalcy znają drogę. Działa ono od 30 lat, a znane jest głównie z chryzantem kupowanych jesienią, choć nie tylko. - Kolega namówił mnie na technikum ogrodnicze, twierdząc, że to przyszłościowy zawód. Wybraliśmy szkołę w Szubinie w woj. kujawsko-pomorskim. Mieszkaliśmy w internacie. Wróciłem do Mądrzechowa i w latach 80. założyłem gospodarstwo, które działa do dziś. Bardzo zmieniło się tu otoczenie. Pamiętam, że gdy zaczynałem, w pobliżu nie było budynków. Teraz znajduje się tu małe osiedle - tłumaczy Marek Fajto, którego odwiedzamy w związku z wiosennymi zakupami do ogrodu i na rabaty.
Gospodarz posiada 6 tuneli o długości 180 m oraz szklarnię. Wchodzimy do pierwszego foliaka. - Jak widać, zostało niewiele kwiatów balkonowych. Prawie wszystkie już zeszły. W ofercie mamy je od ok. 20 lat. Wcześniej nie było zainteresowania wśród kupujących. Teraz w ofercie mamy m.in. pelargonię zwisające, petunię, drobną begonię czy surfinię. Od początku działalności głównie skupiam się na sprzedaży m.in. rozsadów pomidorów, ogórków, selera czy kapusty oraz chryzantemy ciętej i doniczkowej hodowanych specjalnie na Wszystkich Świętych - tłumaczy właściciel.
M. Fajto przyznaje, że tegoroczny wiosenny sezon był wyjątkowy. - Baliśmy się, jak to będzie przez pandemię. Czy ludzie nie będą bali się przyjść do nas. Targi ogrodnicze, które odbywały się na rynku, zostały odwołane. Przeszło nam przez myśl, że może być to dla naszej branży bardzo ciężki rok. Aby się zareklamować, córka założyła nam fanpage na Facebooku „Ogrodnictwo Mądrzechowo”. No i zaskoczenie! Nie pamiętam tak dobrego sezonu. Zeszły nawet sadzonki selera, gdzie od początku prowadzenia działalności mi się to nie zdarzyło. Zawsze coś zostawało - mówi M. Fajto. Szczególnym zainteresowaniem cieszyły się pomidory. Kilka tysięcy sadzonek kilku odmian zeszło w mgnieniu oka. - Główne zejście było na początku maja. Klienci jeszcze przychodzą i pytają o sadzonki, ale musimy odprawiać ich z kwitkiem, bo nic z nich już nie mamy na sprzedaż - wyjaśnia M. Fajto, dodając: - Zaobserwowałem, że pojawia się coraz więcej młodych ludzi, którzy zaczynają swoją przygodę z ogrodem. Pytają o to, jak sadzić, kiedy itp. Kupują tunele. W samym Mądrzechowie możemy zauważyć, że z roku na roku staje ich przy domach coraz więcej. Chyba wracamy do korzeni, do natury, a przede wszystkim do smaku. Dodatkowo kupujący często mówią, że ich dzieci dostały wysypki po zjedzeniu warzyw z marketu. Chcą iść naturalną drogą, aby swojej rodzinie zapewnić dobre jakościowo produkty.
A CO WY TU KAKTUSY CHCECIE SADZIĆ?
By sprawdzić, czy tegoroczna popularność sadzonek dotyczy nie tylko Mądrzechowa, jedziemy do Trzebiatkowej (gm. Tuchomie). Duży znak z charakterystycznym kaktusem i napisem „Hacienda” informuje nas, gdzie musimy skręcić. Po chwili jazdy polną drogą przejeżdżamy przez bramę. Po lewej stronie ukazują się nam tunele oraz wyspy sadzonek w plastikowych doniczkach. Stoją też liściaste palmy. - Łącznie mamy 4,5 ha, z czego woda zajmuje ok. 2 ha. Mieszkamy tu od pięciu lat. Przyjechaliśmy z łódzkiego. Ofertę sprzedaży tego miejsca znalazłem w internecie. Przyjechaliśmy 400 km, aby obejrzeć. Byłem przekonany, że będzie to nasze miejsce na ziemi - mówi Grzegorz Ignasiak, właściciel „Haciendy”. Nieco ostrożniejsza była jego małżonka. - Dom wymagał sporego remontu. Kredyt do spłaty aż do starości. Nic dziwnego, że byłam nieco sceptyczna. Ale po Grzegorzu było widać, że z miejsca zakochał się w tych stronach. Postawiliśmy wszystko na jedną kartę - tłumaczy Barbara Ignasiak.
Od początku myśleli o ogrodnictwie. - Zamiłowaniem do roślin zaraził mnie mąż, który z wykształcenia jest ogrodnikiem. Pochodzę z Podkarpacia. Ogrodnictwo było mi zupełnie obce do momentu związku z Grzegorzem, którego rodzice prowadzili gospodarstwo. Pomagaliśmy im, sadząc głównie kalafior. Gdy znajomi dowiedzieli się, gdzie chcemy osiąść, pytali „A co tam będziecie sadzić? Kaktusy?”. Tak wpadliśmy na pomysł, by ta roślina stała się symbolem tego miejsca. Mąż wymyślił nazwę Hacienda, bo oznacza dom, przy którym znajduje się uprawa, czyli tak, jak jest właśnie u nas - tłumaczy B. Ignasiak. Jej mąż nie może nam dalej towarzyszyć, bo trzeba obsługiwać klientów, którzy cały czas podjeżdżają samochodami. Ktoś zatrzymuje się i pyta, czy mają majeranek. Inni są zainteresowani azaliami. My pytamy o sadzonki pomidorów, które cieszą się największą popularnością w tym sezonie. Niestety, tych już nie dostaniemy także w „Haciendzie”. - W ub.r. postanowiliśmy, że podejdziemy do tematu porządnie. W pomidorach holenderskich F1, mimo że cechują się dużą odpornością, brakowało mi po prostu smaku. Szukałam po całej Polsce i trafiłam na gospodarstwo ekologiczne, które uprawą tych warzyw zajmuje się od prawie 20 lat. Przy pomocy właścicieli udało mi się wybrać 32 odmiany, często dość starych i zapomnianych, a dobrze się sprawdzających nawet w trudnych warunkach. Wybraliśmy też różne kolory: malinowe, czerwone itp. Interesujące są też nazwy. Np. te ciemnofioletowe nazywają się Taniec ze Smerfami czy Gargamel. Dzięki specjalnym tabliczkom z opisami klient mógł nie tylko dowiedzieć się o odmianie najważniejszych informacji, m.in. czy jest słodka czy kwaskowata. Ale też zobaczyć przekrój warzywa - opowiada właścicielka „Haciendy”. Przyszykowali ok. 5 tys. sadzonek pomidorów. Pierwsi klienci pojawiali się już w marcu. - Odsyłaliśmy ich, mówiąc, że jest jeszcze czas, a produktu dużo. Nie ma co się spieszyć. Chcieliśmy też, aby jeszcze nieco podrosły. Ruszyliśmy ze sprzedażą 20.04., gdy poluzowano obostrzenia związane z koronawirusem. Przyznam, że mieliśmy obawy, że może nie być łatwo ze sprzedażą. Jednak już na majówkę nie mieliśmy nic do sprzedania. Zostawiliśmy sobie tylko ok. 200 sadzonek na warzywa. Będzie można przyjść i spróbować, by na następny rok już wiedzieć, co się kupi. Ogólnie myśleliśmy, że faktycznie przez pandemię nie będzie klientów, jednak ludzi właśnie bardziej ciągnie, aby wyjść do ogrodu, posadzić coś nowego - wyjaśnia B. Ignasiak.
- To klienci sugerują nam, co powinniśmy mieć w ofercie i na co jest zapotrzebowanie - tłumaczy B. Ignasiak. Po chwili pojawia się klient, który prosi o podpowiedź, szuka czegoś wysokiego, co dobrze będzie rosło w słońcu. Ogrodnicy proponują omana wspaniałego bądź budleję. - Skupiamy się głównie na poszukiwaniu gatunków, które będą dobrze rosły na tych terenach. Muszą to być trwałe rośliny dające radę w różnych warunkach. Cechować się muszą też mrozoodpornością. Ja najbardziej lubię te do -40oC. Wtedy mam pewność, że nic im się nie stanie. Tym bardziej przy takiej pogodzie jak w tym roku. Jest dość specyficznie. Wiosna, a noce zimne. Wegetacja jest wolna. Rośliny niechętnie rosną. A ja lubię sprzedawać, gdy nasza sadzonka jest już większa. Kiedy widać sporo listków, a nawet ładne pączki. Wtedy mam pewność, że to dobry produkt, który ma dużą szansę na przyjęcie się u klienta. Także my jesteśmy jeszcze przed sezonem bylinowym. Póki co odsyłamy klientów, by przyszli w czerwcu. Chcemy mieć 100% pewności, że to, co sprzedajemy, jest po prostu dobrym produktem - tłumaczy B. Ignasiak.
Póki co „Hacienda” dysponuje dużą bazą roślin balkonowych. - W ofercie mamy też sporo ziół. Jakiś czas temu ukończyłam studia na kierunku zielarstwo. Dojeżdżałam 800 km na zajęcia do Krosna, bo tam wedle opinii znajduje się jedna z najlepszych szkół kształcących w tym kierunku. Mamy m.in. kozłeka lekarskiego, który działa zbawiennie na sen i uspokaja. Wystarczy zaparzyć sobie napar i wypić przed snem. Dużym sentymentem darzę szczeć pospolitą, pomogła mi wyleczyć boreliozę - zdradza B. Ignasiak.
Bylin znajdziemy tu ok. 200 gatunków. Wśród nich m.in. przetaczniki, wielosiły, przewrotniki czy dziewanny. - Zachęcam klientów, aby wybierali rośliny miododajne. Na tabliczkach z opisem są oznaczone pszczółką. Zielony krzyżyk ma sugerować natomiast lecznicze właściwości rośliny - tłumaczy właścicielka. Oprócz porady, co kupić, możemy też liczyć na projekt, np. nasadzeń skarpy. - Jest to w cenie zakupu. W takich przypadkach ważny jest wybór roślin zadarniających. Wystarczy, że klient powie, jaką ma powierzchnię i jaki ma zamysł. Rozrysuje dokładnie, gdzie co powinien posadzić. Robiłam coś takiego m.in. w Ostrowitem. Tam klientka borykała się z erozją gleby. Trzeba było wszystko zmienić. Zdecydowaliśmy się na nasadzenie japońskie, różne barwy zielni roślin, które przy okazji są miododajne. Z kolei w Borzyszkowach klientka zapragnęła mieć fiołkową rabatę, a w Bytowie ogród był tak duży, że musieliśmy podzielić sadzenie na etapy. Postawiliśmy na grupowe nasadzenia, które się zazębiają. Nie potrafiłabym natomiast zaprojektować ogrodu stworzonego z kory, kamieni i drzewek. Nie czuję tego emocjonalnie - wyjaśnia B. Ignasiak.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!