
Lokalna duma potrafi wiele. Np. spowodować, że powstanie nowy zespół.
- Niemal od dziecka śpiewałam psalm, później w 2015 r. zachorował nasz organista. Nasze msze pozostały więc bez oprawy muzycznej. Na jedną z niedzielnych nasz proboszcz zaprosił scholę z Brzeźna Szlacheckiego. Wówczas pomyślałam sobie, że skoro oni mogli stworzyć grupę, to my też - opowiada o początkach powstania zespołu „Anioły Radości” Małgorzata Lemańczyk, dodając: - Jeszcze tego samego dnia zadzwoniłam do księdza i powiedziałam, że za tydzień to my zagramy.
Choć początkowo wydawać by się mogło, że porywa się z motyką na słońce. Brakowało nie tylko osób, które grałyby na instrumentach, ale także tych, którzy nie baliby się zaśpiewać nieco inny repertuar niż dotychczas. - Do Bytowa i tamtejszego ośrodka kultury mamy 35 km, trudno więc, by rodzice dowozili dzieci na naukę. Nie wszyscy byli także przekonani do żywiołowych piosenek, w których poza śpiewem ważne są także gesty - mówi M. Lemańczyk. Na pierwszej próbie pojawiło się 12 osób. Sceptycznie podeszły do zaproponowanych pieśni. - Wybrałam wesołe. W końcu to był lipiec, wakacje. Do dziś pamiętam ich spojrzenia i pytanie: a to tak w kościele można? - śmieje się, wspominając M. Lemańczyk. Dziś już nikt nie wyobraża sobie innego repertuaru. - To pozwala nam przekazać energię, która w nas tkwi, sami także czujemy wówczas radość - mówią zgodnie członkowie scholi. - Bo jest co robić - rezolutnie dodaje Jaś Libera, jeden z najmłodszych wiekiem i stażem członków grupy z Borowego Młyna.
Ich pierwszy występ przed niedzielną mszą odbył się zaledwie po dwóch próbach. - Ludzie też byli nieco zaskoczeni wykonaniem. Jakoś tak poszło. Od tego momentu graliśmy co niedzielę - opowiada opiekunka „Aniołów Radości”. Później dołączył do nich Tadeusz Leszczyński, który grał jako organista. Z czasem za sprawą dzieci, które opowiadały koleżankom i kolegom, jak fajnie jest na próbach, grupa się rozrosła. - W szczytowym momencie liczyliśmy 30 osób. Teraz to 22 w wieku od 9 do 24 lat. Pierwsze próby odbywały się na plebanii, później w kościele, a od ok. roku u mnie w domu - mówi M. Lemańczyk. Nie są jedynie z Borowego Młyna, ale także z ościennych wiosek, z całej parafii. Latem dojeżdżają najczęściej rowerami, zimą dowożą ich rodzice. - Jestem im za to bardzo wdzięczna i za wszelką okazaną pomoc. Zresztą nie tylko im, ale także tym, którzy chociażby pomagają w nagłośnieniu przy naszych występach - dziękuje M. Lemańczyk.
Choć jeszcze bez zbyt dużego doświadczenia sprawdzili swoje umiejętności na festiwalu „Credo” w Chojnicach. - To był czerwiec 2016 r. Miałam świadomość, że nie możemy liczyć na wysoka lokatę. Przecież dopiero zaczynaliśmy, ale trudno wytłumaczyć to, zwłaszcza najmłodszym - opowiada M. Lemańczyk. Zdobyli wyróżnienie. Dla jednych tylko, dla nich aż. Zmotywowało to grupę do jeszcze większych wysiłków. - Ponownie wystartowaliśmy po roku. Wówczas ku naszemu zdziwieniu zajęliśmy II miejsce. Zaśpiewaliśmy „Będę tańczył przed Twym tronem” - mówi M. Lemańczyk. - W tym roku będzie pierwsze - z przekonaniem dodaje Tomek. Chyba wszystkich zaskoczył wówczas ich występ. - Zazwyczaj zespoły występują w biało-czarnych strojach, stoją prosto. Myśmy nie tylko się ruszaliśmy, ale także na plakatach umieszczone mieliśmy różne rysunki i tak np. gdy śpiewaliśmy fragment o górach, pokazywaliśmy je na obrazkach - wyjaśnia M. Lemańczyk.
Można ich usłyszeć nie tylko w kościele, ale także w domach borowomłyńskich parafian. Kultywują dawną kaszubską tradycję chodzenia od domu do domu i śpiewania kolęd. - Nasza schola powstała latem. Już w pierwsze Święta zorganizowałam godzinny koncert bożonarodzeniowy. Każdy z członków zespołu miał swoją solówkę. Rok później zaczęliśmy wspólne kolędowanie - mówi M. Lemańczyk. Cel mieli jeden - chcieli kupić jednolite stroje. - Poza strojami zależało nam, by dotrzeć do każdego wybudowania, każdego mieszkania. Udało się nam. Podobnie w tym roku. Przyjmują nas bardzo życzliwie. Niekiedy widać łzy w ich oczach, bo ktoś o nich pamięta, przyszedł odwiedzić. Często są to osoby samotne. Śpiewamy kilka kolęd, choć zdarza się, że proszą nas o więcej i nasza wizyta trochę się przeciąga - relacjonuje M. Lemańczyk. - Kiedy widzimy ich radość, robi się nam cieplej na sercu - mówi z kolei Alicja Kaszubowska. - Choć czasami zimno w nogi - wtrąca mały Jaś. Rok temu było to jeszcze dla mieszkańców nowością, w tym parafianie już wcześniej podpytywali jeden drugiego, kiedy z kolędami chodzić będą „Anioły Radości”, by koniecznie w tym dniu być w domu. W tym roku zebrane środki grupa chce przeznaczyć na zakup sprzętu nagłaśniającego, który pomoże im w występach, zwłaszcza tych poza kościołem.
Wspólnie nie tylko spotykają się na występach, próbach czy kolędowaniu. Razem bawią się także przy ognisku. - Wówczas jeszcze bardziej się integrujemy, poznajemy. Organizujemy zabawy, tańce, jest przy tym dużo śmiechu - mówi Karolina Rudnik. - Zapraszamy także chętnych, którzy chcieliby wspólnie z nami występować - dodaje na zakończenie M. Lemańczyk.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!