
- Tyle się słyszy, że młodzi ludzie uciekają ze wsi. To nie do końca prawda. Jeśli ma się pomysł i przede wszystkim chęci do pracy to gospodarstwo daje dużą satysfakcję - uważa Roman Mański z Niedarzyna, który chce kontynuować rolniczą pasję po ojcu.
STAWIAM NA MLEKO
Od kilku lat bytowski Ośrodek Doradztwa Rolniczego organizuje dwie olimpiady wiedzy dla młodych producentów w rolnictwie. Tak było i w tym roku. My korzystając z okazji odwiedziliśmy uczestników konkursu by pokazać młode pokolenie bytowskich rolników. Zaczynamy od 23-letniego Romana Mańskiego z Niedarzyna (gm. Borzytuchom), który wraz z rodzicami Andrzejem i Krystyną prowadzi kilkudziesięciohektarowe gospodarstwo. Jest absolwentem technikum żywienia i gospodarstwa domowego w Zespole Szkół Ekonomiczno-Rolniczych w Bytowie. Swoją przyszłość widzi jednak w pracy na wsi. To tutaj jak przyznaje czuje się najlepiej i ma pomysły na rozwój. - Nastawiamy się głównie na produkcję mleka. Mamy typowo mleczne krowy rasy HF(holsztyńsko-fryzyjskiej). W ciągu ponad 300-dniowej laktacji produkuje 8-15 tys. kg mleka, przy czym odmiana czarno-biała jest bardziej wydajna niż odmiana czerwono-biała – wyjaśnia młody rolnik, który w tej chwili zajmuje się 12 takimi krowami. - Ogółem w stadzie mamy 35 sztuk bydła sa jeszcze cielaki, jałówki. Praca przy zwierzętach pochłania sporo czasu. W zasadzie dzień zaczyna się o godz. 6.30, a kończy o 20.30. Trzeba oporządzić nakarmić i przede wszystkim wydoić. Krowy sa przyzwyczajone do stałych godzin - tłumaczy R. Mański. W gospodarstwie, które prowadzi z rodzicami udój jest zmechanizowany, odbywa się za pomocą dojarki konwiowej. - Wszystko trzeba przygotować, potem wyczyścić, to zajmuje sporo czasu. W tej chwili karmimy ręcznie, ale z czasem mam nadzieję unowocześniać gospodarstwo - mówi młody rolnik. W tej chwili mleko od jego krów jest odbierane przez specjalna firmą, ale nie ukrywa, że być może w przyszłości pokusi się również o jego przerabianie. - Najważniejsze to mieć chęci. Wiem, że przy ciężkiej pracy może dopaść zwątpienie, ale jestem młody i pełen werwy - śmieje się rolnik.
PRODUKCJA OPASÓW
Humoru, zapału i pomysłów nie brakuje też 25-letniemu Pawłowi Wencie z Parchowa, który z ojcem Tadeuszem prowadzi 30-hektarowe gospodarstwo. Na konkurs w ODR-ze namówili go znajomi i rodzina. - W poprzednich latach to chłopaki z naszej gminy odnosili sukcesy w tym konkursie. Trochę się pouczyłem, trochę z praktyki życiowej i tak w powiecie wyszło całkiem dobrze - mówi P. Wenta, który w eliminacjach powiatowych konkursu BHP zdobył pierwsze miejsce. W finale wojewódzkim zabrakło mu do sukcesu zaledwie kilka punktów. Nagradzana była pierwsza trójka, a on znalazł się na czwartej pozycji. Pełen optymizmu jednak specjalnie się tym nie przejął. Jak mówi to była tylko mała rozrywka w codziennym życiu. Z wykształcenia jest stolarzem, zaocznie skończył też liceum dla dorosłych, swoją przyszłość widzi jednak w rolnictwie. - Dziadek prowadził gospodarstwo, po nim tata, teraz czas na mnie, a potem na syna, który jest już w drodze - mówi z uśmiechem rolnik. Oprócz roli jest też 35 sztuk bydła i 4 maciory. Młody rolnik jednak już teraz ma pomysł na własną działalność. - Chcę wydzierżawić kolejne 40 ha ziemi i rozpocząć produkcje bydła opasowego - opowiada z entuzjazmem młody parchowianin. Jednak choć pełen zapału, nie ukrywa, że praca na roli to obowiązki od rana do wieczora. - Wszystko zależy od pory roku. Zima to czas spokoju, człowiek ma wtedy możliwość wszystko przemyśleć zaplanować. A potem zaczyna się ostra praca. Wiosną orki, siewy, latem żniwa, jesienią trzeba zebrać resztę zbiorów i przygotować pola na zimowy odpoczynek. Nie ma jednak co narzekać, bo i tak mam lepiej niż kiedy mój tato był młody. Wtedy 15 ha ziemi oborywano koniem. Dzisiaj wsiada się w ciągnik i wszystko robi kilka razy szybciej - tłumaczy młody rolnik i roztacza swoją wizję rozwoju rodzinnej gospodarki. - Planuję wydzierżawić łąki, bo myślę, że pójście w stronę produkcji bydła opasowego to dobry krok. Zdaję sobie sprawę z tego, że to ciężka praca, ale w innej jakoś się nie widzę. Tutaj się wychowałem i tutaj mam dom - mówi P. Wenta.
CHLEWNIA TO PRZYSZŁOŚĆ
W konkursie ODR-u dla młodych producentów na szczeblu powiatowym najlepiej wypadł Piotr Łoza z Rabacina. - Do udziału namówił mnie pan Kulas. Nie było jakoś specjalnie trudno, a z drugiej strony to zawsze jakiś sposób na zdobycie nowych informacji lub uporządkowanie tych, które są - mówi laureat. Tak jak jego koledzy o roli i pracy w gospodarstwie wie sporo, a pomysłów na dalszy rozwój też mu nie brakuje. W tej chwili pomaga ojcu Jarosławowi. Skończył weterynarię co pomaga w codziennej pracy. Wspólnie chowają 70 macior, 1000 tuczników rasy PZB i 35 byków opasów rasy charolaise. - To wyjątkowa rasa bydła eksportowego. Wysyła się je do Włoch. My kupujemy roczne cielaki o wadze ok. 250 kg, a kiedy mają 25-26 miesięcy sprzedajemy. Takie dorosłe osobniki osiągają 900-1000 kg. To dużo, ale trzeba też zdawać sobie sprawę, że to rasa przybierająca na wadze dziennie przynajmniej kilogram. Mamy przy nich trochę pracy, bo zakładają że normalnie byk zjada 100% to ten 150%. Nie jest to jednak bydło jakieś specjalnie wymagające. Odporne i wytrzymałe - tłumaczy pokazując część hodowli. Potężne byki o szarawej i brązowej maści stoją w specjalnym kojcu. Na widok gospodarza podsypującego paszę chętnie przekładają łby przez metalowe barierki. - Byka nie można się bać. On to wyczuwa i wtedy rzeczywiście może zaatakować. Mnie zdarzyło się to raz z wyjątkowo agresywnym osobnikiem. Na szczęście w pobliżu znajdował się pracownik i pomógł mi, bo tak mogłoby się skończyć nieciekawie - wspomina, ciągnąc swoją opowieść o rodzinnej tradycji. - Tata przejął gospodarstwo od dziadka Jana. Śmieje się, że jak zaczynał to miał trzy maciory i trzy krowy - opowiada P. Łoza, który w przyszłym roku chce wybudować swoje siedlisko. Tam planuje zająć się produkcją trzody. - Mam dokumentację na budowę chlewni na 600 tuczników. Wszystko będzie zmechanizowane oparte o europejskie standardy. Skoro są możliwości, aby się rozwijać chcę z tego skorzystać. Zresztą dzisiejsze rolnictwo zupełnie różni się od tego przed laty. Obecnie rolnicy to producenci, ich gospodarstwa to firmy, chociaż przedsiębiorca może pojechać sobie na urlop, a rolnik niespecjalnie. Przy pracy ze zwierzętami nie mam świąt i wolnego - tłumaczy P. Łoza. W tej chwili tuczniki produkowane przez jego gospodarstwo sprzedawane są do na lokalny rynek i dużych przetwórni m.in. w Szczecinie. - To co sprzedajemy lokalnie można kupić w bytowskich sklepach obsługujących przez kaszubskie masarnie – dodaje rolnik.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze mogą dodawać tylko zalogowani użytkownicy.
Komentarze opinie