Reklama

Rodzinna firma UTSS z Nakli

04/04/2020 17:21

Zaczęło się od samochodu przewożącego grzyby i frytki. Dziś rodzinna firma UTSS z Nakli odbiera odpady od ponad 20 tys. mieszkańców w kilku gminach i dzierżawi ponad 500 kontenerów ustawionych w przedsiębiorstwach i na statkach pływających po całym świecie.

- Kiedyś w tym miejscu, gdzie jest nasza firma, teściowie siali zboże. Najpierw postawiliśmy dom, garaż potem kolejne obiekty. Tak powstała nasza obecna baza. Niebawem minie 18 lat naszej działalności - mówi Stanisław Staubach z Nakli. Wspólnie z żoną, córką i synem prowadzi firmę, której główny profil działalności to transport i odbiór odpadów oraz wynajmem kontenerów na odpady. - Zaczęło się od usług transportowych dla lokalnego producenta pieczarek i boczniaków. Grzyby woziliśmy po całej Polsce najczęściej do Siedlec. Mieliśmy do tego ciężarówkę, chłodnię. Pod plandeką przywoziliśmy podłoże do produkcji grzybów. Potem świadczyliśmy usługi również innym firmom, przewożąc m.in. frytki i mrożone warzywa - opowiada o początkach swojej działalności S. Staubach. Branżą odpadów zainteresował się dopiero kilka lat później. - Chyba w „Kurierze” przeczytałem ogłoszenie, że gmina szuka firmy, która woziłaby śmieci. Wtedy cały system gospodarki odpadami był w powijakach. Gmina miała swoje wysypiska. Śmieciarki przyjeżdżały bardzo rzadko, bo każdy sobie sam wywoził odpady. Mało kto miał jakąś umowę. Chyba dopiero w 2008 r. zaczęto bardziej interesować się tym, gdzie trafiają śmieci. Początki były trudne. Wtedy mieszkańcy mieli obowiązek podpisania umowy na odbiór odpadów. Musieliśmy zamienić się w akwizytorów.  Zaangażowaliśmy cała naszą rodzinę. Nasi wujkowie, siostry i kuzyni chodzili z umowami po całej gminie. Najpierw swoją działalnością objęliśmy gminę Parchowo. Liczba klientów szybko jednak rosła i zaczęliśmy jeździć też do Bytowa i Kościerzyny. Doszła do tego zbiórka makulatury i folii od firm - opowiada S. Staubach.

Z roku na rok wywóz odpadów stawał się coraz silniejszą gałęzią działalności firmy UTSS z Nakli. - Zauważyliśmy, że gospodarka śmieciami daje szansę rozwoju. Tym bardziej, że zaczęły do nas napływać kolejne zapytania również od firm, które chciały, abyśmy od nich odbierali odpady - mówi Danuta Staubach, która wzięła na siebie prowadzenie dokumentacji i księgowości rodzinnego przedsiębiorstwa. Wraz z liczbą klientów w firmie rosło zaplecze techniczne i flota samochodów. - Jedną z naszych specjalności szybko stał się wynajem kontenerów budowlanych. Do tego celu zakupiliśmy kolejny samochód ciężarowy, tzw. bramowiec do systemu kontenerowego. Dziś obsługujemy już ponad 500 kontenerów i posiadamy trzy bramowce - mówi D. Staubach. Kontenery na odpady z Nakli trafiają również na statki dalekomorskie. - Zawozimy je do portu i dzierżawimy armatorowi na czas rejsu. Przez kilka miesięcy służą marynarzom jako śmietnik, gównie na opakowania i folię. Nasze kontenery płyną nawet po morzach wokół Afryki. Po kilku miesiącach odbieramy je i wywozimy na składowisko - mówi S. Staubach.

Jednak najwięcej energii firmy kieruje na odbiór śmieci z gospodarstw domowych. - Przeprowadzona kilka lat temu rewolucja i podpisywanie umów z gminami zamiast z mieszkańcami, było dobrym krokiem do uporządkowania całego systemu. Skończyły się dyskusje, komu i jak często wywozić. Teraz wszystko uchwala gmina i zasady są jednakowe dla wszystkich. Z drugiej strony zaczęły się przetargi, które zaostrzały wymogi dotyczące m.in. minimalnej liczby aut czy własnej bazy. Były lata, że jednego roku musieliśmy zakupić trzy nowe śmieciarki. Pracy jest tak dużo, że musimy posiłkować się innymi firmami. Sami też świadczymy usługi jako podwykonawca. Branża jest bardzo wymagająca. Rośnie liczba kontroli, obwarowań, wymogów i spraw papierkowych. Ciągły monitoring z kamer przemysłowych na naszą bazę ma WIOŚ. W kamery zostały wyposażone nawet nasze samochody. Urzędnicy na bieżąco mogą sprawdzić, gdzie i czy śmieci są odbierane - mówi S. Staubach. Niedawno  doszedł kolejny obowiązek rejestracji w Bazie Danych Odpadowych. - Teraz każdy wyjazd pojazdu z odpadami musi być zarejestrowany w systemie, co ma ułatwić kontrolę przepływu śmieci. Do tego dochodzą sprawozdania do gmin o ilości odebranych z ich terenu odpadów. Praktycznie co roku przybywa pracy administracyjnej. Dziś oprócz mnie zajmują się tym jeszcze trzy osoby - mówi D. Staubach.

Firma z Nakli wciąż się rozwija. Dziś obsługuje m.in. teren gmin Dziemiany, Kościerzyny, Liniewo, Karsin i Koczała, jak również letników w gminie Studzienice. W tym roku dołączyło Parchowo. - Szacuję, że odbieramy rocznie ok. 10 tys. ton odpadów. Nasze śmieciarki wynajmujemy również Kościerzynie i Brusom, które od kilku lat same próbują odbierać śmieci od mieszkańców, ale w ich zakładach komunalnych brakuje sprzętu. W sumie mamy ponad 30 pojazdów. Utrzymanie takiego taboru w dobrym stanie technicznym to spore wyzwanie. Tym bardziej że z roku na rok przybywa elektroniki wrażliwej na wilgoć. Zdarzają się dni, że musimy wymienić cztery samochody, bo doszło do awarii. Aby obniżyć koszty serwisu, większość rzeczy robimy we własnym warsztacie - mówi S. Staubach.

UTSS zatrudnia dziś już 20 osób, pracowników biura, kierowców i mechaników. Ich tabor liczy m.in. 12 śmieciarek, trzy bramowce, dwie ciężarówki samowyładowcze oraz kilka innych pojazdów. - W sumie mamy ponad 30 sztuk - mówi S. Staubach. Właściciel UTSS z Nakli przekonuje, że przez 10 ostatnich lat w branży gospodarki odpadami wiele się zmieniło. - Większość mieszkańców przyzwyczaiła się do wystawiania pojemników i segregacji. Wciąż jednak zdarzają się sytuacje, które utrudniają nam prace. Czasami nie możemy gdzieś dojechać, bo okazuje się, że droga prowadząca do kilku posesji jest prywatna i została zablokowana przez właściciela. Ktoś inny ma pretensje, że pojemnik został odstawiony kilka centymetrów za blisko. Nasze śmieciarki topią się na gruntówkach, próbując dojechać na wybudowania. Wciąż problemem jest brak numeracji domów, co utrudnia identyfikację posesji. Wciąż zdarza się, że choć na kontenerze napisaliśmy dużymi literami, że przeznaczony jest na zużyte opony to w środku znajdujemy telewizory i lodówki - mówi S. Staubach. Jest przekonany, że gospodarkę odpadami czekają kolejne zmiany i próby poprawy efektywności segregacji. - Na Zachodzie Europy na budowach powszechnie korzysta się z kilku kontenerów, osobno na gruz, drewno, folie itd. Za zmieszane wszędzie trzeba będzie płacić coraz więcej, dlatego pewnie szybko do tego dojdziemy. Pomocna będzie w tym technologia. W niektórych krajach już prześwietla się pojemniki. Za słoik ogórków wyrzuconych nie tam gdzie trzeba, można zapłacić nawet kilkadziesiąt euro kary. Koszty pracowników będą musiały ograniczać też firmy, dlatego wejdą samochody z mechanicznymi ramionami do wysypywania pojemników. To zmusi też mieszkańców do większej dyscypliny - mówi S. Staubach.

Właściciele firmy myślą już o przetwarzaniu i dodatkowej segregacji. - Zakupiliśmy używaną maszynę do rozdrabniania odpadów wielkogabarytowych. Remontujemy ją, aby w przyszłości część odpadów budowlanych rozdrobnić. Wtedy łatwiej to przewieźć i trzeba mniej zapłacić za odbiór - mówi S. Staubach.

Niedawno firma, podobnie jak część mieszkańców Ziemi Bytowskiej musiała się dostosować do obowiązku zbiórki bioodpadów. - Mamy dwie śmieciarki z tzw. rotopresem dostosowanym specjalnie do ich zbiórki. Specjalny mechanizm oddziela foliowe worki od zawartości. Dzięki temu odpady mogą być wystawiane w zwykłych workach. W innym przypadku trzeba korzystać z worków, które podlegają biodegradacji. Część gmin wybrała system workowy, dlatego sami musimy takie dostarczyć mieszkańcom. Niestety są znacznie droższe od tradycyjnych. Ale z tego co obserwujemy, ludzie dość dobrze oddzielają tego typu odpady. Tylko czasami ktoś wrzuci jakąś kość, bo uważa, że to też bioodpad - mówi S. Staubach.

Firma chce mocniej wejść w usługi komunalne. - Już odśnieżamy, zakupiliśmy też zamiatarkę podczepianą do ciągnika. Myślimy o kolejnym sprzęcie, który zwiększyłby wydajność i efektywność - mówi S. Staubach. W przyszłość patrzy z optymizmem. - Córka studiuje inżynierię środowiska i zaangażowała się w sprawy papierkowe, syn ogrania firmę bardziej od strony technicznej, dlatego jestem spokojny o przyszłość naszego rodzinnego przedsięwzięcia. Branża wymaga jednak ciągłych inwestycji w sprzęt i dostosowywania się do nowych wymogów. Pewnie już niebawem śmieciarki będą elektryczne. Pracy nam jednak na długo nie zabraknie, bo człowiek zawsze będzie produkował odpady - mówi S. Staubach.

Obserwuj nas na Obserwuje nas na Google NewsGoogle News

Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!

Reklama

Reklama

Wideo kurierbytowski.com.pl




Reklama
Wróć do