
- To nie lada atrakcja turystyczna, ale czy wiecie o nim coś więcej? - z tym pytaniem zwrócił się do naszej redakcji jeden z bytowiaków, amator rowerowych wycieczek, pokazując zdjęcie ogromnego głazu leżącego nieopodal Gołczewa.
Zaintrygowani opisem pojechaliśmy zobaczyć ów okaz. Z wojewódzkiej drogi 228 zjechaliśmy w boczną, prowadzącą do Gołczewa. Głaz miał znajdować się gdzieś pomiędzy polami, przy odgałęzieniu na Małą Wieś. Po drodze mijaliśmy mniejsze i większe kamienie. Jedne leżały samotnie, inne w grupach. Przed domami, na miedzach, nie brakowało ich także na mijanych polach. W końcu napotkaliśmy na sporych rozmiarów głaz. Czy to ten? Nasz miał jednak leżeć samotnie, ten ma kilku kompanów. Sfotografowaliśmy na pamiątkę i pojechaliśmy dalej. Wreszcie zatrzymaliśmy się przy sporych rozmiarów kamieniu. Nie mieliśmy wątpliwości, że to właściwy. Choć nie jest wysoki, ma bowiem ok. 1,5 m, to obwód robi już wrażenie. Mierzony w środku wynosi ok. 7,6 m. Z grubsza wiadomo, że na Pomorze podobnie jak inne głazy polodowcowe został przywleczony ze Skandynawii dobrych kilkanaście tysięcy lat temu. Na miejscu nic się już o wielkim kamieniu nie dowiemy. Zapytaliśmy więc o niego miejscowego sołtysa. Może, jak to często bywa, z głazem wiąże się jakaś ciekawa legenda? - Legenda? - pytał zdziwiony sołtys Gołczewa Jan Majer, po czym dodał: - Nie, żadnej nie ma. Zresztą jest na to za młody, wykopano go dopiero kilka lat temu. Najlepiej jednak zapytajcie właścicieli.
Za jego radą udaliśmy się do gospodarzy. Właścicielka także wydawała się zdziwiona naszym pytaniem o głaz. Po czym zaczęła opowiadać. - W sumie mamy nieco ponad 21 ha ziemi, a na większości kamieni więcej niżbyśmy chcieli. Przeszkadzają tylko w uprawie. Zbieramy je i co jakiś czas oddajemy firmom. Kiedy żył mój tata, to zajmował się ich łupaniem - mówiła Ewa Wenta. To tłumaczy, dlaczego przy wjeździe do gospodarstwa zauważyliśmy sporo połupanych głazów. A jak natrafiono na ten konkretny okaz? - Kilka lat temu lokalna firma przesiewała jedno z naszych pól. Chcieliśmy się w ten sposób pozbyć kamieni. To wówczas na niego natrafiono. Nie chciałam go sprzedawać. Mam nadzieję, że kiedyś stanie przed moim domem - mówiła na koniec E. Wenta. Zrobiliśmy jeszcze pamiątkowe zdjęcie jej synom Jasiowi i Frankowi, po czym wróciliśmy do Bytowa. Jadąc w kierunku Małej Wsi, po drodze mijaliśmy gospodarstwa. Przy niektórych u bram wjazdowych widać sporych rozmiarów kamienie. Widocznie taka tutaj moda.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!