Reklama

Natura lubi upomnieć się o swoje. Pod Dąbrówką znów pojawiło się jezioro

09/11/2023 17:20

Kiedyś w wąskiej dolince, która na długości ok. kilometra towarzyszy polnej drodze z Dąbrówki do Borzytuchomia, rozpościerało się jezioro. - Z tego, co opowiadał gospodarz, który prowadził tam gospodarstwo jeszcze za niemieckich czasów, spuszczono je w czasie I wojny światowej, by uzyskać łąki. Wkopano specjalną rurę, którą woda spływała. Podobno do pracy, która wykonywano łopatami, zatrudniono rosyjskich jeńców wojennych - mówi Marian Reihs z Borzytuchomia, który wychował się w tamtej okolicy. Rzeczywiście podczas I wojny światowej w Bytowie funkcjonował obóz jeniecki, w którym przetrzymywano złapanych do niewoli żołnierzy rosyjskiej armii, z których wielu, o ile nie większość, wcale nie stanowili Rosjanie. Nieszczęśników wykorzystywano do prac w podbytowskich gospodarstwach, m.in. melioracyjnych.

Niewykluczone jednak, że wody z jeziora pozbyto się jeszcze wcześniej. W latach 80. XIX w. dawne jezioro przeciąć miała pierwsza linia kolejowa prowadząca do Bytowa (z Korzybia). Zapewne łatwiej było sypać pod Dąbrówką nasyp na osuszonym gruncie niż w wodzie. Być może już wówczas zainstalowano wspomniane podziemne odwodnienie, dzięki któremu jezioro zlikwidowano, albo przynajmniej spłycono. Może właśnie wtedy wykonano przekop, pod którym później zainstalowano dodatkowo rurę drenarską.

Jezioro, choć już nie tak wielkie, wróciło w latach 60., kiedy stare rury się zapadły. - Z tego powodu w 1968 r. wkopano nowe odwodnienie i znów można było kosić łąki - wspomina M. Reihs. Jednak ostatnio woda wróciła po raz kolejny. W tej sprawie jeden z właścicieli zalanych łąk zwrócił się do Wód Polskich o podjęcie działań, które doprowadziłyby do udrożnienia odpływu. W czerwcu br. WP dokonały wizji lokalnej. Zajrzano także na ziemię należącą wcześniej do M. Reihsa, a teraz do jego syna Łukasza, bo to jej skrajem biegnie wkopany miejscami na kilka metrów rurociąg odwadniający. „(…) Po weryfikacji stwierdzono, że nienależyte utrzymanie wodociągu skutkujące jego niedrożnością (...)” - napisano w piśmie WP. M. Reihs obawia się, że choć nie ma żadnego pożytku z rury odwadniającej, tzn. ani nie nawadnia, ani nie odwadnia ona pola jego syna, ten może zostać wskazany jako odpowiedzialny za jej naprawienie. - Co prawda nie otrzymaliśmy jeszcze decyzji, ale pracownik WP próbował mnie przekonać, że rura biegnie na naszej ziemi. To nieprawda, bo po granicy naszej działki. Taką samą odpowiedzialność ponosiłby więc Krajowy Ośrodek Wspierania Rolnictwa, który jest jej właścicielem - mówi M. Reihs. Mężczyzna uważa jednak, że taka decyzja byłaby niesprawiedliwa, bo w żaden sposób jego syn nie przyczynił się do zatkania odpływu, a za konserwowanie urządzenia, które ani nie leży na jego ziemi, ani w żaden sposób nie jest mu potrzebne, nie może ponosić odpowiedzialności.

- Jeżeli rolnik ma inne zdanie, zawsze możne się odwołać od naszej decyzji - powiedział nam rzecznik WP w Gdańsku Bogusław Pienkiewicz.

Obserwuj nas na Obserwuje nas na Google NewsGoogle News

Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!

Reklama

Reklama

Wideo kurierbytowski.com.pl




Reklama
Wróć do