
Pierwszą oryginalną koszulkę piłkarską wygrał w konkursie. Do dzisiaj czuje sentyment właśnie do tej w biało-zielone pasy Celticu Glasgow. Później otrzymał dwie kolejne w prezencie urodzinowym. Kiedy w konkursie firmy Drutex S.A. wygrał trykot z autografem Philipa Lahma z Bayernu Monachium zdecydował, że za kolekcjonowanie weźmie się na serio. Odwiedzamy Łukasza Muszaka.
Dzisiaj może pochwalić się 476 koszulkami! - W drodze są dwie kolejne - zapewnia Ł. Muszak, kiedy odwiedzamy go w jego domu w Bytowie. Pasja wypełnia mu cały wolny czas. Wspiera go w tym żona Klaudia. - Początkowo zastanawiała się, czy to normalne hobby, bo zajmuje sporo miejsca w szafach i kartonach, ale teraz sama się w to wciągnęła - mówi z uśmiechem kolekcjoner.
- Śledzę internetowe aukcje. Często ceny wielokrotnie przekraczają moje skromne możliwości. Nie mogę więc podejmować pochopnych decyzji. Na szczęście raz tę samą koszulkę mogę kupić za 80 zł, a innym razem musiałbym dać 180 zł. Tak to jest w internecie. Nieraz bywa jednak inaczej. Kiedyś na unikatową koszulkę z Meksyku udało mi się zgromadzić 350 zł, ale ta ostatecznie poszła z 1,6 tys. zł! - mówi bytowiak. - Biorę też udział w konkursach, bo przecież od tego się zaczęło. Licytuję we wszelkich lokalnych aukcjach. Niestety, często mnie przebijają. Nie udało mi się w ten sposób np. nigdy zdobyć koszulki Drutex-Bytovii - opowiada o trudnościach w kompletowaniu zbioru. - Często piszę do klubów z zapytaniem, czy jeśli wyślę koszulkę, to oni ją odeślą z autografami. Ostatnio kontaktowałem się w tej sprawie z Legią Warszawa - zdradza jeden ze swoich nowych pomysłów. Kilka klubów mu odesłało, ale nie wszystkie. Czasami udaje się znaleźć jakąś perełkę w nietypowym miejscu. - Przeglądam sterty ubrań w sklepach z używaną odzieżą. Między rzeczami zdarzają się prawdziwe unikaty. Miałem raz śmieszną sytuację. Przebierałem w koszu z odzieżą damską. Pewna starsza pani zwróciła mi uwagę, że to są damskie rzeczy. Gdy uparcie dalej szukałem czegoś dla siebie, przegoniła mnie, uderzając laską po plecach - mówi. - W swojej kolekcji mam też to, co otrzymywałem w prezencie - dodaje.
Prezentację zbioru rozpoczyna od pokazania koszulki retro Chelsea Londyn z 1981 r. To prawdziwy skarb dla kolekcjonerów. Niejeden z kilkudziesięcioletnim stażem takiej nie ma. Nic więc dziwnego, że została oprawiona w ramkę. Podobnie jak Olympique Marsylia z sezonu 1990/91. - Ta z długim rękawem jest poszukiwana na rynku. To rzadki okaz - zapewnia Ł. Muszak. Na prośbę, by wskazał jedną bądź kilka najcenniejszych sztuk, długo się zastanawia. W końcu pokazuje brazylijskie Flamengo z lat 1985-1987.
Z racji, że sam jest kibicem FC Barcelony, cieszy się, gdy udaje mu się zdobyć starsze modele tego klubu. - Ta pomarańczowo-granatowa firmy Kappa nie dość, że jest w nietypowych dla Barcy barwach, to jeszcze pochodzi z czasów, gdy klub z Katalonii był ostatnim bez reklam na koszulkach. Co prawda później pojawił się napis organizacji „Unicef”, ale Barcelona nie otrzymywała za to pieniędzy, to ona płaciła tej organizacji. Niestety, rynek zmusił i ten klub do zmiany polityki i pojawiło się logo „Quatar Airways” - kończy prezentację strojów ulubionego klubu. Ten rozpieszcza kolekcjonerów, przygotowując wiele nietypowych strojów, np. seledynowych czy różowych.
Bytowiak zwraca uwagę na szczegóły podnoszące wartość. - Hologramy, metki, naszywki i wykończenia mają znaczenie. Czasami wykorzystuje się niespotykane materiały, np. ta Manchesteru United, w której grał David Beckham, ma w dekolcie kawałek brązowej skóry - tłumaczy, wskazując jeszcze na naszywki na rękawkach, które sugerują, z jakich rozgrywek pochodzi koszulka. - To ważne, bo w ten sposób wiemy, że to nie jest zwykła replika, a prawdziwy meczowy strój. Szukam informacji, kto w niej grał. Nie zawsze się to udaje, bo zadanie jest trudne. W gronie kolekcjonerów wymieniamy się danymi. Oczywiście najlepiej jest, gdy koszulka posiada autograf piłkarza - mówi, trzymając w rękach zieloną Wolfsburga z nr. 27, w której grał Maximilian Arnold.
- Nie lubię jednolitych strojów. Fajnie, gdy na nich coś się dzieje. Bardzo nietypowe są te z Ameryki. Ciężko je zdobyć, np. Tigres z Meksyku czy Boca Juniors z Argentyny - chwali się, pokazując trykot podobny do tego, w którym niegdyś biegał Diego Maradona. - Lubię też te z Peru, Paragwaju czy z meksykańskiego Monterrey. Z egzotycznych dla nas miejsc zdobyłem koszulki z Korei Południowej i z Republiki Południowej Afryki. Brakuje mi jakiegoś okazu z Australii. Jednak moim marzeniem są koszulki dawnych gwiazd. Wiele bym dał za strój np. Johana Cruyffa z FC Barcelony, czy Irlandczyka Heorge Besta. Podobno na świecie są dwie koszulki Juventusu Turyn Zbigniewa Bońka. Jedną z nich ma znany polski redaktor Stefan Szczepłek. Nawet rozmawiałem z nim o stroju Juve. Chciałbym też zdobyć koszulkę nieistniejącego od 30 lat klubu Los Angeles Aztecs - przerywa wyliczankę białych kruków. Kolekcjoner tłumaczy, że czasem trudniej zdobyć koszulki większych klubów, niż tych mniej znanych. - Jeśli szukamy starszego modelu, to chętnych jest całe mnóstwo, bo przecież taki klub ma sporo fanów - mówi.
- Oczywiście uważam, że najpiękniejszymi koszulkami są te z białym orzełkiem na piersi i te, w których Polacy grają na co dzień w swoich klubach - opowiada. Ostatnio zdobył fioletową Fiorentinę z nazwiskiem Błaszczykowskiego. Niedawno pojechał z nią do Juraty na zgrupowanie kadry. Wziął ze sobą także Celtic Glasgow, Arsenal Londyn i oczywiście białą reprezentacji Polski. Dla zdeterminowanego nie ma nic trudnego. Bohater naszej opowieści wrócił z Juraty z podpisami. Co więcej, z kompletem autografów polskiej kadry, a do tego wszystko udokumentował zdjęciami. Ponadto, za sprawą jednego z działaczy bytowskiego klubu, kolekcja Ł. Muszaka wzbogaciła się o dawne koszulki Drutex-Bytovii i Lechii Gdańsk.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!