
Jego dziadek i ojciec z drewna wyrabiali wszystko to, czego potrzebowali mieszkańcy przedwojennej wsi. Andrzej Poręba także miał zostać stolarzem. Jego losy potoczyły się jednak inaczej. Został tokarzem. Do pracy w drewnie wrócił na emeryturze.
Andrzeja Porębę odwiedzamy w jego domu w Osiekach (gm. Borzytuchom). - Moja rodzina od strony ojca pochodzi z Beskidu Sądeckiego. Do dziś ciągnie mnie w góry, mam do nich ogromny sentyment - zaczyna swoją opowieść. Jego dziadek i ojciec przed wojną pracowali jako stolarze. Wyrabiali wszystko to, czego potrzebowali mieszkańcy - od taczek, przez wózki, beczki, formy na masło, po trumny. - Gdy wybuchła wojna, ojciec poszedł do partyzantki. Ukrywał się aż do 1954 r. Wówczas go aresztowano, skazano na 15 lat więzienia i osadzono w Rawiczu. Nie przesiedział całego wyroku, zwolniono go na mocy ogłoszonej amnestii dla więźniów politycznych - wspomina Andrzej Poręba. Osiadł w wiosce nieopodal Wałbrzycha. Zajął się stolarstwem, do którego przyuczał też małego Andrzeja. - Choć niekiedy wolałem iść z kolegami pograć w piłkę, to jednak powoli praca z drewnem mnie wciągała. Robiłem też jakieś drobne rzeczy typu rękojeści do noży. Takie proste mnie jednak nieco nużyły. Zacząłem je ozdabiać, rzeźbiąc w nich głowy lwa czy ptaków - opowiada Poręba. Myślał o nauce w szkole rzemiosł artystycznych w Cieplicach, gdzie kształcono m.in. w dziale rzeźbiarsko-snycerskim. - Wiązało się to jednak z opłatami za pobyt w internacie, na co rodziców nie było stać. W pobliskim Wałbrzychu kształciłem się więc w zawodzie tokarza. Fach nieco podobny to stolarza, tylko pracowało się w metalu - mówi Andrzej.
W Wałbrzychu poznał żonę Krystynę z Osiek. - Poznaliśmy się i pobraliśmy. To za nią przyjechałem do Bytowa - mówi Poręba, dodając: - Przez pewien czas pracowałem w firmie naprawiającej stacje benzynowe. Dzięki temu zjeździłem ładny kawałek Pomorza. Od Świnoujścia aż po Gdynię, a nawet dalej.
Od zawsze ciągnęło go do drewna, a zwłaszcza rzeźbienia. Początki nie były łatwe. Trudno było o narzędzia. Pierwsze dłuto zrobił dla niego ze starego resoru znajomy kowal. Dodatkowo nie wszystko wychodziło tak, jakby chciał. - Nie znałem technik pracy w drewnie. Niekiedy odrywał się zbyt duży kawał wióra, który niweczył całą pracę - wspomina. Czasu na swoje hobby zbyt wiele nie miał. - Pojawiły się dzieci, trzeba było myśleć o ich wykształceniu. Dodatkowo sporo wysiłku i pracy kosztowało mnie wyremontowanie domu, który ma już prawie 100 lat - mówi Andrzej.
Chwilę rozmawiamy na temat dawnej kuchni kaflowej, dziś przystosowanej do gotowania na gazie. Szybko jednak wracamy do rzeźbienia. - Jestem samoukiem, by się podszkolić, oglądałem filmiki w internecie, rozmawiałem też z jednym z okolicznych rzeźbiarzy, który udzielił mi kilku wskazówek - mówi Poręba. To, co wychodziło spod jego dłuta, trafiało najczęściej do znajomych i rodziny.
Inspiracji szuka w innych rzeźbach. - Niedawno na południu Polski odwiedziliśmy cerkiew. Od razu w oko wpadły mi rzeźby i inne drewniane elementy. Przypatruję się, jak są wykonane, robię zdjęcia. Dla mnie szczególnie wdzięczne są postacie aniołów. Wdzięczne, bo różnorodne. Mamy anioły smutne, wesołe, grające na instrumentach. Każdy z nich ma coś do powiedzenia - mówi rzeźbiarz z Osiek. Nie zawsze jest tak, że nad zaczętą figurą pracuje do końca. - Niekiedy odkładam, robię co innego. Wracam do niej po kilku miesiącach. Bywa jednak i tak, że rzeźbię bardzo szybko, bo sam jestem ciekaw, jak moja wizja będzie wyglądała w rzeczywistości - wyjaśnia Poręba.
Niedawno po raz pierwszy pokazał swoje prace szerzej. Swoje stoisko miał na gminnych dożynkach w Borzytuchomiu. - Już wcześniej mnie namawiano, bym pokazał swoje prace publicznie. Sam nawet o tym myślałem. Zawsze jednak coś stało na przeszkodzie - a to za późno się dowiedziałem o takiej możliwości, a to nie miałem czasu. Może i trochę brakowało mi odwagi - mówi Andrzej, dodając: - Zdarzają się osoby, które jedynie popatrzą na rzeźbę, skwitują, że to nic wielkiego. Nie wiedzą jednak, ile pracy trzeba włożyć w jej wykonanie.
Na koniec zaglądamy do warsztatu Andrzeja Poręby. Na stole dwie figury, nad którymi obecnie pracuje. Jedna z nich ma już widoczny zarys. To postać Chrystusa Frasobliwego. Druga to jeszcze kawałek nieobrobionego drewna z kilkoma żłobieniami dłuta w okolicy twarzy. - Myśl jest taka, że będzie to kobieta trzymająca bukiet kwiatów. Wszystko jednak może się zmienić. W trakcie rzeźbienia, zamiast roślin mogą się pojawić narzędzia rolnicze lub cokolwiek innego. Początkowy zamysł często ulega modyfikacjom - mówi Poręba. Nie pozostaje więc nam nic innego, jak cierpliwie poczekać, co tym razem wyjdzie spod dłuta rzeźbiarza z Osiek.
Ł.Z.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze mogą dodawać tylko zalogowani użytkownicy.
Komentarze opinie