Reklama

Dla mnie szczególnie wdzięczne są postacie aniołów

02/11/2024 10:20

Jego dziadek i ojciec z drewna wyrabiali wszystko to, czego potrzebowali mieszkańcy przedwojennej wsi. Andrzej Poręba także miał zostać stolarzem. Jego losy potoczyły się jednak inaczej. Został tokarzem. Do pracy w drewnie wrócił na emeryturze.

Andrzeja Porębę odwiedzamy w jego domu w Osiekach (gm. Borzytuchom). - Moja rodzina od strony ojca pochodzi z Beskidu Sądeckiego. Do dziś ciągnie mnie w góry, mam do nich ogromny sentyment - zaczyna swoją opowieść. Jego dziadek i ojciec przed wojną pracowali jako stolarze. Wyrabiali wszystko to, czego potrzebowali mieszkańcy - od taczek, przez wózki, beczki, formy na masło, po trumny. - Gdy wybuchła wojna, ojciec poszedł do partyzantki. Ukrywał się aż do 1954 r. Wówczas go aresztowano, skazano na 15 lat więzienia i osadzono w Rawiczu. Nie przesiedział całego wyroku, zwolniono go na mocy ogłoszonej amnestii dla więźniów politycznych - wspomina Andrzej Poręba. Osiadł w wiosce nieopodal Wałbrzycha. Zajął się stolarstwem, do którego przyuczał też małego Andrzeja. - Choć niekiedy wolałem iść z kolegami pograć w piłkę, to jednak powoli praca z drewnem mnie wciągała. Robiłem też jakieś drobne rzeczy typu rękojeści do noży. Takie proste mnie jednak nieco nużyły. Zacząłem je ozdabiać, rzeźbiąc w nich głowy lwa czy ptaków - opowiada Poręba. Myślał o nauce w szkole rzemiosł artystycznych w Cieplicach, gdzie kształcono m.in. w dziale rzeźbiarsko-snycerskim. - Wiązało się to jednak z opłatami za pobyt w internacie, na co rodziców nie było stać. W pobliskim Wałbrzychu kształciłem się więc w zawodzie tokarza. Fach nieco podobny to stolarza, tylko pracowało się w metalu - mówi Andrzej.

W Wałbrzychu poznał żonę Krystynę z Osiek. - Poznaliśmy się i pobraliśmy. To za nią przyjechałem do Bytowa - mówi Poręba, dodając: - Przez pewien czas pracowałem w firmie naprawiającej stacje benzynowe. Dzięki temu zjeździłem ładny kawałek Pomorza. Od Świnoujścia aż po Gdynię, a nawet dalej.

Od zawsze ciągnęło go do drewna, a zwłaszcza rzeźbienia. Początki nie były łatwe. Trudno było o narzędzia. Pierwsze dłuto zrobił dla niego ze starego resoru znajomy kowal. Dodatkowo nie wszystko wychodziło tak, jakby chciał. - Nie znałem technik pracy w drewnie. Niekiedy odrywał się zbyt duży kawał wióra, który niweczył całą pracę - wspomina. Czasu na swoje hobby zbyt wiele nie miał. - Pojawiły się dzieci, trzeba było myśleć o ich wykształceniu. Dodatkowo sporo wysiłku i pracy kosztowało mnie wyremontowanie domu, który ma już prawie 100 lat - mówi Andrzej.

Chwilę rozmawiamy na temat dawnej kuchni kaflowej, dziś przystosowanej do gotowania na gazie. Szybko jednak wracamy do rzeźbienia. - Jestem samoukiem, by się podszkolić, oglądałem filmiki w internecie, rozmawiałem też z jednym z okolicznych rzeźbiarzy, który udzielił mi kilku wskazówek - mówi Poręba. To, co wychodziło spod jego dłuta, trafiało najczęściej do znajomych i rodziny.

Inspiracji szuka w innych rzeźbach. - Niedawno na południu Polski odwiedziliśmy cerkiew. Od razu w oko wpadły mi rzeźby i inne drewniane elementy. Przypatruję się, jak są wykonane, robię zdjęcia. Dla mnie szczególnie wdzięczne są postacie aniołów. Wdzięczne, bo różnorodne. Mamy anioły smutne, wesołe, grające na instrumentach. Każdy z nich ma coś do powiedzenia - mówi rzeźbiarz z Osiek. Nie zawsze jest tak, że nad zaczętą figurą pracuje do końca. - Niekiedy odkładam, robię co innego. Wracam do niej po kilku miesiącach. Bywa jednak i tak, że rzeźbię bardzo szybko, bo sam jestem ciekaw, jak moja wizja będzie wyglądała w rzeczywistości - wyjaśnia Poręba.

Niedawno po raz pierwszy pokazał swoje prace szerzej. Swoje stoisko miał na gminnych dożynkach w Borzytuchomiu. - Już wcześniej mnie namawiano, bym pokazał swoje prace publicznie. Sam nawet o tym myślałem. Zawsze jednak coś stało na przeszkodzie - a to za późno się dowiedziałem o takiej możliwości, a to nie miałem czasu. Może i trochę brakowało mi odwagi - mówi Andrzej, dodając: - Zdarzają się osoby, które jedynie popatrzą na rzeźbę, skwitują, że to nic wielkiego. Nie wiedzą jednak, ile pracy trzeba włożyć w jej wykonanie.

Na koniec zaglądamy do warsztatu Andrzeja Poręby. Na stole dwie figury, nad którymi obecnie pracuje. Jedna z nich ma już widoczny zarys. To postać Chrystusa Frasobliwego. Druga to jeszcze kawałek nieobrobionego drewna z kilkoma żłobieniami dłuta w okolicy twarzy. - Myśl jest taka, że będzie to kobieta trzymająca bukiet kwiatów. Wszystko jednak może się zmienić. W trakcie rzeźbienia, zamiast roślin mogą się pojawić narzędzia rolnicze lub cokolwiek innego. Początkowy zamysł często ulega modyfikacjom - mówi Poręba. Nie pozostaje więc nam nic innego, jak cierpliwie poczekać, co tym razem wyjdzie spod dłuta rzeźbiarza z Osiek.

Ł.Z.

 

Obserwuj nas na Obserwuje nas na Google NewsGoogle News

Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.

Komentarze mogą dodawać tylko zalogowani użytkownicy.

Zaloguj się

Reklama

Wideo kurierbytowski.com.pl




Reklama
Wróć do