Reklama

Bytowska porodówka po kilkudziesięciu latach funkcjonowania ma przejść do historii

17/07/2022 17:20

Bytowska porodówka po kilkudziesięciu latach funkcjonowania ma przejść do historii. Wszczęto procedurę likwidacji oddziału położniczo-ginekologicznego i neonatologicznego Szpitala Powiatu Bytowskiego. Dla ciężarnych pacjentek oznacza to konieczność szukania miejsca porodu w innym mieście, dla bytowskiej lecznicy mniejsze straty finansowe.

Stało się to, czego obawiały się pacjentki i personel bytowskiego oddziału położniczo-ginekologicznego i neonatologicznego. Zawieszone od połowy maja oddziały bytowskiego szpitala niebawem zostaną formalnie zlikwidowane. Przypomnijmy, że bezpośrednią tego przyczyną był brak specjalisty z neonatologii. Po zwolnieniu się z pracy lekarza tej specjalności placówka nie spełniała już wymogów kontraktu z Narodowym Funduszem Zdrowia. Jedynym wyjściem było zawieszenie oddziałów do czasu znalezienia zastępstwa. Kolejne nabory nie przynosiły rozstrzygnięcia, dlatego w ub. tygodniu Beata Hinc, prezes Szpitala Powiatu Bytowskiego i starosta Leszek Waszkiewicz pojechali na spotkanie w gdańskim NFZ-ecie. - Rozmawialiśmy o możliwych scenariuszach w takiej sytuacji. Jednym z wyjść było utrzymywanie oddziałów jeszcze pół roku czy rok i zachowanie status quo kosztem dokładania do oddziału dużych pieniędzy. Wiązało się to z ryzykiem, że za rok będziemy musieli zlikwidować również ginekologię. Zdecydowałam o wyborze wariantu pośredniego. W związku z tym, że szpital ma zabezpieczenie dla funkcjonowania ginekologii, chcemy utrzymać tę działalność. Niestety, zmuszeni jesteśmy zamknąć położnictwo i neonatologię - mówi B. Hinc. Prezes szpitala uspokaja, że w przypadku pacjentek ginekologicznych nic się nie zmieni. - W rejestrze mamy oddział położniczo-ginekologiczny, dlatego formalnie muszę zamknąć cały oddział, jednak pacjentki tak jak do tej pory otrzymają opiekę. Tylko teraz ginekologia będzie funkcjonowała jako pododdział w ramach chirurgii - mówi B. Hinc. Decyzja to pokłosie fiaska w poszukiwaniach neonatologa. - Nie mogę szukać specjalisty w nieskończoność. Poza tym są małe szanse na jego znalezienie. Aby nie podejmować decyzji pochopnie, rozmawiałam wcześniej z konsultantami wojewódzkimi w zakresie ginekologii i położnictwa, dyrektorem NFZ-etu i wszystkimi, którzy mogli pomóc - mówi prezes bytowskiego szpitala.  

Dla pacjentek decyzja oznacza, że szpital będzie funkcjonował tak jak przez ostatnie 1,5 miesiąca, czyli od momentu zawieszenia oddziałów. Poważne zmiany czekają połowę ich personelu. Pielęgniarki i położne o swojej przyszłości dowiedziały się na spotkaniu z szefostwem szpitala 5.07. - Tak jak obiecałam, o decyzji zamknięcia oddziałów najpierw poinformowałam pracowników. Część z nich utrzyma zatrudnienie na oddziale chirurgii do opieki nad pacjentkami ginekologicznymi. Pozostałe otrzymają propozycje przejścia na dotychczasowych warunkach pracy i płacy, wraz z naszym kontraktem do szpitala w Kościerzynie - mówi B. Hinc. Do Kościerzyny będzie musiała dojeżdżać ok. połowa personelu zamykanych oddziałów bytowskiego szpitala. - Chodzi tu głównie o położne. Pielęgniarki mogą nadal pracować w naszym szpitalu. Część osób kwalifikuje się na świadczenia przedemerytalne. Nikt jednak nie straci pracy. Do końca tego tygodnia chcemy wszystko rozpisać - mówi B. Hinc. Na razie nie jest znana data formalnego zamknięcia oddziałów. - Musimy dopełnić wszelkich formalności, poinformować związki zawodowe itp. Myślę, że formalnie zadzieje się to w pierwszej połowie sierpnia - zapowiada prezes. 

Wiadomo, jak zagospodarowana zostanie część pomieszczeń po zamkniętych oddziałach. - Pododdział ginekologiczny zostanie przeniesiony na piętro, do wyremontowanych sal odcinka położniczego. W ten sposób będzie na jednym poziomie z chirurgią i zostanie zachowana ciągłość. Dzięki temu komfort pobytu pacjentek ginekologicznych na pewno się poprawi - zapowiada B. Hinc. Niestety, ciężarne, które liczyły na poród w Bytowie, muszą szukać innej placówki. - System jest tak zorganizowany, aby zapewnić kobietom bezpieczeństwo. Nawet kiedy u nas działała porodówka, zdarzały się przypadki, że wysyłaliśmy po ciężarne karetkę. Jeżeli teraz zajdzie taka konieczność, zostaną zawiezione do najbliższej działającej placówki - mówi B. Hinc. Część kontraktu bytowskiego szpitala z NFZ-etem przejdzie do placówki w Kościerzynie, bo jak wynika z analizy, to tam rodzi najwięcej bytowianek. - Tam kobiety będą miały zagwarantowaną opiekę. Jednak jeżeli któraś z pacjentek będzie chciała urodzić w innym szpitalu, też może to zrobić - mówi B. Hinc.

Czy porodówka kiedyś wróci do Bytowa? - Musi zmienić się system i zasady finansowania porodów, a przede wszystkim musi rodzić się więcej dzieci. NFZ przygotował i wysłał do samorządów analizę liczby porodów w województwie pomorskim w ostatnich 10 latach. Tylko w dwóch ośrodkach, w Sierakowicach i Wejherowie, liczba porodów się zwiększa. W pozostałych miejscach dzieci rodzi się z roku na rok mniej. Minister zdrowia i ustawa o modernizacji sieci szpitali mówi o tendencji, która w ciągu kilku lat doprowadzi do tego, że w województwie pomorskim będzie działało najwyżej 6 oddziałów położniczych. Dzieci rodzi się mniej, dlatego ubywa też specjalistów. Nikt nie chce robić sobie trwającej kilka lat specjalizacji, np. z neonatologii, wiedząc, że za kilka lat będzie miał duże problemy ze znalezieniem pracy - mówi B. Hinc. Prezes szpitala przekonuje, że bytowska lecznica jest jedną z pierwszych zmuszonych do zamknięcia położnictwa, ale nie ostatnia. - Już wkrótce ten worek się rozwiąże, bo ten rok jest kolejnym, w którym liczba urodzeń drastycznie spadła. A w obecnych warunkach wszystkie szpitale, które przyjęły mniej niż 500 porodów, nie mają racji bytu - przekonuje B. Hinc.

W środę 6.07. prezes bytowskiego szpitala zaproszono na sesję nadzwyczajną zwołaną na wniosek kilku radnych. - Jako przedstawiciele mieszkańców Bytowa mamy obowiązek walczyć o dalsze funkcjonowanie porodówki w naszym mieście - mówi radny Leszek Szymczak, jeden z wnioskodawców. Na sesji oprócz władz szpitala i powiatu pojawili się m.in. pracownicy zamykanych oddziałów, ciężarne Bytowianki i mieszkańcy sprzeciwiający się tej decyzji. - To równia pochyła, która doprowadzi do całkowitej likwidacji naszego szpitala - mówili niezadowoleni mieszkańcy zebrani na balkonie sali obrad. Tuż przed otwarciem sesji na sali pojawiły się transparenty z hasłami wzywającymi do utrzymania zamykanych oddziałów. - Dlaczego szpital usilnie szukał neonatologa, a nie pediatry, który też pozwoliłby utrzymać oddział, a znaleźć lekarza o tej specjalności byłoby znacznie łatwiej - pytała Katarzyna Januszewska-Lisińska. - Szukaliśmy też pediatry. Każde z ogłoszeń było dwuczłonowe. Aby oddział mógł istnieć, musi mieć koordynatora. Może nim być neonatolog albo pediatra z doświadczeniem w neonatologii. Takich osób szukaliśmy. Niestety, nikt się nie zgłosił - mówiła B. Hinc. - Co szpital zrobił, aby przyciągnąć te 30% kobiet z naszego rejonu, które zdecydowały się urodzić w innych szpitalach? - ciągnęła K. Januszewska-Lisińska. - To, że część kobiet wybrała np. Kościerzynę, wynika z tego, że na naszym terenie mamy ginekologów, którzy pracują w tym szpitalu. Pacjentka idzie za lekarzem i nie można zmusić nikogo, by przyszedł rodzić do Bytowa. Aby poprawić warunki, wyremontowaliśmy oddział położniczy. Zakupiliśmy mnóstwo nowoczesnego sprzętu. Niestety, ze względów finansowych nie przeprowadziliśmy generalnego remontu samego bloku porodowego. Wymagałoby to kilku milionów złotych. Takich pieniędzy nie mamy - mówiła B. Hinc.

Pytania skierowano też do starosty. - Na tej sesji chcieliśmy podjąć próbę ratowania szpitala, a dzień wcześniej informuje się, że procedura została już rozpoczęta i oddział został zamknięty. Rozumiem, że polecenie zostało wydane przez starostę - mówił radny Tomasz Franciszkiewicz. - Pani prezes dobrze wykonuje swoje obowiązki. Zgodnie z prawem i w ramach swoich kompetencji. Z całym szacunkiem dla Rady Miejskiej, ale nie jesteście organem decyzyjnym w tej sprawie. Możecie jedynie wyrażać swoje opinie. Nie ma żadnej korelacji z tym, czy prezes szpitala podejmie decyzję przed sesją czy po niej. Dla mnie jako starosty niezależnie od apeli, jakie przyjmiecie, ważniejsze będzie to, czy zapewnione będzie bezpieczeństwo nowo narodzonych dzieci. Trzy lata temu powiat zapłacił 1,6 mln zł odszkodowania za błąd popełniony przy porodzie. Nie chcemy tego powtarzać - mówił Leszek Waszkiewicz, starosta bytowski. Próbę ratowania porodówki podjął obecny na sali radny powiatowy Mirosław Maszluch. - Do ostatniej chwili przed sesją wykonywałem telefony, próbując znaleźć lekarza specjalistę, który pozwoliłby utrzymać oddział. Dziś rano otrzymałem telefon od lekarza ze Słupska, który zaproponował pomoc i zadeklarował, że przyjmie propozycję pracy w naszym szpitalu - poinformował M. Maszluch. B. Hinc zapewniła, że skontaktuje się z lekarzem. - Dziś żadnych deklaracji co do utrzymania oddziału nie będę składała - stwierdziła.

 

Obserwuj nas na Obserwuje nas na Google NewsGoogle News

Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!

Reklama

Reklama

Wideo kurierbytowski.com.pl




Reklama
Wróć do