Co można uznać za pamiątkę rodzinną? Obraz, zabytkowy kredens, porcelanowy serwis po prababci? Dla mieszkającego w Gołczewie, a pochodzącego z Lubelszczyzny Piotra Kukiera, takimi pamiątkami są polskie motocykle: Gazela z 1969 r. i SHL-ka z 1966 r. W latach 20. XX w. motocykle polskiej produkcji należały do czołówki europejskiej. W powojennej Polsce przez długie lata były podstawą indywidualnej motoryzacji. Wszędzie spotykało się SHL-ki, WFM-ki, WSK-i. Dla mieszkańców wsi, obok koni i rowerów, stanowiły główny środek transportu. W oparciu o nie rozwijała się też turystyka motocyklowa, a polscy zawodnicy odnosili liczne sukcesy, bili rekordy. Motocykl Junak w 1969 r. pobił rekord prędkości Polski, osiągając 149 km/h, a WSK-ą krakowski student odbył podróż dookoła świata. Skuter Osa w ciągu doby przejechał 1500 km! Polskie motocykle były eksportowane nie tylko do krajów Europy zachodniej, ale również do USA, Azji, Afryki.
GAZELA
Na początku 1970 r. Kazimierz Kukier, ojciec Piotra, długo przed jego urodzeniem kupił w sklepie GS-u motocykl SHL M17 Gazela, w tamtych czasach model „wypasiony”, z wieloma nowoczesnymi rozwiązaniami. Cena przeciętnego dwuśladu wynosiła wtedy 7 tys. zł. Gazela kosztowała aż 17 tys. zł! Pan Kazimierz nie uwierzyłby, gdyby mu ktoś powiedział, że po 45 latach będzie jeszcze w pełni sprawna. Sam jeździł nią przez wiele lat. Do pracy, do rodziny na wieś, do dziewczyny, z dziewczyną na wycieczki przed ślubem, po ślubie z żoną w błogosławionym stanie. Po urodzeniu Piotra podróżowali Gazelą w trójkę. A gdy na świat przyszło następne dziecko - we czwórkę. Piotr siedział przed ojcem, na baku, a między rodzicami, tyłem do kierunku jazdy, jego maleńka siostrzyczka.
PRZEBUDZENIE PASJI
- Motocykle fascynowały mnie chyba od zawsze. W latach 90. ubiegłego wieku często jeździliśmy do rodziny na wieś. Miałem wtedy niewiele ponad 10 lat. Pamiętam, jak z kolegami odgrzebywaliśmy stare maszyny. Uruchamialiśmy je i jeździliśmy po okolicznych polach i lasach. Takim drobiazgiem jak brak uprawnień nikt się wtedy nie przejmował - wspomina P. Kukier.
Skąd się wzięła pasja, zrozumiał po latach, gdy dowiedział się od ojca, że jeździł na motorze zanim się urodził, jeszcze w łonie matki. Żadne, najbardziej wypasione Harleye, Hondy i Yamahy nie powodowały tego szczególnego ścisku w sercu, który czuł na widok starego polskiego motoru. Pierwszy wyciągnął z graciarni u wujka. To była WSK-a z lat 80., wówczas całkiem nowoczesna maszyna. Niestety krótko się nią cieszył. Jak tylko go „postawił na nogi” i zaczął jeździć, trafił się kupiec i motor sprzedano. Wtedy przypomniał sobie o 20-letniej Gazeli ojca. Była jeszcze na chodzie. Po paru miesiącach jeżdżenia postanowił ją porządnie wyremontować.
- Na początku miałem pomysł, by położyć na niej lakier w jakimś ciekawszym kolorze lub zabawnie pomalować, jak znajomi, którzy „zamienili” swojego trabanta w zebrę. Opatrzność jednak nade mną czuwała. Nie zrobiłem tego głupstwa. Zachowałem oryginalne barwy. Od ostatnich klas szkoły podstawowej, aż do matury, wszystkie zaoszczędzone czy zarobione pieniądze pakowałem w tę Gazelę. A od czasu, gdy zdobyłem prawo jazdy, motocyklowa przygoda wciągnęła mnie bezpowrotnie - opowiada P. Kukier.
PASJA I WIEDZA
Piotr przez parę lat zrobił na Gazeli kilkanaście tysięcy kilometrów. Jeździł na zloty, spotkania miłośników jednośladów, na wyjazdy turystyczne. Nigdy go nie zawiodła. Równocześnie zgłębiał historię polskich motocykli. Potrafi ze szczegółami opowiadać o każdej marce. O przedwojennym Sokole, o którym dziś mówi się „polski Harley” i o legendarnym już wjeździe Sokołami na szczyt Kasprowego Wierchu w sierpniu 1939 r. O kresowym Niemenie, na którym można było jeździć bez prawa jazdy, i który jako jedyny w Europie posiadał 2 wersje: męską i damską. O Perkunie i o Podkowie, którego nazwa wzięła się stąd, że powstał w małym zakładzie wcześniej produkującym hacele do podków. O powojennych markach: WFM, WSK czy wreszcie SHL, której nazwy nie udało się nikomu rozszyfrować. O Junaku, który w latach 50. był marzeniem każdego młodego chłopaka, o wyczynowym, nie mającym hamulców Fisie, o skuterach i motorowerach...
NIGDY JEJ NIE SPRZEDAM!
Przyszedł czas studiów, wyjazd z rodzinnego domu, start w dorosłe życie, częste zmiany miejsca zamieszkania. Pasja musiała poczekać na lepsze czasy. Nadeszły, gdy Piotr z rodziną osiedlili się w Gołczewie. Duży dom, stodoła, garaż - nareszcie było miejsce na Gazelę! Przywieźli ją niedługo po przeprowadzce, wraz z SHL-ką M11.
- Miałem wielu chętnych, którzy chcieli ode mnie kupić Gazelę. Stwierdziłem jednak, że żadna sytuacja nie zmusi mnie do pozbycia się tego motoru. Pojawiła się w naszej rodzinie prosto z fabryki i jest starsza ode mnie od 13 lat. Gdyby umiała mówić, mogłaby opowiedzieć całą naszą historię. Wiążą się z nią niezliczone wspomnienia z dzieciństwa i młodości. Kawał świata ze mną zwiedziła. Jest dla mnie czymś więcej niż tylko cenną rodzinną pamiątką. To motocykl z duszą - mówi P. Kukier.
POMYSŁ NA GAZELĘ I NIE TYLKO
- Jakiś czas temu wpadliśmy na pomysł, by Gazelę w przyszłości przekazać naszemu synowi, Jaśkowi. Potem urodził nam się drugi syn. Oczywiste się stało, że aby było sprawiedliwie, to i on, jak urośnie, powinien dostać zabytkowy motocykl. Ale jaki? Wtedy przypomniałem sobie SHL-kę M11 z 1966 r., model swego czasu bardzo ceniony. To był jeden z najlepszych polskich motocykli. W czasach mojej młodości stał nieużywany w stodole u wujka. Nie brałem się za niego, gdyż myślałem, że któryś z kuzynów zechce coś z nim zrobić. Na szczęście żaden się nim nie interesował, nikt go nie sprzedał, nikt nie oddał na złom, mimo że był niekompletny. Całe lata stał w tym samym miejscu, jakby czekał na mnie - opowiada mieszkaniec Gołczewa.
PRZEZ CAŁĄ POLSKĘ
Dwa lata temu pojechali w rodzinne strony Piotra po dwa motocykle. Z domu jego rodziców wzięli Gazelę. Z SHL-ką z wujkowej stodoły nie poszło już tak łatwo. Stała tam wiele lat, przysypana grubą warstwą starego siana. Szczęście, że Piotr pamiętał, w którym miejscu ją ostatnio widział. Widłami przerzucali 20-letnie siano, kichając od kurzu. Gdy w końcu znaleźli motor, okazało się, że brakowało mu wielu części. Piotrowi udało się odzyskać jedynie koło, które zamontowano w wózku paszowym u sąsiada. Z dwoma motocyklami na przyczepce ruszyli w kierunku Gołczewa. Pokonali 600 km budząc po drodze sensację. Kierowcy z innych samochodów machali do nich. Motocykliści radośnie ich pozdrawiali. Gdy się zatrzymywali, czy to w barze na posiłek, czy to na stacji paliw, otaczali ich ciekawscy. Robili zdjęcia, wspominali czasy, gdy takie motocykle regularnie widywano na ulicach. Ci, którzy sami na podobnych jeździli, wspominali młode lata. Pytaniom skąd i dokąd jadą nie było końca. Wszyscy życzyli im szczęścia.
DO NAJDROBNIEJSZEJ ŚRUBKI
- Mieliśmy już dwa stare polskie motocykle, co się doskonale wpisywało w nasz plan, aby każde z dzieci miało w przyszłości swój własny, zabytkowy motor. Byłyby one z jednej strony rodzinną pamiątką, z drugiej, zakładając, że oba będą w pełni sprawne, dadzą chłopakom radość z jazdy. Już się cieszę na to, kiedy będę razem z synami spędzać wolny czas na drobnych naprawach czy konserwacji. Tak jak kiedyś mój ojciec mnie, tak ja też chciałbym zaszczepić synom zamiłowanie do polskiej motoryzacji. Ignacy ma dopiero 2 lata, ale Jasiek już się dopytuje, kiedy będziemy naprawiać motory. Gazela jest sprawna, ale moim celem jest doprowadzenie jej do stanu w 100% oryginalności. W każdym, najdrobniejszym szczególe, do najmniejszej śrubki - mówi P. Kukier.
Na razie Piotr z żoną Anią, która też podziela jego pasję, przeglądają portale aukcyjne, czytają ogłoszenia. Szukają i kupują części, wyłącznie oryginalne. Bez pośpiechu. Jak zgromadzą wszystkie, wezmą się za remont, niewykluczone, że trzech motorów. Niedawno bowiem rodzina Piotra się powiększyła. Pojawiła się Zosia. Teraz zastanawiają się, jaki zabytkowy motocykl powinni kupić dla swojej zaledwie miesięcznej córeczki. Oczywiście do remontu. Na razie na pierwszym miejscu jest skuter Osa.
- Doskonale wpisuje się w zestaw, który już mamy. Ma silnik bliźniaczy do SHL-ki, pochodzi z mniej więcej tego samego okresu, a jest bardziej dziewczęca. Niestety to unikat i znalezienie egzemplarza do remontu nie jest łatwe. Ale będziemy szukać. Mamy czas. Z zakupem części nie ma problemu. Praktycznie z tego, co dostępne na rynku, można by zbudować cały nowy motocykl. Ale nie o to chodzi. Zależy nam na rekonstrukcji. Poza tym przyjemność trzeba sobie dawkować. Chciałbym ten remont przeprowadzać wspólnie z chłopakami, jak już będą starsi. Dlatego na razie skupiamy się na gromadzeniu brakujących elementów. I to tak, aby nie wydać na nie zbyt dużo. Raczej czekamy na okazje: coś w bardzo dobrej cenie, albo w idealnym stanie. To przypomina trochę polowanie, a że jestem myśliwym, to cierpliwości przy czekaniu na zwierzynę mi nie brak - śmieje się gołczewianin.
POSTANOWIENIE PIOTRA
Piotrowi marzy się, by dzieci podzielały jego pasję. Żeby te wyremontowane dla nich motory były pamiątką, którą będą przekazywały z pokolenia na pokolenie. Poza tym stare motocykle z każdym rokiem nabierają wartości, więc przy okazji stałoby się to swojego rodzaju inwestycją. I dlatego liczy się z tym, że kiedyś dzieci będą chciały je spieniężyć.
- Jeśli Zośka czy Ignacy sprzedadzą kiedyś swoje motocykle, to trudno. Nie będzie mnie mocno serce bolało. Ale Jaśka w sprawie Gazeli będę prosił, by tego nie robił. W ostateczności sam ją od niego odkupię! Ona musi zostać w rodzinie - mówi P. Kukier.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!