Reklama

15 lat zespołu Anioły Nadziei

21/06/2020 17:17

Bytowski zespół Anioły Nadziei obchodzi w tym roku 15-lecie. O jego historii rozmawiamy z prowadzącą grupę muzycznie Beatą Fiszka Borzyszkowską.

„Kurier Bytowski”: Z Aniołami Nadziei związana jest pani od początku. Ale to nie jest pierwszy zespół muzyczny, który pani prowadziła.

Beata Fiszka Borzyszkowska: Zgadza się. Pierwszy nazywał się Credo. Działał w latach 90. Byłam wtedy instruktorem muzyki w MDK, pracowałam również w szkole jako nauczyciel muzyki, jednocześnie prowadziłam działający przy parafii św. Mikołaja w Niezabyszewie chórek dziecięcy, czyli zespół Credo. Zaśpiewaliśmy w Koszalinie, podczas oczekiwania na wizytę papieża Jana Pawła II, w 1991 r. Niedługo potem Credo zostało laureatem festiwalu piosenki religijnej w Lubaczowie. Nagraliśmy też kasetę. Wtedy nie było jeszcze płyt CD. Aranżacje instrumentalne przygotował nam wówczas pan Jan Stec. Niestety, z przyczyn rodzinnych, jak to w życiu bywa, musiałam zrezygnować z pracy zawodowej. Zespół też nie przetrwał. Jednak cały czas tkwiła we mnie tęsknota do zajęć z młodzieżą, do wspólnego śpiewania. Wiedziałam, że kiedyś do tego wrócę.

I wróciła pani, tworząc Anioły Nadziei?

To nie ja stworzyłam Anioły. To Anioły same wyciągnęły po mnie swoje skrzydła. To był splot niesamowitych przypadków.

Opowie pani o tym?

To zdarzyło się kilka dni po śmierci Jana Pawła II, w kwietniu 2005 r. Wszyscy byliśmy w szoku, czuliśmy się jak sieroty. W każdej miejscowości ludzie spotykali się wieczorami, by w godzinę śmierci papieża razem się modlić. W Bytowie miejscem takich spotkań była stojąca przy rynku figura Chrystusa Króla. Tak jak wielu bytowiaków przychodziłam tam codziennie. Za każdym razem zastanawiałam się, dlaczego nie ma nikogo, kto by poprowadził śpiew. Widziałam, że ludzie tego potrzebują. Czułam, że papież też by chciał, byśmy zaśpiewali chociaż jego ulubioną „Barkę”. Trzeciego wieczora, przypadkiem, stanęłam obok człowieka ze Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego. Rozmawialiśmy i powiedziałam, że chętnie bym tu zagrała, tylko nie wiem, czy wypada. Odpowiedział, że najlepiej zapytać i poprowadził mnie przez tłum kawałek dalej. Stał tam młody ksiądz z młodzieżą i o czymś intensywnie rozmawiali. Gdy podeszliśmy, usłyszałam tylko ostatnie zdanie: „Księże, proszę pamiętać, że do jutra koniecznie musimy znaleźć kogoś, kto nam muzykę poprowadzi”. Weszłam im w słowo i zapytałam: „To może ja bym poprowadziła? Tylko nie wiem co”. I tak się zaczęła moja przygoda ze wspaniałą młodzieżą. Przez trzy kolejne dni aż do pogrzebu Jana Pawła II na bytowskim rynku śpiewaliśmy, a pół Bytowa z nami. Ktoś powiedział wtedy, że niebo się nad nami otworzyło i kropelka łaski Pańskiej na nas kapnęła.

Jakiś czas grupa działała bez nazwy. Kto wpadł na pomysł, by były to Anioły Nadziei?

Po trzech tygodniach wspólnego śpiewania ktoś rzucił myśl, by pojechać na konkurs piosenki do Kartuz. Na formularzu zgłoszeniowym należało wpisać nazwę zespołu. To wtedy moja młodzież wymyśliła, że będziemy nazywać się Anioły Nadziei. Anioł to posłaniec Boży, który niesie dobrą nowinę, a nadzieja dlatego, że mamy nadzieję spotkać się kiedyś z Janem Pawłem II. Później próbowaliśmy tę nazwę zmienić, ale nie było szans. Z siłą do nas przylgnęła.

Jaki był efekt tego wyjazdu na konkurs?

Zarówno ten, jak i kolejne wyjazdy były bardzo zespołowi potrzebne. Przede wszystkim dowiedzieliśmy się, jak się śpiewa piosenki o tematyce religijnej, jakie są trendy i na jakim poziomie robią to inni. Zrozumieliśmy, że musimy jeszcze wiele ćwiczyć, intensywnie się doszkalać. Większość grup śpiewała do muzyki puszczanej z płyty. My jako jedyni sami sobie akompaniowaliśmy. Wciągnęłam do zespołu moich synów. Jeden grał na klawiszach, drugi na gitarze, do tego moja gitara. Dźwięki instrumentów na żywo robiły zupełnie inne wrażenie. Potem doszła jeszcze altówka i perkusja. Zdobyliśmy wiele wyróżnień, udało nam się nawet wygrać kilka konkursów i festiwali, ale w pewnym momencie daliśmy sobie spokój z tego typu wyjazdami. Uznaliśmy, że to, co robimy, ma być modlitwą, uwielbieniem Boga. Konkurencja i pogoń za nagrodami tu nijak nie pasuje, wręcz kłóci się z naszą ideą. Skupiliśmy się na posłudze, śpiewaniu podczas mszy i rekolekcji. Regularnie też śpiewaliśmy (i robimy to do dzisiaj) na mszach o uzdrowienie i w co drugą niedzielę w naszym kościele, parafii św. Katarzyny. I coś, co było zawsze - w czasie wielkiego postu prowadzimy dla młodzieży Drogi Krzyżowe. Włączyliśmy się też w organizację spotkań religijnych np. z o. Bashoborą, ks. Michałem Olszewskim w Bytowie. Posługiwaliśmy obok scholi z Półczna podczas nabożeństw z o. Adamem Szustakiem w Półcznie. W najśmielszych wyobrażeniach nie przedstawiałam sobie, jak to jest być tak blisko tych charyzmatycznych kaznodziei. W ogóle spotkaliśmy na naszej drodze wielu wspaniałych księży, dzięki którym wzrastaliśmy duchowo. Bez ich modlitwy nie dalibyśmy rady.

Dajecie też koncerty.

Tak. Na początku co roku w kościele św. Katarzyny organizowaliśmy Koncerty Wielkopostne w hołdzie Janowi Pawłowi II. Często zapraszaliśmy inne zespoły do wspólnego śpiewu. Na różne posługi wyjeżdżamy też poza Bytów. Odwiedziliśmy już ok. 40 kościołów w Polsce. O ile to możliwe, nie odmawiamy nikomu, czy to jest mała wiejska parafia, czy sanktuarium. Celem są również koncerty charytatywne na wsparcie jakiejś akcji lub pomoc w pogrzebie. Np. w 2017 r. zorganizowaliśmy występ, by zebrać fundusze na usuwanie skutków nawałnicy. Są też oczywiście tradycyjne koncerty kolęd. Jakiś czas temu planowaliśmy nawet cykliczne występy w „Jasiu Kowalskim” pod hasłem „Przyjdź na kawę z Bogiem”. Chcieliśmy wyjść do ludzi. Wyobrażałam sobie, że to będą skromne, kameralne spotkania, raz w miesiącu. Tymczasem trzy występy, jakie daliśmy, miały ogromną frekwencję! Nie spodziewaliśmy się, że aż tylu ludzi chce słuchać piosenek o tematyce religijnej! I po tym trzecim spotkaniu zrezygnowałam z dalszych.

Dlaczego?

Po pierwsze, taki sukces może zbyt łatwo przewrócić w głowach. Chciałam od tego moje Anioły uchronić. Po drugie nie chciałam zasłynąć w okolicy jako ta, która wyprowadziła ludzi z kościoła do knajpy. Ale tak jak wszystko, co się zespołowi cały czas przydarza, tak i to było po coś. Dzięki nim powstała, zupełnie niechcący, nasza trzecia płyta. Nie planowaliśmy jej nagrywania. Jest to duży wysiłek, sporo stresu. I dzięki tej przypadkowo powstałej płycie - „Przyjdź na kawę z Bogiem” - spełniło się nasze marzenie i całym zespołem pojechaliśmy do Wiecznego Miasta.

To wtedy śpiewaliście przy grobie Jana Pawła II?

Tak. Było bardzo wzruszająco. Znów okazało się, że jesteśmy jak prowadzeni za rękę, od celu do następnego celu. Już przed wyjazdem nawiązaliśmy kontakt z abp. Konradem Krajewskim (dziś kardynał), który poprosił nas o jeszcze jedną posługę muzyczną kolejnego dnia, również w Watykanie. Czuliśmy się zaszczyceni. Śpiewaliśmy tam na niezwykłej mszy dla ludzi chorych, samotnych i bezdomnych, u Sióstr Misjonarek Miłosierdzia. Po Watykanie spodziewaliśmy się wielkiej pompy, tymczasem to nabożeństwo było dalekie od tego. Nawet kadzidła nie stłumiły zapachów choroby i biedy. Arcybiskup był głównym celebransem, a wraz z nim odprawiało tę mszę kilku księży różnych narodowości. Po niej spotkaliśmy się z arcybiskupem. Pokazał nam okno mieszkania papieża Franciszka, zaprosił na skromny poczęstunek. Powiedział, że papież o nas wie, że nas błogosławi. Przekazał nam dar od papieża - perłowy różaniec.

Pobyt we Włoszech to nie tylko Rzym i Watykan?

Następnego dnia pojechaliśmy do Asyżu. Chciałam pokazać młodzieży miejsce, w którym żył św. Franciszek, gdyż jego postać wywarła wielki wpływ na moje nawrócenie. Tam też spotkało nas coś bardzo pięknego. Malutki kościółek Porcjunkuli, zbudowany przez św. Franciszka, stoi obecnie wewnątrz wielkiej bazyliki Matki Bożej Anielskiej. Weszliśmy. W pewnym momencie poczułam ogromną potrzebę zaśpiewania. Nie wiedziałam, czy wolno, pytać kogoś? A głos w sercu podpowiadał: nie pytaj, śpiewajcie! Cicho zwołałam grupę. Zaśpiewałyśmy na głosy „Chwalę Ciebie Panie”. Nie miałam pojęcia, że nasz głos tak się niesie! Już po chwili wszyscy z bazyliki tłoczyli się w tym małym kościółku! Byli wszędzie. W ławkach, nawach, przy oknach, w drzwiach! Potem podchodzili do nas, niektórzy zapłakani, ściskali nas, dziękowali. A gdy po wyjściu przeczytałam ostatnie słowa św. Franciszka „Kiedy będzie wam źle, przyjdźcie tu i zaśpiewajcie „Chwała Panu”, poczułam, jak mi ciarki przeszły po plecach... To był jeden z licznych malutkich momentów w moim życiu, co do których można by powiedzieć, że to przypadek. A może nie przypadek, tylko palec Boży?

Ta podróż miała być pożegnaniem Aniołów, podobno planowaliście wtedy zakończyć działalność.

Rzeczywiście chcieliśmy za te lata podziękować i może zakończyć. Wiadomo, młodzież dorosła, założyła rodziny, rozjechała się po świecie. Coraz trudniej było znaleźć czas na próby. Tymczasem na miejscu dostaliśmy słowo, którego na początku nie rozumieliśmy. „Napełnijcie stągwie wodą”. Długo się nad tym zastanawialiśmy, aż wreszcie dotarło do nas, że chodzi o to, byśmy się otworzyli. Dotąd, przez 10 lat byliśmy grupą zamkniętą: Ewelina i Natalia Hering, Beata Hudym, Ola Miszewska, Asia Wichert, Karolina Miszczyszyn, Iza Górak, moi synowie Adrian i Dominik oraz ja. Gdy ludzie dowiedzieli się, że można z nami śpiewać, do zespołu dołączyły się prawdziwe multitalenty. Nowi ludzie, ich energia, pomysłowość, zapał, spowodowały, że Anioły nabrały wiatru w skrzydła. Szybko się zgraliśmy i dziś funkcjonujemy jak jeden organizm, rozumiemy się bez słów. Teraz zespół liczy ponad 20 osób. Dołączyli do nas: Natalia Breza, Katarzyna Bosche, Oskar Borzestowski, Wiktoria Chamier Ciemińska, Marek Grzegorowski, Krzysztof Kleba, Dominika i Karolina Labun, Wojtek Lichota, Julia Orłowska, Anna Ostrowska, Asia Sikorska, Małgorzata Spierewka, Dominik Szulc, Kamil Wirkus, Joanna Szreder. Liczba członków zespołu stale się zmienia. Niektórzy zostają na dobre, niektórzy są na chwilę.

Nagraliście cztery płyty.

Zaraz na początku, na konkursie w Chojnicach zdobyliśmy I miejsce. W nagrodę dostaliśmy krążek z nagraniami laureatów. Posłuchaliśmy i stwierdziliśmy, że dobrze się tego słucha! I mimo że wszystko nagrywane było w czasie koncertu jakość była bez zarzutu! Koniecznie chciałam poznać człowieka, który tak nagrywa. Odszukałam go w Charzykowach. Okazało się, że przypadkiem trafiłam do profesjonalnego studia. Postanowiliśmy nagrać tam pierwszą płytę, z kolędami. Potem kolejną - „W Tobie jest światło”. Znalazły się tam utwory śpiewane na mszach młodzieżowych, pielgrzymkach czy oazach, chociaż nie do końca wiadomo, kto jest ich autorem. Nagrywanie było czasochłonną i wyczerpującą pracą, więc stwierdziliśmy, że wystarczy. No ale Pan Bóg miał inne plany i, jak już wcześniej opowiadałam, zupełnym przypadkiem powstała trzecia płyta. Też myślałam, że to już ostatnia. Kiedy przyszedł pomysł na kolejną, postanowiliśmy, że spróbujemy napisać nowe piosenki. Tak powstały własne teksty i skomponowana do nich muzyka oraz teksty inspirowane Pismem Świętym. Okładkę zaprojektował mój najmłodszy syn Jordan. Płyta „Chwała Panu” już jest gotowa, wytłoczona w Bydgoszczy. Planowaliśmy z okazji 15-lecia zaprosić naszych sympatyków na koncert, który miał się odbyć 31.05. Niestety, z wiadomych przyczyn koncert się nie odbył. Na szczęście mamy patronów medialnych, którzy również spadli nam jak z nieba. To parafia św. Katarzyny, „Kurier Bytowski”, dwutygodnik katolicki „Pielgrzym”, Wydawnictwo Bernardinum, ogólnopolskie pismo „Adesta” oraz fundacja Dzieło na Misji.

A jakie są pani nadzieje w związku z wydaniem tej płyty?

Chciałabym, by ludzie, słuchając jej, poczuli nadzieję, zrozumieli, że w miłości jest klucz do godnego życia, że można się cieszyć z drobiazgów. By dotarło do nich, że jesteśmy stworzeni do pięknego życia. I że wtedy, gdy odczuwamy prawdziwą radość, Bóg jest naprawdę uwielbiony.

Ostatnia refleksja?

Przez te lata pracy z młodzieżą zrozumiałam, dlaczego Janowi Pawłowi II tak bardzo zależało na młodych ludziach. Cieszę się, że mogę tyle przebywać z Aniołami Nadziei, z całym zespołem, w którym każdy zostawia część siebie. Zauważyłam ciekawą prawidłowość. Każdy, kto nawet na krótko śpiewał z Aniołami Nadziei, jest z nimi wciąż mocno związany. Okazuje się, że Aniołem się nie bywa. Aniołem zostaje się do końca życia.

Dziękuję za rozmowę.

Rozmawiała M.G.

Obserwuj nas na Obserwuje nas na Google NewsGoogle News

Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!

Reklama

Reklama

Wideo kurierbytowski.com.pl




Reklama
Wróć do