
Tuż przed mistrzostwami w szwedzkiej Eskilstunie Michał Galikowski skręcił kostkę na treningu. Wystartował mimo urazu i nawet przebrnął kwalifikacje, ale do finału nie zdołał awansować.
Przed mistrzostwami Europy juniorów Marek Galikowski, ojciec i zarazem trener Michała, był pełen entuzjazmu. Miał ku temu powody, bo w ostatnim czasie forma 17-letniego lekkoatlety z Bytowa rosła, czego dowodem były udane starty w krajowych mityngach i rekord życiowy w biegu na 400 m ppł. (52,40 min) podczas XV Europejskiego Festiwalu Lekkoatletycznego w Bydgoszczy. Jadąc do Szwecji Michał Galikowski legitymował się szesnastym w tym roku w Europie wynikiem w kategorii juniorów. - Dlatego za cel obraliśmy sobie przynajmniej wejście do finału. Po cichu liczyliśmy nawet, że w sprzyjających okolicznościach może się udać „zakręcić” koło medalu. Rekord życiowy Michała był tylko nieznacznie gorszy od tych, jakie uzyskiwali w tym roku zawodnicy wyżej notowani w rankingu. Różnice naprawdę minimalne, może poza osiągnięciami Francuza Victora Corollera [w Szwecji wywalczył tytuł mistrza Europy - przyp. red.], który był poza zasięgiem wszystkich - mówi Marek Galikowski.
Optymizm trenera zgasił telefon od przebywającego już w Szwecji syna w środę 15.07. - Byłem akurat na odprawie przed wylotem do Esklistuny, gdy zadzwonił Michał. Okazało się, że na treningu skręcił kostkę. Najważniejsza impreza w tym roku, a tu taka kontuzja. Byłem załamany, zastanawiałem się, czy w ogóle lecieć do Szwecji - mówi szkoleniowiec.
Trenerzy, lekarze i fizjoterapeuci polskiej kadry przez dwa dni robili, co mogli, żeby postawić Michała na nogi. Z zaklejoną taśmami kostką, nafaszerowany tabletkami przeciwbólowymi, młody bytowiak 17.07. wystartował w kwalifikacjach. Biegnąc w drugiej serii, uplasował się na 4 miejscu z czasem 53,20 min, co okazało się 18 wynikiem eliminacji i dało mu awans do półfinału. - Wynik to sprawa drugorzędna. Ważniejsze, że Michał nie narzekał na ból i noga aż tak mu nie przeszkadzała. Choć było widać, że rytm biegu nie jest taki, jak powinien - ocenia Marek Galikowski.
W rozgrywanym następnego dnia półfinale bytowski lekkoatleta trafił do pierwszej, najsilniej obsadzonej grupy. Z kontuzjowaną nogą nie zdołał nawiązać walki z czołówką. W stawce 8 juniorów uplasował się na 6 pozycji z czasem 52,77 min. Dało to Michałowi 10 miejsce w klasyfikacji końcowej mistrzostw Starego Kontynentu. - Mając na uwadze, że biegł z kontuzją, trzeba ten wynik uznać za dobry. Mimo urazu syn uzyskiwał czasy zbliżone do swoich najlepszych dotychczasowych osiągnięć. Gdyby biegł w trzeciej półfinałowej serii, z takim rezultatem zająłby drugie miejsce i automatycznie awansowałby do finału - tłumaczy Marek Galikowski, nie kryjąc niedosytu. - Jak wspominałem wcześniej, liczyliśmy na awans do finału, a może nawet coś więcej. Jednak, aby zdobywać medale na międzynarodowych imprezach, trzeba bić rekordy życiowe i przede wszystkim, być w pełni zdrowym. Kontuzja kostki zniweczyła plany - mówi trener i dodaje: - Teraz trzeba ochłonąć i odpocząć. Najważniejsze żeby dobrze wyleczyć kontuzję i dojść do pełnej sprawności. Michał może przecież wystartować w mistrzostwach Europy za rok.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!