
- Tak jak wszyscy również my w azylu odczuwamy skutki inflacji - mówi Konstanty Golba prowadzący w Przyborzycach Fundację Nasze Futrzaki.
W tym roku z podbytowskiego azylu dla zwierząt do adopcji trafiło ok. 50 psów. To nieco mniej niż w poprzednich latach. - Może uda nam się do końca 2022 r. wysłać jeszcze jednego do nowego domu. Zwykle dobijaliśmy do blisko 60 sztuk. Ale nie dziwi, że jest gorzej. Inflacja robi swoje. Koszty utrzymania rosną, w tym również naszych milusińskich. Worek 15 kg dobrej karmy kosztował niedawno nieco ponad 90 zł. Teraz trzeba za niego zapłacić ok. 130 zł. To duża różnica - mówi K. Golba. Do fundacji trafiają zarówno bezdomne czworonogi, bezpańsko wałęsające się po ulicach, jak i te zabrane z interwencji. - Tych drugich w ciągu roku nie jest wcale mało. Zazwyczaj dzwonią do nas zaniepokojeni sąsiedzi. A to złe warunki, a to słabo odżywiony. W tym roku też odebraliśmy kilkanaście takich telefonów. Najbardziej zapadła mi w pamięć wyprawa do psa pod Gostkowo. Myślałem, że będzie standardowo, brak wody, odchody wokół - tak to zazwyczaj wygląda. Tu jednak było o wiele gorzej. Pies osowiały. Łańcuch krótki, wrośnięty w szyje. Właściciel nie widział w tym nic złego. Trzeba było wezwać policję. Czworonoga odebraliśmy. Zawieźliśmy go do weterynarza, pana Burlińskiego. Stwierdził, że to ostatni dzwonek. Rana była poważna. Pies dostał antybiotyki, sterydy. Teraz przebywa w domu tymczasowym. W styczniu jego właściciel będzie się tłumaczył przed sądem. Zostanie wydana decyzja, czy wraca do niego, czy zostanie przekazany fundacji. Wtedy będziemy szukać mu stałego lokum - tłumaczy K. Golba.
W ostatnim czasie fundacja musiała interweniować w gm. Parchowo. - Tam, zamiast w budzie, pies spał w... beczce. Chyba po ropie. Nieocieplonej, niewyścielonej choćby słomą. A mrozy były ostatnio spore. Nie posiadał też odpowiedniej obroży. Zazwyczaj staram się załatwić z właścicielem sprawę polubownie. Chcę tylko poprawy warunków, w jakich żyją czworonogi. Polskie prawo zezwala na trzymanie psa na łańcuchu, o ile mierzy nie mniej niż 3 m. Choć mnie się to nie podoba, muszę się tego trzymać. W tym przypadku właściciel zapewnił mnie, że będzie lepiej. Wiem, że postawił już budę. Jeśli mogę się dogadać, to to robię. Naprawdę tylko w wyjątkowych sytuacjach wzywam służby - zapewnia K. Golba.
W Przyborzycach przebywa też od niedawna Popi. - Błąkała się po ulicach Studzienic. Jest bardzo dzika. Przez tydzień nie wychodziła z budy. Teraz nieco się poprawiło, bo wychyla z niej nos. Nawet wydaje się zainteresowana towarzyszami, obwąchuje inne czworonogi przez kraty. Człowieka nadal się boi. Czasami sobie myślę, co ktoś musiał jej zrobić, że jest tak nieufna. Aktualnie trzymamy u siebie 7 podopiecznych - dodaje prowadzący azyl.
Dzięki wsparciu instytucji, szkół i przedszkoli ośrodkowi w Przyborzycach udaje się wiązać koniec z końcem. - Czasy nie są łatwe, ale mamy wspaniałych, pomocnych ludzi wokół. Ostatnio odwiedziły nas m.in. dzieci ze Słonecznego Przedszkola Językowego w Bytowie, uczniowie z Kramarzyn, Tuchomia oraz Rokit. Wszędzie organizowano zbiórki żywności dla naszych podopiecznych. Jestem bardzo wdzięczny zarówno młodym, jak pedagogom i rodzicom. Dzięki nim nasze psy mają zapewnioną karmę do marca, ale co najważniejsze, wpaja się w ten sposób dzieciom dobre nawyki, szacunek i empatię do zwierząt. Azyl odwiedza też kilkunastu wolontariuszy ze szkół podstawowych. To głównie ósmoklasiści. Mają za to dodatkowe punkty, które liczą się w procesie rekrutacyjnym do placówek ponadpodstawowych. Przychodzą, wyprowadzają nasze psy na spacery. Między sobą dogadują się, aby zawsze ktoś mógł u nas być. Ostatnio stroili też choinkę. Każdy z domu przyniósł jakieś ozdoby. Jest wyjątkowa - mówi K. Golba. Czasami w darach trafiają się też worki i puszki z jedzeniem dla kotów. - Te przekazuję zazwyczaj karmicielkom bezdomnych, m.in. na ul. Tartaczną w Bytowie czy do Sierzna - dodaje mężczyzna.
Prowadzący podbytowski azyl uważa, że bezdomnych psów będzie przybywać. - Już teraz widzę, że ogłoszeń na portalach internetowych typu „oddam szczeniaki w dobre ręce” jest więcej. I podejrzewam, że ich liczba będzie stale rosła. Nie dość, że ludzi przestanie stać na utrzymanie zwierząt, bo inflacja rośnie, to jeszcze dochodzi wałkowany od lat temat sterylizacji. Gdyby poddawano suczki temu zabiegowi, moglibyśmy liczbę bezdomnych, bezpańskich czy porzuconych czworonogów znacznie ograniczyć. Kiedyś prowadziłem akcję, zbierając pieniądze na ten cel m.in. wśród właścicieli firm. Zakończyła się fiaskiem, bo wpłacił tylko jeden przedsiębiorca, który co ciekawe, dopiero rozkręcał swój biznes, za co jestem mu bardzo wdzięczny. Marzę o tym, aby gminy zabezpieczały w swoich budżetach środki na sterylizację choćby 3 psów rocznie. Bez zwiększania świadomości i tych zabiegów problem z roku na rok będzie większy. A kto inny powinien się nim zająć? My też mamy ograniczone możliwości. Ceny usług weterynaryjnych rosną, a trafiają do nas zwierzaki w różnym stanie. Podobnie z cenami leków - tłumaczy K. Golba.
W tym roku azyl wzbogacił się m.in. o lampy solarne. - Teraz, gdy szybciej robi się ciemno, mamy ten luksus, że teren jest oświetlony, lepiej widoczny. Zbieram też na kontener. Miałem na oku używany za 11 tys. zł. Jednak cena nagle poszła w górę. Teraz najtańszy to wydatek rzędu 20 tys. zł. Nasza przyczepa kempingowa na razie daje radę. Ogrzewamy ją niewielką kozą, ale ma już swoje lata. Nie poddaję się. Liczę, że w następnym roku uda się zdobyć środki na zakup kontenera - dodaje prowadzący azyl.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!