W ciągu kilkunastu minut przyczepa kempingowa zamieniła się w kulę ognia. W ostatniej chwili przez okno wyciągnięto trójkę dzieci i dwóch dorosłych mieszkańców Gdańska. Czworo z nich z poparzeniami górnych dróg oddechowych i objawami zaczadzenia trafiło do szpitala.
- W środku nocy obudził mnie sąsiad waląc do drzwi naszej przyczepy i krzycząc, że się pali. Gdy wyjrzałam w oddali zobaczyłam łunę ognia - opowiada jedna z wczasowiczek wypoczywających nad jeziorem w Kłącznie o tym, co wydarzyło się w nocy 3.08. W tym czasie na kempingu rozgrywały się dantejskie sceny. - Ze snu wyrwał mnie jakiś huk. Z zewnątrz dochodziły krzyki ludzi i dziwne odgłosy. Nie wiedziałam, co się dzieje. Gdy wyjrzałam zobaczyłam, że pali się stojąca obok naszej przyczepa. Jedni krzyczeli i budzili śpiących w pozostałych przyczepach, inni próbowali ugasić ogień - opowiada Karolina Ciżmowska, która ok. godz. 3.00 zadzwoniła pod numer alarmowy 112. - Natychmiast obudziłam dzieci i tak jak inni odbiegłam z nimi na bezpieczną odległość. Wokół płonącej przyczepy stały butle z gazem, które w każdej chwili mogły wybuchnąć. Część osób nie zważając na niebezpieczeństwo zaczęła gasić ogień. Szybko ustawił się 20-metrowej długości szpaler z ludzi, którzy z ręki do ręki podawali sobie wiadra z wodą z jeziora. Mężczyźni próbowali odsunąć przyczepę, która stała najbliżej. Była jednak solidnie zacumowana, ustawiona na podporach. Nie udało się i ogień zaczął ją zajmować. Groziło, że płomienie sięgną również stojącego obok samochodu z bakiem wypełnionym benzyną. Nie można było odjechać, bo kluczyki od auta znajdowały się w płonącej przyczepie - mówi K. Ciżmowska z Bytowa o wydarzeniach z feralnej nocy.
Jak nieoficjalnie ustaliliśmy, część placu kempingowego, w której doszło do pożaru, przed godz. 3.00 w nocy pogrążona była we śnie. W pewnej chwili łunę ognia za oknem swojej przyczepy zauważył jeden z wczasowiczów. Gdy wybiegł zobaczył, że płoną drzwi wejściowe i przedsionek sąsiedniej przyczepy. W środku wciąż spały dwie osoby dorosłe (37 i 41 lat) oraz trójka dzieci w wieku od 7 do 11 lat. Byli odcięci od wyjścia, a wnętrze wypełniał gęsty dym. Gdy mężczyzna zaczął uderzać w ściany ich przyczepy usłyszał dobiegający ze środka płacz dziecka. Na szczęście udało się dobudzić pozostałych. Wyważono okno, które było jedyną drogą ratunku. Wydostano całą piątkę. - Wszyscy byli cali czarni od dymu i oszołomieni. Gdyby pomoc przyszła kilka minut później, wszystko zakończyłoby się tragedią - mówi jedna ze świadków zdarzenia.
Niespełna kilka minut od zgłoszenia na miejscu pojawili się strażacy z OSP Kłączno. - Wysłaliśmy tam również zastępy z Bytowa i Studzienic. Strażacy w pierwszej kolejności zajęli się opanowaniem ognia i zabezpieczeniem stojących obok przyczep. Jedna z nich była już częściowo nadpalona. Z przyczepy, w której wybuchł pożar, wyniesiono i schłodzono też trzy butle z gazem. Dopiero po pewnym czasie do strażaków dotarła informacja, że w pożarze jest poszkodowanych 5 osób. Przebywali w innej przyczepie oddalonej o 30 m. Ratownicy udzielili im pierwszej pomocy podając m.in. tlen. Na miejsce wezwano też karetkę - mówi Stefan Pituch, zastępca komendanta powiatowego Państwowej Straży Pożarnej w Bytowie.
Postępowanie, które ma wyjaśnić przyczyny pożaru, prowadzi bytowska policja. - Z rozmowy z poszkodowanym mężczyzną wiemy, że źródłem ognia mogły być świeczki pozostawione w przedsionku przyczepy. Prowadzimy postępowanie w sprawie o wykroczenie i złamanie przepisów przeciwpożarowych - mówi naczelnik wydziału prewencji KPP w Bytowie, Stanisław Tempski.
[gallery ids="12838,12839,12840,12841"]
Obserwuj nas na Google News
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Komentarze opinie