
Na Kaszubach pojawił się niedawno. Dziś można go zobaczyć również na Ziemi Bytowskiej. Należy do największych polskich pająków.
Tygrzyk paskowany w zasadzie powinien się nazywać tygrzyską paskowaną. Wszak tylko samicę zdobią na odwłoku piękne pasy - czarne, żółte, białe (stąd nawiązanie w nazwie do tygrysa). Samiec też ma kolorowy wzór, ale trudno go nazwać paskowanym, nie mówiąc o tym, że nie rzuca się w oczy, bo jego rozmiary są raczej skromne. Pani tygrzykowa przewyższa męża nie tylko urodą, ale i rozmiarami. Jej 25 mm - przy ok. 7 mm samca - stawia ją w rzędzie największych polskich pająków. Na Kaszubach tygrzyki jeszcze 30 lat temu nie były notowane. Kojarzono je wtedy raczej z zachodnią i południową Polską, lubią bowiem ciepło. Jednak nawet i tam były gatunkiem napływowym, który z południa naszego kontynentu zawędrował na północ od Karpat ponad 100 lat temu. W latach 90. jako nieliczne zostały objęte ochroną, ale dziś ze względu na znaczący rozrost populacji skreślono je już z listy gatunków chronionych.
Tygrzyki można spotkać również w okolicach Bytowa. Wiją swoje sieci w miejscach nasłonecznionych, zazwyczaj rozpościerają ją na mocniejszych źdźbłach. Nasz reporter od dwóch lat fotografuje te pająki na niewielkim łanie lawendy w Masłowicach Tuchomskich (gm. Tuchomie). W ubiegłym roku we wrześniu udało mu się spotkać tam jedną pajęczycę, która właśnie uwiła kokon, w którym złożyła jaja. Wcześniej zapewne odbyła gody z samcem, który po ich zakończeniu, jak to u tygrzyków bywa, posłużył jej za weselną ucztę. W kokonie samica złożyła kilkaset jaj. Małe pajączki wylęgły się jesienią, ale nie wychodziły na zewnątrz. W tym czasie ich matka najpewniej już nie żyła, zmarła z braku pokarmu i zimna. Dopiero wiosną młode pokolenie tygrzyków opuściło kokon. Jak można się spodziewać, nie wszystkie powędrowały w świat. Wszak w tym roku nasz reporter na tym samym łanie lawendy znów zauważył sieć, w której środku znajdowała się piękna samica tygrzyka paskowanego. Ledwie pół metra dalej, najpewniej jej siostra, także zastawiła pułapkę na owady. Te przez niemal całe lato przylatują do lawendy skuszone silnym zapachem, zapowiadającym nektarowy posiłek. O tym, że pajęczyce dobrze wybrały miejsce i potrafiły uprząść solidną sieć, świadczyły resztki ich ofiar, głównie skrzydła.
Tygrzyki złapane owady uśmiercają jadem. Wstrzykują go jak najszybciej, zwłaszcza jeżeli ofiarą są pszczoły czy osy, których użądlenie dla tygrzyki oznacza pewną śmierć. Potem już spokojnie zabierają się do wysysania pożywnego wnętrza złapanych owadów.
Jad tych pająków nie jest śmiertelny dla człowieka. Po ukąszeniu na skórze pozostaje zaczerwienienie i ból podobny do tego odczuwanego po użądleniu pszczoły czy osy. Pająki te nie są jednak agresywne. Wystarczy zostawić je w spokoju, one same raczej nie zaatakują.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze mogą dodawać tylko zalogowani użytkownicy.
Komentarze opinie