Reklama

Myślała, że padła ofiarą oszustów. Okazało się, że odwiedzili ją... prawdziwi policjanci

22/10/2022 17:20

W podbytowskiej wsi zrobiło się głośno po tym, jak do jednej z mieszkanek zajrzała para podająca się za policjantów. Mieszkańcy podejrzewali, że to oszuści, którzy chcieli obrabować jednego z nich. Kobieta opowiedziała nam o tym, co się wydarzyło.

28.09. zapowiadał się zwyczajnie. Rano mąż i synowie wyszli do pracy. Pani domu pokrzątała się i ok. 8.50 odsłaniała okna. W trakcie tej czynności zauważyła przejeżdżające koło domu auto. - Mieszkamy tuż przy drodze. Kierowca wrzucił wsteczny. Nie zwróciłam na to większej uwagi. Nie był to pojazd nikogo z rodziny, a w porannych godzinach raczej nikt do nas nie zagląda. Wróciłam do swoich obowiązków. Nagle ktoś zaczął stukać w okna. Aż się przestraszyłam. Od strony ulicy pukała kobieta, a mężczyzna do drzwi. Zaskoczona wyszłam spytać, o co chodzi - opowiada pani Marzena. Para podała się za policjantów. - Z tego szoku nie pamiętam, czy oboje się przedstawili. On machnął mi przed oczami policyjną odznaką. Zamarłam z przerażenia. W głowie pojawiły mi się od razu czarne myśli, że syn miał wypadek, bo dość daleko dojeżdża do pracy - mówi kobieta. Przyczyna odwiedzin tej dwójki była jednak zgoła inna. Okazało się, że poszukuje obywatela Ukrainy, który ma ponoć ukrywać się w jej domu. - Wypytali mnie o imię, nazwisko i adres. Stwierdzili, że się zgadza. Takie właśnie otrzymali informacje. Byłam w takim stresie, że wyraziłam zgodę, aby weszli i się rozejrzeli. Nawet nie zastanowiło mnie, gdy jedno drugiego pytało o imię poszukiwanego, bo żadne nie pamiętało. Zajrzeli niemal w każdy kąt, od strychu po piwnicę. W pewnym momencie myślałam, że zajrzą pod wersalkę. W międzyczasie o coś tam wypytywali. Byli wyraźnie zaskoczeni, gdy wspomniałam o mężu - dodaje pani Marzena. Przeszukanie objęło też drugą część bliźniaka. Następnie chcieli zajrzeć do garażu i chlewika. - Na to już się nie zgodziłam. Powiedziałam, chyba już wystarczy. Przecież widzą, że u nas nikogo nie ma. O dziwo odpuścili, co teraz mnie zastanawia i zaskakuje. Gdy zobaczyli, jak podjechali do nas pracownicy elektrowni, zaczęło im się spieszyć. Zapakowali się do samochodu, który na marginesie zaparkowali niemal na samym zakręcie, i odjechali. O 9.15. było po przeszukaniu - opowiada kobieta. Chwyciła za telefon i zadzwoniła do synów. - Oczywiście od razu dostałam burę, że wpuściłam takie osoby do domu. Dopiero wtedy dotarło do mnie, co zrobiłam. Że mogli nie być to policjanci, ale oszuści. I być może miałam bardzo dużo szczęścia, że nic się nie stało. Przez tę sytuację kilka dni nie mogłam spać. Do dziś, kiedy o tym myślę czy to opowiadam, jestem przerażona - mówi pani Marzena. Z tego stresu dokładnie nie przyjrzała się ani pojazdowi, ani samym odwiedzającym. - To nie był radiowóz. Zwykły samochód koloru jakby kremowego, beżowego... Na pewno rejestracja słupska. On wysoki, postawny mężczyzna. Włosy krótkie, blondyn. Ona niska, raczej szczupła, włosy kasztanowe. Bez mundurów - mówi o ich wyglądzie pani Marzena. Do rozmowy włącza się jej syn. - Słyszeliśmy, że ponoć tego samego dnia podobna sytuacja miała miejsce w sąsiedniej miejscowości. Na szczęście nikomu nic się nie stało. Kontaktowałem się z komisariatem, a następnie bytowską komendą. Z tego, co się dowiedziałem, nie mieli żadnej tego typu akcji - dopowiada.

- Jeśli rzeczywiście nie była to policja, to miałam dużo szczęścia. Tyle się mówi o tym, aby nie wpuszczać obcych, że oszuści teraz podają się na służby mundurowe. A jak człowiek się zestresuje, to robi głupoty. Chciałam opowiedzieć o swoim doświadczeniu, aby przestrzec inne osoby, by były ostrożne i mocno się zastanowiły, zanim wpuszczą kogoś do domu - apeluje pani Marzena.

O komentarz zwróciliśmy się do bytowskiej policji. Tym bardziej że ofiarą złodziei podających się za policjantów padło dotąd co najmniej kilku mieszkańców Ziemi Bytowskiej. Jak się okazuje, nie tym razem. Kobietę, która opowiadała nam o zdarzeniu, odwiedzili... prawdziwi funkcjonariusze. Oficer prasowy nie zdradził jednak szczegółów prowadzonych przez nich czynności operacyjnych, jak tłumaczył, dla dobra śledztwa. - W razie wątpliwości, czy odwiedzająca nas osoba rzeczywiście jest policjantem, za którego się podaje, możemy zawsze zadzwonić pod nr alarmowy i połączyć się z dyżurnym bytowskiej komendy, który pomoże ustalić, czy mamy do czynienia z oszustami - mówi Dawid Łaszcz, oficer prasowy Komendanta Powiatowego w Bytowie.

Obserwuj nas na Obserwuje nas na Google NewsGoogle News

Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!

Reklama

Reklama

Wideo kurierbytowski.com.pl




Reklama
Wróć do