Reklama

Michał Wagner: Teodor to nie jest moje alter ego. Promocja kryminału „Mów mi Kolt” w Bytowie

27/11/2023 17:20

- Zastanawiałem się, czy nie „wysłać” Kolta na wakacje do Bytowa, gdzie pojawiłby się trup. Ale jeśli np. w morderstwo miałby zostać zamieszany burmistrz albo ksiądz, to przecież wszyscy wiemy, kto tu nimi jest. Jak miałbym to obronić? - mówił z uśmiechem Michał Wagner podczas promocji swojej debiutanckiej książki „Mów mi Kolt” w Bibliotece Pedagogicznej w Bytowie.

W piątek 17.11. w bytowskiej filii Pomorskiej Biblioteki Pedagogicznej w Słupsku odbyła się promocja komedii kryminalnej pochodzącego z Bytowa Michała Wagnera, która ukazała się w lipcu tego roku. Spotkanie poprowadził Daniel Odija, słupski prozaik, scenarzysta komiksowy, animator kultury, wielokrotny gość bytowskiej biblioteki, prowadzący u nas warsztaty literackie. M. Wagner opowiadał o tym, jak zaczął pisać, według jakiej struktury i jak dobierał bohaterów. - Żaden nie jest inspirowany żywą postacią. Kolt powstał w mojej głowie w kontrze do typowego bohatera powieści kryminalnej, tzn. np. detektywa, policjanta czy prokuratora zwolnionego z pracy lub emerytowanego, z oznakami depresji, do tego wdowca. Wiem, że to się sprawdza, czytelnicy to kochają, ale my już to wszystko widzieliśmy wielokrotnie. Chciałem zrobić coś innego, dlatego stworzyłem Teodora. To, co złego mu się przytrafia, dzieje się na kartach powieści - mówił autor. - Narracja pierwszoosobowa powoduje, że czytelnik może mieć wrażenie, że Kolt to ja, ja to Kolt, ale to nie jest moje alter ego - zapewniał.

Autor zdradził, dlaczego akcję powieści osadził na gdańskim Przymorzu i czemu odbywa się latem, jak dobierał nazwiska postaci, a także skąd pomysł na tytuł i szatę graficzną książki. W opisie autora na okładce pierwszym słowem jest „Kaszub”. - Uważam to za ogromną wartość, że jestem Kaszubem, to superdodatek do bycia Polakiem. Uznałem, że to musi się znaleźć na okładce. Nie znam co prawda kaszubskiego, ale nauczenie się go mam na liście rzeczy do zrobienia - mówił z uśmiechem.

Panowie rozmawiali również o języku powieści, w tym o haiku, które pojawia się w powieści, a które jest tematem warsztatów prowadzonych przez D. Odiję. M. Wagner podzielił się anegdotą związaną z tą krótką formą poetycką. - Szukałem haiku, które będzie mi pasowało do sceny. Znalazłem je w internecie i umieściłem w powieści. W wydawnictwie również się spodobało, ale przyszedł moment redakcji i trzeba było umieścić przypisy do wszystkich cytowanych utworów. Po przeszukaniu całego internetu okazało się, że nie można znaleźć informacji, kto przetłumaczył to haiku. Nie mogło się więc pojawić w książce. Byłem jednak na tyle zdeterminowany, że zrobiłem to, co powinienem zrobić na początku - poszedłem do biblioteki w Gdańsku, wypożyczyłem wszystkie tomy haiku, jakie pojawiły się od 40 lat. Siedziałem i szukałem. Aż w końcu trafiłem. I zostało w książce - opowiadał M. Wagner.

Rozmawiano też o tym, że niełatwo zostać debiutantem. - Statystycznie, biorąc pod uwagę największych wydawców w Polsce, w roku możemy spodziewać się 10 debiutantów. Najbardziej znane wydawnictwa wypuszczają rocznie 1-2 debiuty, a np. Prószyński na 2 lata zrezygnował z nich zupełnie - mówił. Od początku wierzył, że jego książka się ukaże. - Nigdy nie zwątpiłem, na żadnym etapie, że ujrzy światło dzienne. Byłem jednak bardzo zaskoczony, że tak szybko to się wydarzyło. Średnio od napisania książki do przygotowania jej do druku mija od 9 do 15, 16 miesięcy. Ja skończyłem pisać w grudniu ub.r., odczekałem miesiąc, naniosłem poprawki, wysłałem do wydawnictw, a już w marcu negocjowałem umowę. Książka miała być wakacyjna, więc musieliśmy się uporać do lipca - mówi autor. D. Odija pytał, jak autor reaguje na niepochlebne komentarze. - Nie unikam ich, czytam. Nie było ich wiele. Czuję empatię do czytelnika, że wydał pieniądze na książkę, obdarzył mnie zaufaniem. Kiedy coś mu się nie podobało, zastanawiam się, dlaczego i czy rzeczywiście mogę coś z tym zrobić - mówił.

M. Wagner pisze już drugą część serii, której premiera zaplanowana jest na przyszły rok. - Często w pewnym momencie serii bohater wyjeżdża na wakacje i podczas nich pojawia się trup. To wchodzi w grę. Zastanawiałem się nawet, czy takimi wakacjami dla Kolta nie mógłby być Bytów. Tylko że problem jest taki, że w Gdańsku jestem dosyć anonimowy i w tym, co napisałem w „Mów mi Kolt”, nie możemy znaleźć odniesień do realnego życia, do postaci. I teraz wyobrażałem sobie, że mam napisać książkę, w której akcja, trup będzie tu w Bytowie, wykorzystam wszystkie miejsca, a co jeżeli na przykład w morderstwo miałby być zamieszany burmistrz albo ksiądz? Przecież wszyscy wiemy, kto nimi jest. Jak mam to obronić? Wymyślić nowe postacie? Trudny temat - mówił ze śmiechem M. Wagner. Na spotkaniu rozmawiano jeszcze m.in. o jego podróżach i wspomnieniach związanych z Bytowem, w którym mieszkał do 14 roku życia. - Bytów to moje miasto - podkreślał.

W rozmowę nieśmiało włączała się publiczność. Za to po promocji przy poczęstunku i podczas kupowania książek i otrzymywania autografów, ożywiła się i rozmowy z autorem trwały jeszcze długo.

Obserwuj nas na Obserwuje nas na Google NewsGoogle News

Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.

Komentarze mogą dodawać tylko zalogowani użytkownicy.

Zaloguj się

Reklama

Wideo kurierbytowski.com.pl




Reklama
Wróć do