
W trakcie jego przygody z futbolem kariery pokończyły przynajmniej dwa pokolenia piłkarzy, a on ciągle gra. Józef Pela skończył 50 lat, ale nie myśli o zawieszeniu butów na kołku. Z bramkarzem Kaszubii Studzienice rozmawiamy o początkach jego kariery, obecnej sytuacji w klubie i życiu prywatnym.
„Kurier Bytowski”: Niedawno świętowałeś 50 urodziny.
Józef Pela: Niestety, czas zasuwa jak szalony. Dokładnie 19.03., czyli w piątek, stuknęła mi pięćdziesiątka.
Ciągle jesteś czynnym zawodnikiem, a to rzadkość w tym wieku.
Na pewno, ale póki są siły i chęci, to gram (śmiech).
Ile lat jesteś bramkarzem Kaszubii Studzienice?
W zasadzie od zawsze. Zacząłem jako junior w wieku 13 lat, potem już jako 16-latek grałem w zespole seniorów. Wówczas nasz klub występował pod nazwą LZS Grom Studzienice. Jedynie przez pół roku występowałem w Arkonii Pomysk Wlk. Mieszkałem tam zaraz po ślubie, a do Studzienic ciężko było regularnie dojeżdżać. Potem jednak klub w Pomysku Wlk. został rozwiązany i wróciłem do Kaszubii.
Od początku przygody z piłką stałeś w bramce?
Zacząłem od gry w polu, ale szybko zacząłem bronić. Pamiętam jeden z pierwszych meczów w juniorach, w którym po jednym z rzutów rożnych przeciwnika wbiłem gola samobójczego. Początki były świetne (śmiech).
Jesteś w stanie powiedzieć, ile masz już meczów na koncie?
Nie jestem w stanie dokładnie tego określić. Statystyk nigdy nie prowadziłem. Trochę tego jednak musiało być (śmiech).
W statystykach z serwisu „Łączy nas piłka” wynika, że od sezonu 2009/2010 do dnia obecnego rozegrałeś 272 mecze, co daje łącznie 24396 minut na boisku...
W takim razie łącznie może tego być spokojnie dwa razy więcej. W zespole seniorów zacząłem grać już w wieku 16 lat. Kiedyś juniorzy i seniorzy jeździli na mecze jednego dnia, a prawie zawsze grałem w obu drużynach, dwa mecze w ciągu weekendu.
Muszę spytać o Twój sposób na długowieczność. Większość zawodników wiesza buty na kołku po trzydziestce.
Nie wiem, po prostu wychodzę i gram (śmiech). Nie ma żadnej diety cud. Może pomaga fakt, że w ogóle nie spożywam alkoholu, a może też to, że 15 lat temu rzuciłem papierosy. Jedyny minus - mocno przybrałem potem na wadze (śmiech).
Co sprawia, że ciągle masz motywację do gry w piłkę?
Piłka od zawsze była obecna w moim życiu. Taki nieodłączny element. Trudno by było tak nagle to zostawić.
Musisz to kochać.
Zdecydowanie, inaczej nie wytrwałbym w tym tak długo.
W rodzinie piłkarskie tradycje są szersze?
Na pozycji bramkarza występował również mój brat Paweł. Grał w Kaszubii Studzienice i Bytovii Bytów w Pomorskiej Lidze Juniorów. Piłkę do niedawna uprawiał również mój starszy syn Jakub, a ciągle czynnym zawodnikiem jest mój chrześniak Mariusz Lewiński. Ponadto w jednej z naszych juniorskich drużyn gra aktualnie moja wnuczka Zuzia, córka Jakuba.
Dziadek zaraził pasją do piłki?
Mam taką nadzieję (śmiech). Syn chodził z córeczkami na mecze i może wnuczka zobaczyła dziadka na boisku.
A w jakim składzie gra rodzina Pelów?
Kochana żona ma na imię Alina. Mamy dwóch synów, wspomnianego wcześniej Jakuba i Macieja.
Jak żona reaguje na to, że tyle czasu poświęcasz piłce?
Nie chcesz wiedzieć (śmiech). A tak poważnie, to po tylu latach żona zdążyła chyba już przywyknąć. Jakoś się dotarliśmy w tym temacie. Często wręcz pomaga i wspiera mnie w tym.
Jakby było mało, od prawie 10 lat jesteś również prezesem klubu.
Jakoś tak wyszło, że w 2012 r. nie było nikogo, kto chciałby objąć tę funkcję, więc się zgodziłem. Przyznam, że wówczas wcale się do tego nie paliłem, ale z biegiem czasu odnalazłem się w tej roli.
Było trudno?
Na początku, ale z czasem coraz więcej osób chciało pomóc. W ostatnich latach grono osób zaangażowanych w działalność klubu mocno się poszerzyło. Obecnie każdy z członków zarządu ma swoją działkę i robi „swoje”. A spraw, jak wiadomo, przybywa.
Masz na myśli tworzenie kolejnych grup juniorskich?
Tak. Gdy objąłem funkcję prezesa, mieliśmy tylko jedną drużynę juniorów. Obecnie prowadzimy szkolenie w kilku grupach i wygląda to obiecująco.
Jak to godzisz? Zawodnik, prezes, do tego jeszcze własna firma.
Jakoś daję radę. Zawsze jednak coś jest kosztem czegoś. Najczęściej traci na tym chyba firma (śmiech).
Wrócę jeszcze do czysto piłkarskich spraw. Przez niemal całą karierę stoisz w bramce, ale zastanawiam się, czy masz na koncie jakąś bramkę?
Ani jednej. Jakoś nigdy mnie nie ciągnęło, żeby spróbować wykonać jakiś rzut karny albo rzut wolny. Asyst pewnie by się kilka znalazło po jakichś dalszych wybiciach piłki pod bramkę przeciwnika (śmiech).
Najzabawniejszy moment w piłkarskiej karierze?
Ciężko powiedzieć, bo trochę tego było. Najmocniej w pamięci utkwił mi chyba ten „samobój” w juniorach, o którym wspomniałem wcześniej.
A ten najtrudniejszy moment?
Nie było jakichś specjalnie ciężkich chwil. Kontuzje raczej mnie omijały. Raz tylko doznałem mocnego skręcenia kostki, co wyeliminowało mnie z gry na dłuższy czas. Był jednak pozytyw całej tej sytuacji. To było w czasie, gdy w Korei i Japonii odbywały się mistrzostwa świata. Mecze były o wczesnych porach, więc mogłem na spokojnie obejrzeć prawie cały mundial (śmiech).
Co uważasz za swój największy sukces?
Chyba samo to, że gram tak długo. Może też to, że włączyłem się w działalność klubu jako prezes.
Nie wiem, czy odpowiesz... Jak długo planujesz grać w piłkę?
Dopóki trener będzie mnie widział w składzie (śmiech). A bardziej serio, chcę grać, póki jest energia i dopisuje zdrowie.
Niedawno wznowiliście rozgrywki ligowe, ale niemal natychmiast je zawieszono.
Niewątpliwie nie jest to komfortowa sytuacja. Wiadomo, że chcemy grać w piłkę. Ledwo skończyliśmy przygotowania, a zaliczyliśmy tylko dwa mecze. Nie ma innego wyjścia, jak się z tym pogodzić.
W klasie okręgowej zajmujecie 7 miejsce. To dla was dobry wynik?
Wydaje mi się, że to wynik na miarę naszych obecnych możliwości. Mogło być ciut lepiej, bo były mecze do wygrania, w których traciliśmy punkty, ale też takie, gdy punktowaliśmy mimo słabszej dyspozycji.
A co jest waszym celem na ten sezon?
Jeśli utrzymamy miejsce w pierwszej dziesiątce, będzie dobrze. Wszystko wyżej będzie miłym bonusem. Trzeba mieć na uwadze, że zimą doznaliśmy osłabień kadrowych.
Klasa okręgowa to liga na miarę Kaszubii?
Myślę, że tak. Nie ma presji na walkę o coś więcej, finanse też nie pozwalają myśleć o IV lidze. Może kiedyś sytuacja się zmieni. Zapisać w historii klubu taki awans, byłoby pięknie. Na pewno jednak nie w najbliższym czasie.
Życzę realizacji wszelkich założeń, jak też wszystkiego najlepszego z okazji nadchodzących urodzin.
Dzięki serdecznie.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!