Reklama

Jedna wieża na Górze Lemana, druga na Siemierzyckiej. Oddalone od siebie jedynie o 3 km, o czym mało kto wie

17/06/2023 17:20

To dwie siostrzane wieże widokowe na Ziemi Bytowskiej. Jedna na Górze Lemana, druga na Siemierzyckiej. Stanęły w tym samym roku. Oddalone są od siebie o zaledwie ok. 3 km, ale mało kto o tym wie. A co gdyby połączyć je ścieżką turystyczną?

WEJŚCIA DO UNII WYPATRYWANO Z GÓRY LEMANA

„Nikt prawie nie wie, dokąd go zaprowadzi droga, póki nie stanie u celu” - to cytat z „Władcy Pierścieni” Johna Ronalda Reuela Tolkiena, konkretnie z części zatytułowanej „Dwie wieże”. Kierując się fragmentem, wspólnie z Kazikiem, naszym fotoreporterem, zamierzamy przebyć drogę między Górą Lemana a Siemierzycką. Na początek wybieramy tę znajdującą się w Piasznie. Tamtejsza wieża na Górze Lemana mierzy 23 m, a stoi na wzniesieniu sięgającym 220 m n.p.m. Chętnie opowiada o niej Klemens Leman. Znajduje się bowiem na terenie jego gospodarstwa. Trafiamy akurat na moment, gdy gospodarz rozpala ogień, przygotowując się do wypieku chleba w tradycyjnym piecu. Musimy więc poczekać. Czasu jednak nie tracimy i wspinamy się na wieżę. W kwietniu 2020 r. w miejsce poprzedniej postawiła ją Gmina Tuchomie. (W tym samym roku stanęła nowa konstrukcja na Siemierzyckiej). Rozciąga się z niej piękny widok na okolicę. Pogoda dopisuje. Wprawdzie nieco wieje, ale jest słonecznie. Krajobrazu nie przesłaniają chmury. Pofałdowany teren, poniżej jezioro, a po przeciwnej stronie wioska Gotów. Delektujemy się pięknem przyrody. Razem z Kazikiem na horyzoncie szukamy siostrzanej wieży na Siemierzyckiej Górze. Choć z racji lepszego wzroku wypatruje jej bardziej on niż ja. Niestety, nie udaje się nam. Schodzimy. Mijamy sprzęt rolniczy, ten dawniejszy, na konia. - Prace z nim wspominają zwłaszcza starsi, którzy do nas zaglądają. Dziadkowie opowiadają wnukom: „Taką kosiarkę kiedyś miałem. A twoja babcia za nią wiązała snopki” - słyszę nieraz od gości - mówi K. Leman. Podpytujemy go o samą wieżę. - Pamiętam jeszcze tę drewnianą na Siemierzyckiej. Widoki z niej utkwiły mi w pamięci. Później się zawaliła i tak leżała. Nikt się nią nie interesował. Wciąż jednak pamiętałem o krajobrazie, który można z niej było podziwiać - zaczyna opowiadać gospodarz i kontynuuje: - Lata leciały. Z rolnictwa coraz trudniej szło wyżyć. Trzeba było myśleć o innym sposobie zarobkowania. Padło na agroturystykę. Nasze gospodarstwo jest przecież pięknie położone. Zastanawiałem się jednak, jak to pokazać gościom.

Postanowił postawić drewnianą konstrukcję, z której podziwiać będzie można okolicę. - Początkowo mieszkańcy, łagodnie mówiąc, pukali się w głowę. Mówiono, że nie chce mi się robić na gospodarce, więc wieżę sobie stawiam. No i kto by do takiego małego Piaszna na wypoczynek przyjechał - wspomina K. Leman. Kiedy w 2000 r. zakończył budowę, szybko stała się lokalną atrakcją. - Przychodzono, by podziwiać z niej krajobraz. Media od mojego nazwiska ukuły także nazwę miejsca. Wcześniej przecież nikt nie słyszał o Górze Lemana - mówi gospodarz z Piaszna. Wieża szybko stała się głośna nie tylko w gminie, ale i powiecie. Gdy wymieniano ciekawe miejsca w okolicy Bytowa, często wymieniano właśnie Piaszno. Powstały także filmy. - Pamiętam zwłaszcza pierwszy z nich. Był utrzymany w nieco żartobliwym tonie. Mówiono w nim, że w rolnictwie jest tak źle, że gospodarz zbudował sobie wieżę i z niej wypatruje nadejścia Unii Europejskiej, bo ona szybko poprawi sytuację - śmieje się K. Leman.

SIOSTRZANE WIEŻE Z RYWALIZACJĄ W TLE

Niedługo po postawieniu wieży na Górze Lemana, w 2005 r. stanęła i konstrukcja na Siemierzyckiej Górze. I nic w tym dziwnego. To najwyżej położone miejsce (256 m n.p.m.) w powiecie bytowskim, a nawet całym Pojezierzu Zachodniopomorskim. - Chyba mi trochę zazdrościli - żartuje K. Leman. Wkrótce gospodarstwu w Piasznie przybyła kolejna atrakcja - wioska Gotów. W planach gospodarz miał także muzeum. To do tej pory nie powstało, ale z pomysłu K. Leman nie rezygnuje. Wciąż gromadzi zbiory, a tych ma już pokaźną liczbę. Zaprasza nas do pomieszczenia, gdzie się znajdują. - Wszystkie pochodzą z tego gospodarstwa. Tu mamy wozy drabiniaste. Są złożone i ułożone jedne na drugich - K. Leman wskazuje na przedmioty w rogu pomieszczenia. Na przeciwko dostrzegam fotościankę z otworem na twarz. Przedstawia czarownicę. Z boku widnieje napis „Zlot Czarownic” 2006. To wprawdzie nie muzealny przedmiot, a raczej pamiątka po odbywającej się tutaj przez wiele lat imprezie. Zjeżdżały, a raczej zlatywały na nią wiedźmy z różnych stron kraju. Obok wozów dostrzegam jednak inne znajome przedmioty. Młocarnia, a także sieczkarnia. - Na niej zachowała się tabliczka Bütow Vorpommern - wyjaśnia K. Leman. Wcale nie chodzi tu jednak o nasz Bytów, a ten położony w niemieckiej Meklemburgii - Pomorzu Przednim. Z kolei pod dachem dostrzegam kolejny artefakt. - To sanie. Wykonano je tutaj w Piasznie - mówi K. Leman, sięgając po inny z przedmiotów. - Tu mamy korzec z wybitymi znakami jakości - pokazuje K. Leman, po czym na dłoni prezentuje malutki bucik: - To tzw. defle. Miały drewnianą podeszwę, a przód wykonano ze skóry. Używało się ich na co dzień. Te akurat przeznaczone były dla dzieci.

Obok znajduje się imadło do przygotowania tego rodzaju obuwia. Moją uwagę przykuwają jednak dwa krzyże leżące pomiędzy innymi przedmiotami na jednej z półek. O ich historię pytam K. Lemana. - Krzyży się nie wyrzuca. Znalazłem je na terenie gospodarstwa i tak zostały. Na odwrocie znajduje się modlitwa Ojcze nasz w języku niemieckim. Prawdopodobnie to pamiątka po poprzednich właścicielach. Opowieści o ewangelikach i ich wspólnym życiu pośród Kaszubów znam od babci - mówi K. Leman. Na zwiedzaniu moglibyśmy spędzić jeszcze wiele godzin. My jednak powoli zmierzamy do wyjścia. Na koniec zaglądamy jeszcze do piwnicy. - Dawniej miała wejście z innej strony. Zamurowaliśmy je i przekuliśmy się do pomieszczenia, gdzie ma być muzeum. Nowego wejścia nie zrobiliśmy jednak prostokątnego, a łukowe. W ten sposób architektonicznie nawiązują do sklepień samej piwnicy - mówi K. Leman. Na koniec pytamy o ideę połączenia dwóch wież turystyczną ścieżką. - To bardzo dobry pomysł. Zwłaszcza że droga na nią jest gotowa i wciąż używana. Dodatkowo u mnie można podjechać pod samą wieżę. Wybierając się na Siemierzycką, trzeba zostawić auto na parkingu kilka kilometrów przed celem - mówi gospodarz z Piaszna. Co ciekawe, miał u siebie wcześniej wypożyczalnię rowerów. Z myślą o tym, by turyści mogli zwiedzać okolicę. - Był z tym jednak pewien kłopot. Jednoślady trzeba było serwisować. Dodatkowo zdarzało się, że komuś w trasie trafiła się awaria - mówi K. Leman, dodając: - Teraz widzę, że ci, którzy chcą jeździć, przywożą rowery ze sobą. Z kolei miejscowi mają własne.

„LEMANÓWKA” ZAPRASZA DO SIEBIE

Zaglądamy jeszcze do otwartej niedawno kawiarenki. Prowadzi ją Andżelika Leman, synowa K. Lemana. - Pomysł na powstanie lokalu miałem wcześniej. Zajmować się nim miała moja żona. Niestety zmarła - mówi K. Leman. Wchodzimy do obszernego pomieszczenia z kominkiem. Na deskach umieszczonych na ścianie dostrzec można kaszubskie wzory. - W zasadzie od kiedy poznałam mojego męża, mówił, że chciałby stworzyć takie miejsce. Wyjeżdżał za granicę, by zarobić na wykończenie pomieszczeń - mówi A. Leman. Odwiedzający gospodarstwo Lemanów często pytają o inne atrakcje w okolicy. - Wspominam wówczas o Siemierzyckiej i znajdującej się tam kolejnej wieży widokowej. Turyści są zaskoczeni i samą wiadomością, i niewielką odległością do pokonania - mówi A. Leman, dodając: - To, czego brakuje, to przede wszystkim oznakowania. Przydałby się także jakiś folder z umieszczonymi atrakcjami w pobliżu Piaszna. Wyjściem jest też kod QR, który wskazywałby drogę.

Chyba jednak najbardziej turystów zaskakuje informacja, że wejście na obie wieże jest bezpłatne. - Bardzo dużo osób przychodzi do mnie do kawiarenki z pytaniem, ile kosztuje zwiedzanie. Zwłaszcza ci z większych miast są zaskoczeni, by nie powiedzieć zszokowani, że nie pobieramy żadnych opłat. Mówią, że wszędzie trzeba płacić. Co więcej, twierdzą, że czasami widok nie jest wart opłaty, którą uiścili. U nas można za darmo oglądać krajobraz z góry, zwiedzać, poleżeć na trawie. Nikt nikogo nie wygoni - mówi A. Leman. W przyszłości chciałaby wypożyczać maty i kosze piknikowe. Tak, by można było spędzić czas na świeżym powietrzu. Obecnie jednak skupia się na bieżącym funkcjonowaniu „Lemanówki”, bo tak nazwali kawiarenkę. Serwują w niej kawę i domowe ciasta. Najczęściej jabłecznik, sernik lub drożdżówkę. - W planach mamy także domowe obiady i przetwory, a także kiszonki. Wszystko jednak zależy od pogody i tego, jak obrodzą warzywa i owoce - mówi A. Leman. Czynni są w soboty i niedziele od godz. 11.00 do 19.00. W wakacje zaś codziennie poza poniedziałkami.

RUSZAMY W DROGĘ. CELEM DRUGA WIEŻA

Gospodarzy z pasją słuchać by można bez końca. Wraz z Kazikiem chcemy się jednak sami wybrać na Siemierzycką Górę, tak by wzorem hobbitów z tolkienowskiej powieści odwiedzić dwie wieże. „A droga wiedzie w przód i w przód, \ Skąd się zaczęła, tuż za progiem - \ I w dal przede mną mknie na wschód \ A ja wciąż za nią - tak, jak mogę...” - przypomina mi się cytat z „Władcy Pierścieni”. I rzeczywiście wpierw kierujemy się na wschód. „Na pierwszym skrzyżowaniu w lewo, a później w prawo” - przypominamy sobie wskazówki gospodarzy. Ten etap okazuje się całkiem prosty. Gdy wchodzimy w las, także jesteśmy pewni kierunku. Prowadzi nas znak. Stary i zniszczony, ale na tyle czytelny, by nie zmylić drogi. Spokojnie idziemy leśnym traktem, urozmaicając sobie czas rozmową. Wątpliwości nachodzą nas jednak na kolejnym skrzyżowaniu. Od głównej drogi odchodzi boczna. Chwilę zastanawiamy się nad wyborem. Ostatecznie decydujemy się na bezpieczną opcję, czyli częściej uczęszczany szlak. Jak się okazuje, słusznie. Docieramy do podnóża wzniesienia. Pozostaje nam jeszcze wspinaczka na szczyt. Na górze przystajemy chwilę, by się rozejrzeć i złapać oddech. Do pokonania mamy jeszcze 86 stopni, nim z tarasu widokowego 21-metrowej wieży rozejrzymy się po okolicy. Oglądamy zupełnie inny krajobraz niż w pobliskim Piasznie. Wokół rozciągają się głównie lasy. Drzewa, zwłaszcza buki, wyraźnie odznaczają się od innych jaśniejszą o tej porze roku barwą liści. Ale dostrzegamy też Rekowo i jego zabudowania. Wypatrujemy także siostrzanej wieży na Górze Lemana. Na jej dostrzeżenie nie mamy jednak wielkich nadziei. Złudzeń pozbawił nas wcześniej K. Leman, mówiąc, że owszem były widoczne. Ale teraz już nie. „Gdybyśmy mieli lornetki, to może” - zastanawiamy się z Kazikiem. Rozmawiamy przyciszonym głosem. Na platformie nie jesteśmy bowiem sami. Na spacer z psami ścieżką od strony Rekowa wybrali się turyści z Amsterdamu. Zagaduję o ich wizytę. - Byliśmy tutaj kilka lat temu, ale wówczas nie można było wejść na wieżę. Teraz ponownie wypoczywamy w Rekowie i postanowiliśmy skorzystać z możliwości podziwiania widoków. Są wyjątkowe, zwłaszcza że pogoda dopisuje. Do tego cisza i spokój wokół. Gotowa recepta na oderwanie się od zgiełku wielkiego miasta - mówią. Pytam, czy słyszeli o drugiej wieży w pobliżu. Są szczerze zaskoczeni. - Nie słyszeliśmy. Dzielą nas od niej tylko trzy kilometry? - dopytują zaciekawieni, a później dodają: - Wiedzę o okolicznych atrakcjach czerpiemy z tablic informacyjnych. A na tych stojących na Siemierzyckiej nic o Lemanowej konstrukcji nie ma.

TYLKO PO CO TO PUSZCZAĆ W POWIETRZE?

Żegnamy się z turystami i schodzimy. Niestety, dobre wrażenie psuje widok wiszących na drzewach lampionów, które ktoś musiał w ramach jakiejś uroczystości wypuścić. Pierwszy, drugi, jest trzeci i czwarty. W sumie zauważyliśmy pięć. Puszczanie ich w niebo to odradzająca się moda ostatnich lat. Pięknie wyglądają, wywołują pożądany efekt, ale chyba zapominamy, że prędzej czy później gdzieś spadną. Te akurat szpecą zadbane otoczenie wieży widokowej. Wracamy na Górę Lemana. Kazik jest nieco niezadowolony, że idziemy tą samą trasą. Wolałby inną, bo tę już przecież zna. W Piasznie zamieniamy jeszcze kilka słów z K. Lemanem i odjeżdżamy zaopatrzeni w wyjęty z pieca pachnący bochenek chleba.

Ścieżka krótka, mało wymagająca, a jeśli jeszcze w trakcie możemy usiąść przy kawie i odpocząć, to jawi się jako wprost wymarzony sposób na spędzenie wolnego czasu. Jednak czy ktoś wreszcie wpadnie na pomysł, by traktem turystycznym połączyć dwie wieże? Z tym pytaniem zwracam się do burmistrza Bytowa Ryszarda Sylki i wójta Tuchomia Jerzego Lewi Kiedrowskiego. - Jak najbardziej jesteśmy jako gmina zainteresowani stworzeniem takiej ścieżki. Oczywiście musiałaby powstać w uzgodnieniu z sąsiednią gminą Bytów. Myślę, że rozmieszczenie odpowiedniego oznakowania mogłoby się odbyć niewielkim kosztem. Oznaczenia można umieścić na stałych punktach, jak choćby głazy, a tam, gdzie nie jest to możliwe, umieścić tabliczkę. Sądzę, że dałoby się to zrobić jeszcze w te wakacje - mówi wójt Tuchomia J. Lewi Kiedrowski. W podobnym tonie wypowiada się także R. Sylka. - Kiedyś myśleliśmy o tym. Teraz wrócimy do tego pomysłu. W tej sprawie będę rozmawiał z wójtem Tuchomia - mówi R. Sylka.

Obserwuj nas na Obserwuje nas na Google NewsGoogle News

Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!

Reklama

Reklama

Wideo kurierbytowski.com.pl




Reklama
Wróć do