
- 40 wolno żyjących kotek z ulic Bytowa, które w tym roku wysterylizowaliśmy, rodziłoby średnio 2 razy w roku po 3-4 kocięta. Populacja zwiększyłaby się nawet do 320 zwierząt! - mówi Anna Dymek ze Strefy Kota - Stowarzyszenia dla Bytowskich Kotów.
W tym roku okres godowy kotów rozpoczął się szybciej niż zwykle. - Kotka w ciąży chodzi 64 dni. Niebawem pojawią się małe kocięta, bo wolno żyjących, niewykastrowanych osobników przebywających na terenie Bytowa jest jeszcze sporo. Światełkiem w tunelu jest to, że tylko od początku roku wysterylizowaliśmy w mieście, dzięki środkom z gminnego programu, ok. 40 kotów. Może wydawać się to dużo, ale takich osobników żyje w Bytowie jeszcze sporo. Trzeba zdawać sobie sprawę, że niebawem będziemy zbierać te małe, chore, często umierające kocięta z ulic. To przykry widok. A skala tego zjawiska mogłaby być mniejsza, a nawet może nie być go wcale. Wystarczy, aby samorządy zrozumiały problem. Nie da się być nowoczesną gminą z kocimi trupami w tle - mówi A. Dymek.
KOLEJNE USZKODZONE GENETYCZNIE MIOTY
Jednym z problemów są wady genetyczne wynikające z rozmnażania się blisko spokrewnionych osobników. Tak jest m.in. w Soszycy (gm. Parchowo). - Mamy dwa ogniska takich osobników. Jedno koło mojego domu liczące ok. 20 zwierząt, drugie znajduje się nieco dalej. To mała miejscowość i widać, jak te koty bytują przy domach. Z całej gromadki, którą dokarmiam, może jeden był podrzucony i miał kiedyś dom. Reszta to dzikuski - opowiada pani Basia z Soszycy. Jak wyznaje karmicielka, sytuacja wygląda fatalnie. - Rozmnażają się, bo nie są kastrowane. Najgorzej, że łączą się ze sobą dwa uszkodzone genetyczne osobniki, a wtedy kolejne mioty są jeszcze bardziej chorowite. Ostatnio kilka zmarło. Jednej doktor nie dawał w ogóle szans. Kotka miała rok i ważyła zaledwie pół kilograma, gdy zdrowy kot powinien mieć ok. 4 kg! Kolejne dwa koty, które nie przeżyły, też miały ok. roku i ważyły 2 kg. Leczyłam je, ale to nic nie dawało. Miały takie wady genetyczne, że nie było szans na ich ratunek - mówi ze smutkiem mieszkanka Soszycy.
W tym roku, po interwencji ze strony Strefy Kota, z pomocą przyszła gmina. - Pan Tomasz Golba z Urzędu Gminy w Parchowie podszedł do sprawy bardzo rzetelnie. Nie tylko zaopatrzył mnie w karmę, ale co najważniejsze, od początku roku wykastrowaliśmy 12 wolno żyjących kotów! Mało tego, gminny urzędnik przyjeżdża po zwierzę, zawozi na zabieg i następnego dnia przywozi z powrotem. Jestem wdzięczna za taką postawę, bo wiem, że rzadko samorządy podchodzą odpowiedzialnie do tego tematu. Dzięki „sterylce” zahamujemy powiększanie się populacji. Zaoszczędzimy bólu. Te chore zwierzęta po prostu cierpią - tłumaczy pani Basia.
ODBIJANIE SIĘ OD ŚCIANY
Nie wszędzie jednak sterylizacja spotyka się ze zrozumieniem. - Dokarmiam dzikie koty, które schodzą się z całej wsi. Jestem niesamowicie zawiedziona postawą urzędników. Gmina odmówiła mi pomocy w sprawie tych wolno żyjących zwierząt. Chciałam tylko, by się nie rozmnażały, nie cierpiały. I by przechodzące koło nich dzieci nie patrzyły na ich krzywdę i ból, bo często widzę, jak zwierzęta leżą przejechane przez samochód czy zagryzione przez psy - powiedziała nam karmicielka z Tuchomia. - To jeden z wielu przypadków, gdzie mieszkańcy odbijają się od ściany, prosząc o pomoc, która zgodnie z prawem się należy. Próbowaliśmy prowadzić dialog m.in. z gm. Tuchomie, ale na razie bezskutecznie. Odpowiedzialność za bezdomne koty zrzuca na schronisko, z którym ma podpisaną umowę. To prawda, ale tylko częściowa. Bo bezdomny to co innego, niż wolno żyjący. Ten pierwszy kiedyś miał dom, ten drugi całe życie spędza na ulicy. Wysłaliśmy do urzędu pismo od prawnika, przypominające o obowiązującym prawie. Niestety, postawa gminy się nie zmieniła. Odrzucono kolejny wniosek karmicielki, która poprosiła o kastrację wolno żyjących kotów na jej terenie. Mimo że czasami ręce opadają, staramy się pomóc. Przykładowo dzięki współpracy z Fundacją Pets World jakiś czas temu wysterylizowaliśmy 6 dzikich kotek i 2 kocurów z gm. Studzienice, gdzie ponoć problemu w ogóle nie było. Gmina również odrzuciła wniosek od karmicielki. Te koty za chwilę by się rozmnożyły, znacząco zwiększając populację. Fundacja opłaciła też zabiegi kotów z Tuchomia. Wstyd, że w tak bogatych gminach to fundacje muszą płacić za ich koty. Odbieramy coraz więcej telefonów od osób, którym pomagamy, czy to wypożyczając klatkę łapkę, czy to pomagając w łapankach lub zrozumieniu prawnych aspektów programów gminnych dotyczących wolno żyjących kotów. Budujące są postawy gmin Parchowo oraz Bytów. Ratusz w tym roku zwiększył aż trzykrotnie środki na zabiegi sterylizacji, rozumiejąc problem niekontrolowanego rozmnażania się dzikich kotów - tłumaczy A. Dymek.
NIEPRAWIDŁOWOŚCI W PROGRAMACH
Od niedawna gminami powiatu bytowskiego zajmuje się też słupska Fundacja „Viva! Akcja dla zwierząt”. A to za sprawą nawiązania współpracy ze Strefą Kota - Stowarzyszeniem na Bytowskich Kotów. - Pomagamy bardziej formalnie, np. w tworzeniu pism. Jako fundacja pod koniec roku wysyłamy do gmin przypomnienia, by zabezpieczyły środki na program opieki nad zwierzętami bezdomnymi i zapobieganie bezdomności zwierząt na kolejny rok. Prosimy też o jego przesłanie. Wtedy opiniujemy i odsyłamy do samorządu. Niejednokrotnie mieliśmy przypadki, że niektóre zapisy były po prostu niezgodne z prawem, co też zaznaczamy, podając precedensy, czyli wyroki sądowe, które zapadały w podobnych sprawach. Bywa, że część tych, którym zwracamy uwagę, wprowadza delikatne poprawki, ale reszta je ignoruje. Przy okazji pytamy o skalę bezdomności, o to, jakie warunki mają te zwierzęta oraz ile kotów wolno żyjących udało się wykastrować. W Bytowie i Miastku, gdzie te populacje są zapewne największe, widać poprawę. Trochę gorzej bywa w gminach wiejskich. Gm. Borzytuchom nie wykonała żadnego zabiegu sterylizacji w ub.r. A wiemy, że dzikie koty tam bytują, bo docierają do nas sygnały mieszkańców. Nie zniechęcamy się. W końcu nie od razu Rzym zbudowano. Bardziej nieustępliwym samorządom, które łamią prawo, uchwalając programy zawierające błędy, bo tak to trzeba nazwać, też nie odpuszczamy. Kierujemy sprawę do wojewody i jeśli trzeba, rozwiązujemy te kwestie sądownie. W powiecie bytowskim być może właśnie w ten sposób będziemy musieli zrobić w przypadku niektórych samorządów - wyjaśnia Daria Dąbrowska ze słupskiej fundacji.
Jak zaznacza, niektóre gminy nie tylko nie chcą kastrować, ale też zapewniać karmy dla wolno żyjących kotów. - Gm. Studzienice twierdzi, że u niej problemu nie ma. A odbieraliśmy już niejednokrotnie sygnały, w tym od przebywających tam turystów, że dokarmiają tamtejsze zwierzęta, które przebywają koło domków i innych obiektów turystycznych. W sezonie urlopowicze coś im rzucą. Poza tym zdane są na siebie. Tak bogata gmina, a nie widzi problemu. Podobnie jest w gm. Borzytuchom. Znamy historię mieszkanki, która udała się do urzędu, by prosić o wsparcie, bo zajmuje się wolno żyjącymi kotami. Została odprawiona z kwitkiem, uznano, że wymyśla, bo takich czworonogów u nich nie ma - opowiada wolontariuszka słupskiej fundacji. Przed współpracą ze Strefą Kota D. Dąbrowska skupiała się wcześniej na gm. Kołczygłowy. - Pochodzę stamtąd, dlatego zależy mi, aby w miejscu, gdzie spędziłam większość życia, gdzie się wychowywałam, żyło się dobrze nie tylko ludziom, ale też zwierzętom. Mimo początkowych trudności myślę, że jesteśmy na dobrej drodze do porozumienia się - tłumaczy D. Dąbrowska.
KASTROWANIE, EDUKACJA, UŚWIADAMIANIE
- Należy położyć nacisk na edukację obywateli, bo z reguły nie wiedzą, jakie mają prawa. Potrafią latami zajmować się wolno żyjącymi kotami na własny rachunek, gdzie gmina ma obowiązek zapewnić karmę i poddać sterylizacji na własny koszt. Co ciekawe, gdy przybłąka się do nas kot, nie wiadomo skąd, mamy prawo wnioskować do samorządu o dokarmianie go nawet przez cały rok. Jeśli znajdziemy bezdomnego kota (oswojonego), mamy prawo zgłosić go do gminy w celu zabrania go do schroniska dla zwierząt. Znam przypadki, gdy urzędnicy zbywają petentów, argumentując, że zapewniają wyżywienie np. wolno żyjącym kotom tylko zimą. A to niezgodne z prawem. Większość gmin z powiatu bytowskiego zabezpiecza bardzo małe środki na ten cel. Sporo urzędników uważa też, że podpisując umowy ze schroniskami, ma wszystkie problemy z głowy, a to błąd - mówi D. Dąbrowska.
Istnieje kilka rozwiązań, sprawiających, że populacja kotów jest pod kontrolą. - Wiele gmin w Polsce stawia na kastracje i czipowanie zwierząt właścicielskich. I daje to naprawdę dobre efekty. W Dębnicy Kaszubskiej dofinansowują takie zabiegi. Z kolei w Słupsku w ramach budżetu obywatelskiego drugi rok z rzędu przeznaczono na ten cel 30 tys. zł. W ub.r. wysterylizowano 700 kotów wolno żyjących na słupskich ulicach. To duża liczba, która i cieszy, i obrazuje skalę problemu. Sterylizacja trochę kosztuje, a nie każdego stać, by ją przeprowadzić. Dzięki takim programom więcej ludzi ma okazję, by przeprowadzić zabieg swojego pupila. Nawet gdy wyjdzie na kilka dni, ucieknie, zgubi się - nie ma szans na rozmnażanie się i zwiększanie np. populacji wolno żyjących kotów - komentuje D. Dąbrowska, dodając: - Jesteśmy otwarci na współpracę nie tylko z samorządami, ale też sołectwami, stowarzyszeniami, szkołami itp. Chcemy edukować, bo wszystko zależy od obywatelskiej świadomości. Zapraszamy do kontaktu. Przyjedziemy. Pomożemy w przeprowadzeniu np. edukacyjnego pikniku czy spotkania.
D. Dąbrowska przypomina także, że każda gmina powinna mieć umowę z lekarzami weterynarii. - W razie wypadku drogowego, w którym ranny został kot, pies czy inne zwierzę, możemy zadzwonić do weterynarza, który powinien pomóc. Pełnią dyżury całodobowe. Telefony powinny być podane na stronach urzędu. Np. w Kołczygłowach jest to pan Jerzy Wielgosz - dopowiada wolontariuszka fundacji.
- Nasze stowarzyszenie, razem z fundacjami, z którymi współpracujemy, będzie walczyć o regulowanie sytuacji prawnych w każdej gminie powiatu bytowskiego. Zależy nam, aby wywiązywały się po prostu z obowiązków, które do nich należą. Na razie w niektórych miejscach sytuacja jest skandaliczna. Odwracanie wzroku nic nie da, bo problem będzie się powiększał wraz z zwiększającą się populacją dzikich kotów. Widzę w tym hipokryzję. Z jednej strony mamy ładne chodniki, lampy solarne, piękne nasadzenia - wieś się rozwija. A obok tego żyją chore, głodne koty, albo co gorsza - leżą rozjechane na poboczu - mówi A. Dymek, dodając: - Jeśli ktoś ma problem z gminą - pomożemy. Można skontaktować się z nami poprzez nasz profil na Facebooku Strefa Kota - Stowarzyszenie dla Bytowskich Kotów.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!