
Z Martinem Gamelanem, pochodzącym z Kiedrowic (gm. Lipnica), rozmawiamy o jego muzycznych pasjach. W ubiegłą sobotę poprowadził on koncert Wasaw Gamelan Group.
Trudno sobie wyobrazić muzykę bardziej odległą od kaszubskiej pod względem miejsca pochodzenia, ale i warstwy dźwiękowej. Dla naszych uszu brzmi ona wyjątkowo egzotycznie.
Dawid Martin: Rzeczywiście, przy pierwszym kontakcie muzyka jawajska dla europejskiego ucha wydaje się bardzo egzotyczna, niemniej jednak jej oryginalne, metaliczne brzmienie, a także matematyczne wręcz uporządkowanie formy zafascynowało wielu słuchaczy i muzyków wywodzących się z kręgu kultury Zachodu, czego i ja sam jestem przykładem. Jawa leży na skrzyżowaniu ważnych szlaków handlowych - korzennego i jedwabnego. Docierali więc na nią kupcy z różnych rejonów świata, z Indii, Chin, krajów arabskich, a z Europy Portugalczycy, Holendrzy, Anglicy. I oni przywozili swoją kulturę i religię. Nowe elementy kulturowe nie wypierały dawniejszych, ale się na nie nawarstwiały. Jawajczycy, i w ogóle Indonezyjczycy, to z jednej strony otwarci, a z drugiej bardzo kreatywni ludzie, którzy wszystko potrafią zaadaptować na swoje potrzeby, stąd podstawową cechą ich kultury jest synkretyzm. Co ciekawe, nawet w owej egzotycznej muzyce gamelanowej można dostrzec pewne wpływy europejskie, np. muzycy dworu sułtana w Yogyakarcie wykorzystują w składzie gamelanu wojskowe trąbki i werble, natomiast w jawajskiej muzyce popularnej zwanej campur sari obok instrumentów gamelanu wykorzystywane są gitary elektryczne, keyboardy, czy zestawy perkusyjne.
A jeśli mówimy o samych oryginalnych instrumentach jawajskich, to w większości są to metalofony, w szczególności gongi. Całą Azję Południowo-Wschodnią określa się jako obszar kultury gongów. Te gongi nie są płaskie, ale mają charakterystyczne kopuły, występują nie tylko w Indonezji, choć tam jako gamelany przybrały najbardziej okazałe formy. Można je też spotkać na Filipinach, w Wietnamie, Kambodży, Tajlandii. We wszystkich tych miejscach pełniły i pełnią rolę nie tylko instrumentów muzycznych, ale też narzędzi magicznych, którym przypisywana jest nadnaturalna moc. Stąd gamelan, jak i pokrewne zespoły występujące w innych częściach Azji, pełni w miejscowej obrzędowości bardzo istotną rolę.
Jako członek gamelanowej orkiestry po raz drugi gościłeś w naszych stronach. Od pierwszego występu w Jamnie przed kilkunastoma laty sporo się jednak zmieniło. Teraz to Ty prowadziłeś koncert, jak można się było zorientować, pełniłeś rolę kogoś w rodzaju dyrygenta.
Rzeczywiście, na Poboczach Folku organizowanych przez Jaromira Szroedera byliśmy już ponad dekadę temu i cały czas bardzo ciepło wspominamy ten wyjazd, a w szczególności wspólne granie z muzykami kaszubskimi i jazzmanami z kwintetu Leszka Kułakowskiego. To był jeden z naszych pierwszych, pionierskich muzycznych eksperymentów. Obecnie jeździmy po kraju i gramy z naszą Warszawską Grupą Gamelanową bardzo różną muzykę. Nie tylko tę tradycyjną, którą prezentowaliśmy w Bytowie, ale i współczesną. Po latach działalności coraz częściej eksperymentujemy. Np. w ub.r. uczestniczyliśmy w trasie koncertowej słynnego indonezyjskiego pianisty jazzowego, Dwikiego Dharmawana, a dwa lata temu zagraliśmy na Warszawskiej Jesieni bardzo awangardową kompozycję napisaną przez jednego z tamtejszych kompozytorów - Michaela Asamara. Na początku naszej działalności pełniłem funkcję kierownika muzycznego zespołu, teraz wspomaga mnie w tych zadaniach jeden z kolegów, który również ma za sobą studia muzyczne w Indonezji. Jako etnomuzykolog zajmujący się gamelanem również od strony naukowej prowadzenie naszych koncertów biorę na siebie.
A zawodowo na co dzień...
Pracuję w ambasadzie Indonezji w Warszawie i na Uniwersytecie Warszawskim, gdzie prowadzę warsztaty gry na gamelanie.
Nie zapominasz o Kaszubach? Swego czasu pisałeś o kaszubskiej muzyce, byłeś jurorem pierwszych festiwali Cassubia Cantat w Bytowie...
Obecnie z braku czasu skupiam się na gamelanie. Jednak jedną nogą ciągle tkwię na Kaszubach. Jak mamy czas z żoną, to na weekendy wpadamy do rodziców do Kiedrowic. Byliśmy też na ostatnim Zjeździe Kaszubów. Uważnie śledzę również to, co dzieje się na kaszubskiej scenie muzycznej, także tej współczesnej. Czasem sobie podśpiewuję po naszemu. Trochę też gram. Kupiłem sobie starą, stuletnią bandonię - instrument, który był niegdyś popularny na Kaszubach i Wielkopolsce, ale został wyparty przez akordeon. W wolnych chwilach grywam na niej, próbując rekonstruować dawne, często już zapomniane melodie.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!