
Burzowa ulewa, która przeszła nad Ziemią Bytowską 16.08., ani nie należała do najbardziej intensywnych, ani specjalnie długich. Wystarczyła jednak, by zalać kilka posesji w Bytowie. Co ciekawe, tym razem nie w nisko położonym centrum miasta, ale na północy, kilkadziesiąt metrów wyżej.
- Właśnie sygnały po ostatnich opadach od mieszkańców m.in. Jeziorek skłonił mnie do rozważenia wprowadzenia podatku od deszczu, jak potocznie nazywana jest opłata za zmniejszenie naturalnej retencji terenowej. Tam deszczówka z części nieruchomości trafia wprost na ulice i potem zbiera się w najniżej położonych miejscach, albo też jest odprowadzana do kanalizacji deszczowej i również może wybić w innym miejscu, powodując podtopienia - mówi burmistrz Bytowa Ryszard Sylka. Podatek od deszczu gmina mogła wprowadzić już 4 lata temu. Ale na to się nie zdecydowano. Zgodnie z przepisami może obowiązywać tylko wobec właścicieli posesji mierzących ponad 3,5 tys. m2, a jednocześnie w 70% pokrytych zabudową i nawierzchniami nieprzepuszczalnymi (asfaltem, kostką brukową itd.), którzy nie zagospodarowują u siebie wody opadowej, tylko oddają ją poza nieruchomość. - Ze strony Ministerstwa Klimatu i Środowiska padła propozycja, by znowelizować prawo, przesuwając granicę wielkości działki objętej podatkiem do 600 m2, a jego łączną powierzchnię zabudowy i pokrycia nawierzchniami - do 50% - mówi R. Sylka. Gdyby do tego doszło, podatek od deszczu dotyczyłby znacznej części posesji mieszkalnych w gm. Bytów. Jego proponowana wysokość wynosić ma 1,5 zł/m2 rocznie. Natomiast dla nieruchomości wyposażonych w urządzenia do retencjonowania wody o pojemności poniżej 10% rocznego odpływu 90 gr/m2 za rok, zaś powyżej 10% odpływu 45 gr/m2 za rok.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!