Reklama

„Wycięliśmy drzewa, które posadzono przed wojną. Za 100 lat ktoś zetnie sosny, które dziś sadzimy” - mówi Marcin Wirkus, podleśniczy z Kiedrowic

07/05/2023 17:20

- Niedawno wycięliśmy drzewa, które posadzono jeszcze przed wojną. Za 100 lat ktoś zetnie sosny, które dziś sadzimy - mówi Marcin Wirkus, podleśniczy w leśnictwie Kiedrowice.

Jadąc wąską powiatówką w stronę Mielna, mijamy dorodne lasy sosnowe zwane przez przyrodników borami. To pospolite na Kaszubach drzewo doskonale radzi sobie również na goskich piaszczystych glebach. Ich drzewostany to najczęstszy widok, jaki można podziwiać przez szybę samochodu, pokonując drogi przecinające gminę Lipnica. Lasy stanowią ponad połowę jej powierzchni. Nic więc dziwnego, że leśnictwo i przetwórstwo drewna to obok rolnictwa ważna część lokalnej gospodarki. Na poboczach okolicznych leśnych traktów co kawałek dostrzec można stosy drewna czekającego na wywózkę. Niedaleko Mielna kolejka tirów ustawiła się po załadunek drzewnych zrębków z ogromnej hałdy na jednym z przydrożnych pól. Niespełna 2 km dalej na ponadhektarowym zrębie dostrzegamy grupę osób. Zatrzymujemy samochód. Świeci piękne słońce. W powietrzu zapach rozgrzanej ziemi miesza się z żywicą. Z daleka słychać wesołe rozmowy i śmiech. Gdy podchodzimy bliżej, widzimy, że mimo pozornej sielanki trwa tu ciążka praca. W dnie bruzd przeoranych wcześniej specjalnym dwuodkładnicowym pługiem jedna po drugiej lądują sadzonki sosny. Praca odbywa się w parach. Zadaniem mężczyzn jest zrobienie niewielkiego otworu w ziemi. Służy do tego kostur. Wyjątkowo prostej konstrukcji narzędzie składające się rękojeści i metalowego stalowego końca w kształcie klina, którym łatwiej przebić się przez warstwę leśnej gleby. Wykonany w ten sposób dołek pozwala prawidłowo ułożyć korzenie. I tak sadzonka za sadzonką, w odległości niespełna metra od siebie wkładane są do ziemi przez uśmiechniętą młodą kobietę. W jednym ręku trzyma wiadro wypełnione zapasem zielonych sosenek, które czekają na swoją kolej, aby wylądować w ziemi, gdzie mogą spędzić nawet 100 lat, a może więcej? Trzeba je obsypać i docisnąć ziemię wokół rośliny, tak aby puste przestrzenie nie utrudniały zakorzenienia. - Przy naszych goskich lekkich ziemiach to podstawa, aby sadzonki dobrze rosły - mówi obserwujący pracę Marcin Wirkus, podleśniczy z leśnictwa Kiedrowice.

Krok po kroku bruzdą ciągnącą się kilkaset metrów brygada posuwa się do przodu. Żartując i rozmawiając, pozostawia za sobą szpaler ledwie widocznych zielonych punkcików. - Rozmowa nieco poprawia humor, bo wbrew pozorom po całym dniu pracy krzyże bolą - mówi jedna z kobiet. To z tego powodu, również w tej okolicy, coraz trudniej znaleźć chętnych, którzy chcieliby sobie dorobić sadzeniem. - Do niedawna w gminie Lipnica nie mieliśmy problemu z pracownikami. Teraz pomału również tu zaczyna się to zmieniać. Kiedyś okoliczni rolnicy traktowali to jako okazję do dodatkowego zarobku. Teraz każdy już pracuje na etat albo ma tak duże gospodarstwo, że nie ma czasu na sadzenie lasu - mówi właściciel jednego z Zakładu Usług Leśnych, który wygrał przetarg w Nadleśnictwie Osusznica.

Przedsiębiorca, który wspólnie ze swoimi pracownikami również sadzi las, przekonuje, że dzisiejsza sielankowa atmosfera to tylko jedna strona tego zajęcia. - Coraz trudniej o pracowników, którzy chcieliby pracować w lesie. Praca ciężka, a do tego czasami nie najlepiej płatna. Ludzie wolą zajęcie w ciepłej i suchej hali produkcyjnej - mówi właściciel jednej z lokalnych firm od lat świadczących usługi leśne. - Praca jest przyjemna, gdy jest taka pogoda jak dzisiaj. Błękitne niebo, słońce świeci, ptaki śpiewają. Niestety, czasami są gorsze warunki. Przed świętami sadziliśmy las, gdy temperatura odczuwalna była poniżej zera i jeszcze wiał wiatr - mówi M. Wirkus.

Między innymi z tego powodu w ostatnich latach ryk pił spalinowych zastępowany jest przez warkot harwesterów, czyli wyspecjalizowanych samojezdnych maszyn, które w okamgnieniu ścinają drzewa, pozbawiają konarów i tną na odpowiednie długości. Ich operatorzy siedzą często w klimatyzowanych kabinach, sterując wszystkim jednym joystickiem. - Jednak w każdym pakiecie zlecenia są też prace ręczne. Wyciąć i zerwać można maszyną, ale czyszczenie w młodniku trzeba wykonać ręcznie. Sadzenie, a później pielęgnacja upraw musi być zrobiona przez człowieka. Ludzie w lesie zawsze będą potrzebni - mówi M. Wirkus.

Sadzenie to początek młodego lasu. - Wycięliśmy i teraz wszystko trzeba odnowić. Zanim las urośnie, musimy go pielęgnować. Kiedy drzewa podrosną, wycina się niepotrzebne dosiewy oraz drzewka z wadami i gorzej rozwinięte. W młodnikach przeprowadza się czyszczenie wczesne, potem w tzw. tyczkowinie czyszczenie późne. Każdy z takich zabiegów odbywa się bez pozyskania tzw. grubizny. Dopiero potem, gdy drzewostan liczy ponad 20 lat, odbywają się pierwsze trzebieże, czyli usuwanie drzew mniej cennych gospodarczo. To tzw. trzebież pozytywna czy wspierająca te najbardziej wartościowe sztuki - tłumaczy M. Wirkus.

Na 1,5-hektarowym kawałku, który rozciąga się przed nami, będą rosły sosny i brzozy. - Z racji rodzaju siedliska nic innego nie możemy tu zasadzić. Wszędzie dookoła otaczają nas lasy sosnowe - mówi M. Wirkus. W leśnictwie, w którym pracuje jako podleśniczy, tylko w tym roku zasadzono ponad 20 ha nowego drzewostanu. Aby powstał, na każdy hektar potrzeba 9,5 tys. dobrej jakości sadzonek. - Norma dzienna na taką brygadę, czyli siedem par, to ok. 1,5 ha - mówi leśniczy. Wynagrodzenie płacone jest za godziny. - Za ten czas, który tu stoimy i rozmawiamy, trzeba będzie odliczyć - śmieje się, żartując właściciel Zakładu Usług Leśnych, który po chwili żegna się z nami i wraca do pracy. Jeszcze przez chwilę obserwujemy, jak grupa osób, wesoło rozmawiając, oddala się od nas, pozostawiając w bruzdach zielony szlaczek. Za kilka lat zamieni się w las.

Obserwuj nas na Obserwuje nas na Google NewsGoogle News

Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!

Reklama

Reklama

Wideo kurierbytowski.com.pl




Reklama
Wróć do