Reklama

Wilki zaatakowały stado danieli w Chośnicy

02/05/2021 17:20

Jeszcze kilka lat temu jedynie nieliczni mogli zobaczyć wilka na własne oczy. Teraz nie brakuje zdjęć, filmików i świadków, którzy nie tylko spotkali się z nim oko w oko. Wilki znów dały o sobie znać. Pod koniec kwietnia ich łupem padło stado danieli w Chośnicy i to pomimo ogradzającej je podwójnej siatki i drutu kolczastego.

- Wystraszone zwierzęta zbiły się w ciasną grupę tuż obok naszego domu, nerwowo patrząc w stronę lasu. Wtedy jeszcze nie wiedziałem, że wilki urządziły sobie polowanie w naszej zagrodzie, zabijając 20 danieli - mówi Brunon Kreft z Chośnicy w gminie Parchowo. 

Bytowscy hodowcy coraz mocniej boją się o swoje stada. Wszystko za sprawą rozrastającej się na Ziemi Bytowskiej populacji wilków. Niestety przybywa osób, którym drapieżniki wyrządzają dotkliwe straty. Na ok. 30 tys. zł wylicza je Brunon Kreft, od kilkunastu lat hodujący na kilku hektarach daniele. - Mamy cztery ogrodzone kwatery. Daniele są przeganiane z jednej do drugiej, gdy wygryzą całą trawę. Mają doskonałe warunki. Trochę łąk, lasów, mokradła i stawy. Żyją jak w naturalnych warunkach. Dlatego liczące ponad 50 osobników stado cieszyło oko - opowiada hodowca.

Aby zapewnić bezpieczeństwo danielom i zapobiec ucieczce, ogrodzenie kwater jest wykonane z podwójnej siatki leśnej i drutu kolczastego. - Chcieliśmy jak najlepiej zabezpieczyć nasze stado, bo kilka lat temu mieliśmy złe doświadczenia z wałęsającymi się psami, które dostały się do zagrody i zagryzły cielną łanię - opowiada B. Kreft. Niestety, tydzień temu horror się powtórzył. - Co kilka dni robię obchód zagrody. Sprawdzam, czy nie jest uszkodzone ogrodzenie, poprawiam je, jeżeli potrzeba. Przyglądam się zwierzętom, czy coś im nie dolega itp. Ostatnio sprawdzałem kwatery przed świętami i wszystko było w najlepszym porządku. Pewnego dnia wyszedłem z domu i zobaczyłem krążące nad naszymi kwaterami kruki. Poczułem, że coś jest nie tak. Poprosiłem pracowników, aby sprawdzili ogrodzenia. Okazało się, że znaleźli duży podkop pod jedną z siatek. Była też duża dziura w ogrodzeniu oddzielającym kwatery. Czasami zdarza się, że spłoszony, rozpędzony daniel przebija siatkę. W pierwszej chwili pomyślałem, że zwierzęta przedostały się na pastwisko bliżej domu, gdzie rośnie większa trawa. Chcieliśmy przegonić stado z powrotem, aby naprawić ogrodzenie. Zwierzęta nie chciały jednak wejść do zagrody, z której uciekły. Ostatecznie zostawiliśmy bramę otwartą, licząc na to, że z czasem same przejdą do miejsca, w którym dokarmiamy je ziarnem. Następnego dnia wcześnie rano postanowiłem znowu zajrzeć do naszych danieli. Wciąż były skupione w rogu zagrody, tuż obok naszego podwórka. Nie chciały przejść do kwatery znajdującej się bliżej lasu. Zastanawiałem się dlaczego. Poszedłem obejrzeć pastwisko i zobaczyć, czy nie ma tam młodych. Zamiast zwierząt daleko na trawie zobaczyłem kawałek skóry. Gdy podszedłem bliżej, natknąłem się na kolejny kawałek skóry, a także kości. Po chwili uświadomiłem sobie, że cała kwatera usiana jest resztkami zwierząt. Jako myśliwy jestem przyzwyczajony do takich widoków, ale wtedy przeszedł mnie dreszcz. Obraz strzępów skóry i kawałków kości był makabryczny - opowiada B. Kreft. Ze zwierząt ważących od 30 do nawet 80 kg zostało niewiele. - W kilku przypadkach zjedzone prawie w całości razem ze skórą i kopytami. Został tylko kawałek kręgosłupa - opowiada mieszkaniec Chośnicy, trzymając w ręku 20 zdjęć tego, co zostało z połowy jego stada. - Podejrzewaliśmy, że takiego spustoszenia dokonała wataha wilków. Zadzwoniliśmy na policję. Przyjechała też straż leśna. W zagrodzie znaleźliśmy nawet ślady i odchody, które mogły wskazywać na tego chronionego drapieżnika - opowiada B. Kreft.

Hodowca postanowił przyłapać sprawcę rzezi na gorącym uczynku. - Wieczorem zaczaiłem się jakieś 100 m od przekopu, przez który jak podejrzewaliśmy drapieżniki przedostały się do kwatery. Pojawił się tylko lis. W nocy poszedłem spać. Wstałem następnego dnia skoro świt i też nic nie zobaczyłem. Dopiero później okazało się, że tej nocy zagryziona została kolejne nasza łania. Drapieżniki znowu niezauważone odwiedziły naszą zagrodę, szukając łatwej zdobyczy. Za wszelka cenę chcieliśmy ustalić, czy zrobiły to wilki, czy jakieś wyjątkowe psy. Postanowiliśmy skorzystać z fotopułapki zamontowanej na jednym z drzew, tuż obok podkopu pod siatką. Pierwszej nocy nic się nie wydarzyło. Prawdopodobnie zostawiliśmy w tym miejscu zbyt dużo zapachów, dlatego drapieżniki były ostrożne. Kolejnej nocy obiektyw zarejestrował świecące ślepia tuż za ogrodzeniem. Postać jednak się oddaliła - opowiada B. Kreft. Bardziej owocna okazała się następna noc. - Gdy sprawdzaliśmy nagranie, nie mogliśmy uwierzyć. Tuż po godz. 2.00 w nocy do ogrodzenia podszedł ogromny samiec wilka. Po krótkim zastanowieniu sprawnie pokonał podkop i wszedł do wnętrza kwatery. Tuż za nim w kadrze pojawiło się jeszcze kilka par świecących oczu. Po chwili cztery kolejne osobniki poszły w ślady największego wilka, pokonując ogrodzenia i znikając w ciemności - opowiada B. Kreft. Okazało się, że tej nocy drapieżniki znowu urządziły sobie polowanie w zagrodzie. - Przerażone stado, szukając wyjścia z pułapki, przebiło ogrodzenie obok bramy i uciekło na zewnątrz. W tej chwili w kwaterach nie ma ani jednego daniela. Wszystkie wystraszone rozpierzchły się po okolicy. Praktycznie nie wiemy, co się z nimi dzieje. Sąsiedzi co jakiś czas dzwonią i mówią, że widzieli kilka osobników krążących wokół naszego domu. Z jednej strony nie wiem, czy uda mi się je zagnać z powrotem do kwatery, ale z drugiej strony się cieszę, bo na wolności mają więcej szans na ucieczkę. Obawiam się, że gdyby zostały w zagrodzie, codziennie rano odnajdywałbym kolejne zagryzione zwierzę. Widać, że wilki przychodzą tu jak do stołówki - mówi rozgoryczony hodowca.

W ub. tygodniu na miejsce krwawych łowów przyjechali specjaliści z Regionalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska w Gdańsku. - Naliczyli 16 zagryzionych łań i jednego kozła. Spisano protokół z oględzin i stwierdzono, że daniele zostały zagryzione przez drapieżnika. Na razie nie stwierdza się jednoznacznie, że chodzi o wilka. Wszystkie dowody odnalezione przez straż leśną, sposób ogryzienia kości oraz zdjęcia i film wyraźnie wskazują, że to ten chroniony drapieżnik przez kilka dni polował na moje stado danieli. Zgodnie z procedurą będziemy ubiegać się o odszkodowanie. Szacujemy, że jego ofiarą padło 20 cielnych łań, które miały rodzić w czerwcu. Straty wyniosły ok. 30 tys. zł - mówi hodowca. Obawia się jednak, że odszkodowanie, nawet w pełnym wymiarze, nie rozwiąże problemu. - Z rozmów z kolegami myśliwymi wiem, że wilków na naszym terenie jest już za dużo. Tylko w naszej okolicy są dwie watahy. W całym województwie stada drapieżników rozrastają się i dzielą na nowe. Już widać tego efekt w postaci zdziesiątkowanej w naszych lasach zwierzyny płowej. Koledzy nie realizują odstrzału kóz, bo nie chcą zabijać tych, które jeszcze zostały - mówi B. Kreft. Mimo wszystko nie chce rezygnować ze swojej hodowli. - Postanowiliśmy wybudować dodatkowe solidniejsze ogrodzenie kwatery położonej najbliżej domu. Zamontujemy fladry, których podobno wilki się boją, oraz elektryczny pastuch. Aby uniemożliwić podkop, siatkę zagłębimy dodatkowo w ziemi. Liczę, że taka bariera zatrzyma drapieżniki i będziemy mogli nadal hodować daniele - mówi B. Kreft.

Obserwuj nas na Obserwuje nas na Google NewsGoogle News

Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!

Reklama

Reklama
Reklama
Wróć do