
O tym, że wilki przemierzają ostępy Ziemi Bytowskiej, wiemy od dawna. Jednak co innego wiedzieć, a co innego spotkać się z nimi oko w oko. A to właśnie niedawno przydarzyło się mieszkającemu na wybudowaniu za Skwierawami naszemu synowi, Boguszowi.
Zaczęło się od tego, że pod koniec lata budziło go w nocy wycie. Mieszka z rodziną na tzw. pustkach. Do najbliższego sąsiada mają 1,5 km. Opowiadał, że słysząc to nocne wycie, czuł się jak traper na dalekiej północy, gdy w mroźną zimę wilki otaczają jego chatkę. Mówił też, że kilka razy o świcie słyszał dochodzące z zewnątrz odgłosy zabawy wilczych szczeniąt. Jednak pewnego ranka...
- Otwieram drzwi - opowiada - a w progu stoi wilk! I na mnie patrzy! Dosłownie pół metra ode mnie! Wyjadał kotom karmę z miseczki! I jeszcze się bezczelnie oblizywał. Zamurowało mnie. Jego chyba też. Chwilę staliśmy naprzeciwko siebie. Szybko zamknąłem drzwi, on uciekł. Zacząłem się zastanawiać, czy powinienem się bać. Mamy przecież małe dzieci, a tu wilki pod domem? Pamiętam film „Tańczący z wilkami”, czytałem książkę Farleya Mowata „Nie taki straszny wilk”, ale co innego oglądać i czytać, a co innego na własnej skórze doświadczać bliskości tych drapieżników.
Kiedy syn opowiadał to zdarzenie, przypomniałam sobie telefon sprzed kilku lat. To było wczesną wiosną. Dzwonił znajomy z Gdyni, jadąc krajową 20 w stronę Bytowa. Tuż za Wygodą zobaczył na polu dziwne zwierzę. Zadzwonił do mojego męża, leśniczego z leśnictwa Zdroje leżącego na granicy powiatów. Część jego oddziałów znajduje się w powiecie bytowskim, tak jak las koło Wygody. Znajomy zaintrygowany pytał, co to mogło być. Duże zwierzę, wielkości sarny, ale bardziej szare niż brązowe, na długich nogach, z wysoką szyją i dużymi uszami. Stało nieruchomo, bokiem do szosy i obróciwszy głowę, patrzyło na niego. Dałby głowę, że to sarna, gdyby nie to, ze miało długi ogon. Niedługo potem, ktoś inny pokazał nam zdjęcia śladów. Wyglądały jak psie, tylko, ze miały... prawie 14 cm długości!
Mąż potwierdził, że mogą to być ślady wilka. W tym czasie sam zaczął znajdować na leśnych drogach wilcze odchody. Mówił, że są charakterystyczne. Trudno je pomylić z czymkolwiek innym. Wyglądają jak spory wałek z pogryzionych kości, wymieszanych z niestrawioną sierścią, leżący zazwyczaj na środku drogi. Psy za potrzebą schodzą w krzaki, wilki na odwrót. Załatwiają się na samym środku traktu. Niemal zawsze. Mówił też, że z lasu zniknęły wałęsające się kiedyś psy, i że zdarzyło mu się znaleźć kilka zagryzionych lisów. To oczywiście sprawa wilków likwidujących konkurencję na swoim terenie.
Tego samego roku latem sama na własne oczy zobaczyłam dwa wilki. Galopowałam na koniu leśną drogą. W pewnym momencie, jakieś 20 m przede mną, z krzaków wyskoczyły na drogę dwa młode wilki i zaczęły biec przede mną! Koń, o dziwo, nie przestraszył się. Może dlatego, ze to były szczeniaki. Galopował dalej, za nimi. Wilczki biegły blisko przed koniem, oglądając się co jakiś czas za siebie. Widziałam dokładnie ich miękkie szczenięce ruchy, futro, uszy, oczy. Trwało to krótko, gdyż szybko wskoczyły w zarośla i zniknęły. Później jeszcze kilka razy spotykałam w lesie ich pobratymców. Tu ukazał mi się wielki basior, tam jakaś mniejsza sztuka. I to coraz bliżej naszego domu.
Po nawałnicy z 2017 r. miało się wrażenie, że wilki na jakiś czas z naszych okolic się wyniosły. Nie widać było już ani ich samych, ani żadnych ich śladów. I tak do tego roku. Tegoroczne spotkanie miało miejsce tuż przy naszej leśniczówce. Wyszłam na spacer z psem. Po paru krokach niemalże wpadłam na młodego wilka, który kłusem wybiegł z bocznej drogi. Gdyby nie to, że był młody, niedoświadczony, na moje oko roczniak, spotkanie mogło się skończyć tragicznie dla naszego psa. Wilk był tak zaaferowany, że nie zwrócił na nas uwagi, tylko z nosem przy ziemi, szybkim truchtem biegł dalej główną drogą. Pies wyrwał mi smycz z ręki i pogonił za nim. Wilk przyspieszył, oba zwierzęta popędziły gdzieś w las. Pobiegłam co sił w nogach za nimi. W wyobraźni już widziałam psa z przegryzionym gardłem. Dopiero później przyszła refleksja. Że jak? Z gołymi rękami? Na wilka? Psa znalazłam. Trząsł się skulony na poboczu drogi. Widać, że i do niego dotarło, w jakim znajdował się niebezpieczeństwie. W drodze powrotnej cały czas wąchał ziemię zapach wilka. Drżał podniecony do granic możliwości. Z trudem go od tego śladu odciągnęłam. Tego samego dnia mąż w lesie przy stosie drewna spotkał waderę. Powiedział, że podleśniczy pokazał mu zdjęcia, które właśnie zrobił czterem wilczym szczeniętom. Kilometr od leśniczówki!
Ale najlepsze miało dopiero nastąpić. Pojechaliśmy na rowerową wycieczkę do leśnictwa Róg. Dotarliśmy do przestrzeni, na których przed pamiętną nawałnicą rósł las. Teraz aż po horyzont widać tam tylko łany traw, wśród których przy drodze leżą stosy czekających na wywiezienie karp resztek dawnego drzewostanu. W pewnym momencie mąż zatrzymał się przy jednym ze stosów i powiedział, że właśnie w podobnym miejscu widział wczoraj wilka. Wtem, jak na zamówienie, jakieś 2 m od nas, z trawy podniósł się dwa razy większy od naszego psa - wilk! Zamarliśmy z wrażenia. Byliśmy całkiem bezbronni. Wilk jednak ledwo obrzucił nas pogardliwym spojrzeniem, odwrócił się i cicho zniknął w wysokiej trawie. Liczne ślady wkoło wskazywały wyraźnie, że on tu mieszka... A my jesteśmy na jego terenie! Możliwe, że to była wadera, a pod tym stosem drewna znajdowała się wilcza nora. Nie sprawdzaliśmy tego, spiesznie odjechaliśmy.
Stało się jasne, że wilki zadomowiły się w naszej okolicy na dobre. I rzeczywiście coraz częściej ktoś gdzieś wilka widzi. A to koło Wygody, a to za Półcznem, a to za Sominami. Jednak zdarzają się inne „przygody”. Jedna spotkała pewną rodzinę z Trójmiasta. Jak opowiadała, w pewien czerwcowy weekend wybrała się w okolice Studzienic pod namiot. Rodzice i dwoje dzieci. Rodzice spali w jednym namiocie, dzieci w drugim. W nocy matkę obudziło wycie. Sturchnęła męża, mówiąc, że wyją wilki. „Nie, to psy” mruknął zaspany mąż. „Ale to z tamtej strony! Tam nie ma psów, to od strony lasu!”. Mąż rozbudzony, wsłuchał się w wycie i mówi, „No rzeczywiście. Wilki! Co robimy? Zwijamy się?”, „ Poczekajmy jeszcze, może sobie pójdą” - uspokoiła żona. „Chyba nas nie będą atakować”. Wilki po chwili ucichły. Zasnęli. Rano zaczęli rozmawiać o tym nocnym koncercie i spytali dzieci, czy też też coś słyszały. W tym momencie ich pociechy, śmiejąc się do łez, przyznały, że to one w nocy puściły z telefonu aplikację pt. „wycie wilków”. Nie ma co. Prawdziwa „przygoda życia”...
M.G.
WILK (canis lupus) jest wytrawnym wędrowcem żyjącym średnio 12-16 lat, w niewoli do 20. Może przebyć 40-70 km dziennie, ale znane są wypadki, gdy zwierzę w ciągu doby przebywa 160 km. Wataha idąca truchtem pozostawia z reguły jeden ślad, gdyż poszczególne osobniki stąpają trop w trop (to tzw. sznurowanie).
Wilki żywią się głównie średniej i dużej wielkości ssakami kopytnymi (sarnami, jeleniami, dzikami), ale też mniejszymi zwierzętami, a nawet padliną. Dopóki mają wystarczająco zwierzyny łownej, w zasadzie unikają atakowania zwierząt hodowlanych. W dzień widzą gorzej od człowieka. Ich wzrok przystosowany do wyłapywania ruchu widzi w odcieniach szarości. Zdarza się więc, że potrzebują więcej czasu na przyjrzenie się obiektowi, nim go rozpoznają. Dopiero nocą wilk ma wzrok czterokrotnie lepszy od człowieka.
Unikają kontaktu z człowiekiem, gdyż się go boją. Jedyną sprzyjającą atakowi okolicznością jest poczucie zagrożenia i osaczenia, gdy wilk nie widzi drogi ucieczki. Od II wojny światowej w Polsce nie odnotowano żadnego przypadku śmierci człowieka spowodowanego atakiem wilka.
Według oficjalnych danych statystycznych populacja w Polsce liczy około 1500 osobników, natomiast z szacunków leśników wynikało, że może być ich nawet 2500.
W Polsce wilk podlega ścisłej ochronie zgodnie z rozporządzeniem Ministra Środowiska z 26.09.2001 r. Za szkody poczynione przez wilki odpowiada Skarb Państwa.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!