
Trzech kierowców OSP Borzytuchom zrezygnowało. To pokłosie wypadku, do którego doszło w grudniu 2020 r. - Nie dość że ryzykujemy swoje zdrowie i życie, ratując ludzi, to teraz jeszcze oskarża się nas o zaniedbanie sprzętu i spowodowanie wypadku - mówią strażacy.
- Czy mieszkańcy Borzytuchomia mogą się czuć bezpiecznie, skoro kierowcy Ochotniczej Straży Pożarnej w Borzytuchomiu złożyli wypowiedzenie i nie ma już komu prowadzić wozu bojowego? Czy to prawda, że w jednostce jest konflikt? Jeżeli tak, to na czym polega? - pytał na sesji 28.05. Jarosław Cierniak.
- Z tym pytaniem trzeba się zwrócić do osób, które złożyły wypowiedzenie. Z tego, co wiem, ostatnio nasza straż wyjechała na akcję do Jutrzenki. OSP to stowarzyszenie wolnych ludzi i sami podejmują decyzje. Jeżeli OSP Borzytuchom nie będzie w stanie wypełniać swoich zadań, to wykona je inna jednostka. Na razie takiej sytuacji nie przewiduję - uspokajał Witold Cyba, wójt Borzytuchomia.
Problem w jednostce jednak jest i jak przekonuje część ochotników, wynika z konfliktu z wójtem. - Nie mieliśmy wspólnego zdania o tym, jak funkcjonuje jednostka, już wcześniej. Wypadek, do którego doszło w grudniu 2020 r., był tylko dopełnieniem decyzji o naszej rezygnacji z funkcji kierowcy. Chcemy pomagać ludziom i ratować ich dobytek, ale życie pokazało, że z takim ubezpieczeniem, jakie mamy, za dużo ryzykujemy. Teraz jeszcze zostaliśmy oskarżeni o spowodowanie wypadku. To przelało szalę goryczy. Jednak nie chodzi tylko o zakres odpowiedzialności osób opiekujących się sprzętem i ubezpieczenie za ponoszone ryzyko. Po prostu mamy dość ciągłego dogadywania się z wójtem - mówi Krzysztof Węsierski, naczelnik OSP Borzytuchom, do niedawna kierowca tej jednostki. To on najpoważniej ucierpiał w zderzeniu dwóch wozów strażackich, które w grudniu ub.r. dojeżdżając na miejsce innego wypadku, uderzyły w siebie. - Wciąż jestem na zwolnieniu lekarskim. Rehabilitacja i powrót do pełnego zdrowia chwilę potrwa. Dostaję 80% swojej pensji, dlatego zdarzenie odbiło się na moim osobistym życiu. Mimo to nie chcę rezygnować z pracy dla jednostki, jednak nie na dotychczasowych zasadach, już nie jako kierowca - mówi K. Węsierski.
Strażacy przekonują, że przed swoją decyzją o rezygnacji próbowali znaleźć porozumienie z wójtem. - Raz udało nam się z nim spotkać. Jednak nie przyniosło to żadnego efektu. Uznaliśmy, że dalsze rozmowy nie mają sensu. Całą trójką w kwietniu zrezygnowaliśmy z funkcji kierowcy. Wójt stwierdził, że nie ma problemu i że znajdzie kogoś innego na nasze miejsce. Od 1.06. nasza jednostka formalnie nie zatrudnia kierowcy. Nie mogę nikomu kazać prowadzić samochodu. Teraz to gmina powinna wskazać osobę, która będzie wyjeżdżała do akcji. Jesteśmy ochotnikami, pomaganie mamy we krwi, dlatego tu nic się nie zmienia. Stawimy się, kiedy ktoś będzie potrzebował pomocy. Problem będzie jednak z dojechaniem, bo nie ma osoby odpowiedzialnej za sprzęt. Nie wyobrażam sobie, aby jednostka miała przestać funkcjonować. Jednak teraz to wójt powinien się postarać - mówi Jacek Staubach, prezes jednostki OSP Borzytuchom i jeden z trzech kierowców, którzy zrezygnowali. - Wbrew temu, co mówiono, samochody były na bieżąco naprawiane. Psują się nawet nowe auta, a co dopiero stare - mówi J. Staubach.
W niedzielę 6.06. doszło do pożaru lasu. Ochotnicy z Borzytuchomia mimo rezygnacji z funkcji kierowcy z poczucia obowiązku wyjechali do gaszenia pożaru. - Takie zawieszenie nie wpływa dobrze na funkcjonowanie jednostki. Liczmy, że wójt szybko znajdzie kierowcę, który nie tylko będzie nas woził do akcji, ale dbał o to, aby jednostka pozostawała gotowa do akcji - mówi jeden z borzytuchomskich strażaków.
- Jeżeli ktoś chce być strażakiem i ratować ludzi, to powinien to robić. Kierowcy zrezygnowali ze swoich funkcji, bo mieli takie prawo. Jest nowy kierowca. Z tego, co wiem, niebawem zgłosi się kolejny chętny i jednostka nie ma żadnych problemów związanych z brakiem prowadzących pojazdy. Trzeba odróżnić gminę od jednostki OSP, która jest stowarzyszeniem wolnych ludzi. Jeżeli ktoś chce ratować innych i mienie, to uczestniczy w akcjach. Jak nie chce, to nie jeździ. Gmina ubezpieczyła swoich strażaków dokładnie w takim samym zakresie jak pozostałe samorządy w naszym powiecie. Oprócz Borzytuchomia mamy zespoły w Niedarzynie, Krosnowie, Chotkowie i Dąbrówce. Nikt w tych jednostkach nie zgłaszał uwag do zakresu ubezpieczenia. Poza tym kontroluje to Regionalna Izba Obrachunkowa. Z tego, co wiem, u jednego ze strażaków, który ucierpiał w wypadku, stwierdzono 2% uszczerbku na zdrowiu. Otrzymał za to ok. 1,7 tys. zł, czyli nie tak mało, a już w lutym ten strażak uczestniczył w akcji gaśniczej, więc wrócił do zdrowia. Drugi mocniej poturbowany w zdarzeniu wciąż przechodzi rehabilitację, dlatego dopiero po jej zakończeniu będzie można mówić o wysokości odszkodowania. Kiedyś próbowaliśmy doubezpieczyć strażaków w naszej gminie. Wtedy RIO zarzuciło nam, że to łamanie dyscypliny finansów publicznych. Każdy może to zrobić we własnym zakresie. Z tego, co wiem, zrobiła to jednostka OSP w Niedarzynie - mówi W. Cyba.
Głowa gminy uważa, że za wcześnie, by mówić o tym, kto ponosi odpowiedzialność za wypadek, bo trwa postępowanie wyjaśniające, które ma to ustalić. - Insynuowanie, że to ja jestem przyczyną rezygnacji kierowców, jest konfabulacją. Oczywiście powiedziałem, że w Borzytuchomiu były trzy osoby opiekujące się samochodami, za co otrzymywały ryczałt od ok. 300 do 600 zł. Ich obowiązkiem było dbanie o to, aby wozy strażackie były sprawne. Okazało się, że jeden nie miał przeglądu technicznego, a z drugim też coś się działo. Tak pojazdy wyjechały do akcji. W efekcie największym stratnym jest gmina Borzytuchom, czyli wszyscy mieszkańcy, bo na rozbitych samochodach straciliśmy ponad 100 tys. zł. Mimo tego z tego tytułu żadnego lamentu nie czynimy, bo bardzo sobie cenę strażaków i wiem, że pomagali innym. Tak naprawdę nie rozumiem ich reakcji. W ub. tygodniu próbowałem z nimi o tym porozmawiać, ale odmówili - mówi W. Cyba.
Komendant gminny OSP Borzytuchom zapewnia, że mimo rezygnacji kierowców jednostka jest zdolna do akcji. - Została wyznaczona osoba pełniąca obowiązki kierowcy. Ma wszystkie niezbędne uprawnienia i w razie konieczności zawiezie ochotników na akcję. Dotychczasowi kierowcy zrezygnowali tylko z umowy zawartej z wójtem. To strażacy zawodowi, dlatego jestem przekonany, że w razie wyższej konieczności też pojadą, bo mają do tego wszystkie niezbędne uprawnienia - mówi Henryk Talewski, komendant gminny OSP Borzytuchom.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!