Reklama

„Siedem kolorów wspomnień” nowa powieść Emili Becker

07/11/2020 17:22

Przed- i powojenne związki Polaków, Kaszubów i Niemców to temat niełatwy. Tym bardziej jeśli słuchaczami są uczniowie podstawówki. Jak wytłumaczyć im m.in. dramat podpisywania volkslisty? Tego zadania w swojej książce „Siedem kolorów wspomnień” podjęła się Emilia Becker. Całość rozgrywa się w Studzienicach.

„Kurier Bytowski”: Mieszka pani w Trójmieście i z nim jest związana. Choć jest także bytowski ślad...

Emilia Becker: Zgadza się. To u dziadka, który mieszkał w Studzienicach, spędzałam wakacje aż do matury. Później, ze względu na wiek, zamieszkał z nami. Bardzo mile wspominam czas na Ziemi Bytowskiej.

Później były studia, a po nich praca naukowa.

Jestem absolwentką filologii polskiej i germańskiej. Z kolei moja praca doktorska dotyczyła literaturoznawstwa. Dziś zawodowo zajmuję się tekstem i jego stylistyką zwłaszcza w kontekście stron internetowych. Mówiąc wprost, uczę, jak pisać, by zaciekawić czytelnika, by tekst był zwięzły.

W pewnym momencie pojawiło się pisanie, ale już nie publikacji naukowych.

Trudno mi wskazać konkretny moment, w którym zrodziła się we mnie taka potrzeba. Chciałam podzielić się swoimi refleksjami na ważne tematy. To nie tak, że od razu mam pomysł na książkę. Raczej to kilka drobnych pomysłów, które się rodzą w mojej głowie i z czasem coraz bardziej domagają się mojej uwagi. To przyjemny moment otwarcia się na różne inspiracje. Później przychodzi czas ich spisania, zastanawiania się, jak przykuć uwagę czytelnika, zainteresować opowiadaną historią. Bywa, że robię sobie przerwę od pisania literatury i zajmuję na pewien czas czymś innym, by nie popaść w manierę, a także zebrać nowe pomysły.

Efektem są głównie powieści dla dzieci i młodzieży. „Szklanka z koszyczkiem” i „Pamiętniki marzeń” opowiadają o dzieciach, które zmagają się z odejściem jednego z rodziców lub ich rozwodem. Z kolei w powieści obyczajowej dla dorosłych „Rozwidlenie” główna bohaterka staje przed wyborem pomiędzy dwoma mężczyznami - skromnym i opiekuńczym Krzyśkiem i obiecującym naukowcem Wiktorem...

A okazuje się, że cokolwiek postanowi i tak wraz z rzeczami pozytywnymi przychodzą i te negatywne.

Często pokazuję swoich bohaterów w momencie granicznym, pewnego zagubienia, gdy w jego życiu zaczyna czegoś brakować. Z jednej strony można wówczas pokazać ich przemianę, z drugiej zaś opowieść staje się bardziej uniwersalna. Z większą uwagą śledzimy losy bohaterów. Na pierwszym miejscu stawiam czytelnika, zastanawiam się, co mogłoby go zainteresować.

Do druku przygotowywana jest właśnie kolejna z pani książek - „Siedem kolorów wspomnień”. Dołączyła pani do niej bibliografię, choć to proza poświęcona Ziemi Bytowskiej.

Rzeczywiście przed jej napisaniem sięgnęłam do wielu książek. Głównie interesowały mnie wspomnienia mieszkańców, ale też naukowe opracowania. Te dały mi obiektywne spojrzenie na niektóre wydarzenia. Dzięki temu dowiadujemy się nie tylko, jak ludzie reagowali, ale również dlaczego postąpili w ten, a nie inny sposób. To pomaga w pisaniu. Odwiedziłam także Muzeum Szkoły Polskiej w Płotowie, by dowiedzieć się o szkolnictwie na Ziemi Bytowskiej.

Obejrzałam przedwojenny film „Bilder aus Ostpommern - Stadt und Kreis Bütow” z 1928 r. Widać na nim nie tylko miasto, ale także okoliczne wioski. Z niego zaczerpnęłam m.in. wiedzę o wypieku chleba, który w powieści jest bardzo ważny, ale także określenie blaues Ländchen - błękitny kraik.

Hania, uczennica VI klasy, wraz ze swoją mamą Joanną przyjeżdżają z Warszawy, by zgłębić historię swojej rodziny. Czy w poznawanej przez nich opowieści znajdują się wątki biograficzne?

Kilka tak. Podobnie jak bohaterki niewiele wiem o losach swojej rodziny. Dla mnie praca nad książką była sięganiem do korzeni, rozliczeniem z rodzinną historią.

To znaczy?

Podobnie jak Joanna, również nie poznałam swojej babci, gdyż zmarła w tym samym roku, w którym się urodziłam. Dodatkowo, tak samo jak w powieści, nie opowiadała o swoich wojennych przeżyciach. Trzymała je w tajemnicy. Z tego powodu zastanawiałam się, czy mam prawo pisać na ten temat.

„Historia zniknie, jeśli jej nikt nie opowie” - to zdanie przewija się w powieści.

I to ono zdecydowało o tym, że podjęłam się trudnego opisu losów Polaków, Niemców i Kaszubów.

Akcja powieści rozgrywa się w Studziankach. Wspomina się także o Jemnie. Nie trudno domyślić się, że mowa tu o Studzienicach i Jamnie.

Zgadza się. Nazwy zmieniłam, by mieć większą swobodę przy opisach. Nie muszę się ściśle trzymać faktów.

W powieści poruszane są trudne tematy.

Opisuję wspólne życie Polaków, Niemców, Kaszubów. Tego, jak ich losy się przeplatają, jak zmieniają się wraz ze zbliżającym się wybuchem II wojny światowej.

Nie tylko to. W powieści pojawia się bolesny dla Kaszubów wątek podpisywania volkslisty.

To także ważny dla mnie temat. Podobnie jak w powieści moja babcia za niepodpisanie listy trafiła do obozu w Potulicach. Po wojnie nikomu nie mówiła o tym tragicznym czasie. Sądzę, że dziś patrzymy na to zupełnie inaczej. Jak na dramat ludzi, którzy chcieli ratować siebie i bliskich. To konflikt na miarę antycznych tragedii, w których bohater wybierał pomiędzy racjami równorzędnymi, pomiędzy złem a złem.

Piszę także o młodych chłopakach, którzy siłą zostali wcieleni do Wermachtu, choć tak naprawdę chcieli bić się za Polskę. To jedna strona medalu. Z drugiej zaś wspominam Niemców, którzy zostali zmuszeni do opuszczenia terenów, na których mieszkali od pokoleń. Widziałam ich wzruszenie, gdy wracali po latach, by chociaż popatrzeć na swoją ojcowiznę. Te trudne powroty także opisałam.

Wszystko zaś jest ujęte w przystępnej formie, zrozumiałej dla uczniów podstawówki. W końcu to do niej chodzi główna bohaterka.

Taki też był mój zamiar. Hania jest w takim wieku, w jakim ja byłam, gdy interesowałam się rodzinną historią. Później wiadomo, liceum, więcej nauki, zastanawianie się nad przyszłością, drogą zawodową...

Chciałabym, by lektura książki zachęciła do poszukiwania rodzinnych historii. Do baczniejszego przyjrzenia się zdjęciom. Oglądając stare fotografie, zastanawiam się, jaki był dalszy los osób na nich. Dostrzegam powagę, z jaką pozują, mając świadomość, że to pamiątka na lata. Widzę także, jak poważne twarze mają młodzi, szybko musieli dorosnąć.

Jako młoda osoba wypoczywała pani w Studzienicach. Czy teraz odwiedza pani nasze strony?

Tak, choć to krótkie wizyty. Raz w roku przyjeżdżam do Bytowa. Trafiam na imprezy na rynku. W powieści pojawia się opis tańca, który właśnie tam zaobserwowałam. To był chyba najtrudniejszy do napisania fragment w książce. (śmiech)

Czy pracuje pani nad kolejnymi utworami?

W listopadzie ukażą się aż trzy  dla najmłodszych czytelników „Uśmiech Dalinki”, „Nad chmurami” i „Biblioteczka starych książek”. Kolejny powinien ukazać się w przyszłym roku. Tym razem akcja będzie dziać się w Warszawie.

A kiedy „Siedem kolorów wspomnień” pojawi się w księgarniach?

To zależy od wydawcy. Być może jeszcze w tym roku lub na początku przyszłego.

Czekamy z niecierpliwością.

Obserwuj nas na Obserwuje nas na Google NewsGoogle News

Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!

Reklama

Reklama

Wideo kurierbytowski.com.pl




Reklama
Wróć do