
Od ponad roku trwa przepychanka między firmą, która chce eksploatować złoża kruszywa w Łobzowie, a przeciwnikami kopania w pobliżu wsi i Jeziora Granicznego. W konflikt mocno włączyło się stowarzyszenie Natura, które dzierżawi zbiornik. Działacze przekonują, że przedsięwzięcie zniszczy rozwijającą się w okolicy turystykę i cenne siedlisko raka szlachetnego. - Tu wcale nie chodzi o dobro przyrody - drugiego dna w sprawie doszukują się przedsiębiorcy planujący wydobycie.
- Chciałbym uzmysłowić, jakie czekają nas zagrożenia. Nie jestem przeciwny powstawaniu żwirowni, ale są inne, lepsze lokalizacje, dalej od ludzi. Tutaj chce się stworzyć wyrobisko 400 m od jeziora i 150 m od zabudowań - ostrzegał Krzysztof Pietrzak, prezes stowarzyszenia Natura na spotkaniu 12.04.2019 r. w sali wiejskiej w Łubnie. Wzięło w nim udział kilkudziesięciu mieszkańców. Przyszli, bo dowiedzieli się o wniosku złożonym do wójta Kołczygłów o wydanie decyzji o środowiskowych uwarunkowaniach zgody na eksploatację oraz przeróbkę piasku ze żwirem ze złoża w Łobzowie. Przeciwnicy przedsięwzięcia nie ukrywali swoich obaw nie tylko o środowisko, ale również natężenie ruchu ciężarówek, hałasujących i niszczących nawierzchnię okolicznych dróg oraz uciążliwe sąsiedztwo związane z eksploatacją złoża. Przedsiębiorcy zobowiązali się do ograniczenia wydobycia w określonych godzinach i porach roku, ale zebranych to nie przekonało. Tymczasem Regionalna Dyrekcja Ochrony Środowiska w Gdańsku oraz Państwowe Gospodarstwo Wodne Wody Polskie w Szczecinie uznały, że nie ma potrzeby przeprowadzenia dodatkowej oceny wpływu przedsięwzięcia na środowisko czy stanu zasobów wodnych.
Ostatecznie wójt Kołczygłów, nie mając przeciwwskazań, wydał decyzję o środowiskowych uwarunkowaniach dla żwirowni w Łobzowie, uznając, że nie ma potrzeby przeprowadzenia oceny oddziaływania na środowisko, co znacznie skomplikowałoby i wydłużyło uruchomienie eksploatacji złoża.
Sporu to jednak nie zakończyło. Stowarzyszenie Natura, opiekujące się Jeziorem Granicznym, zaskarżyło decyzję wójta do Samorządowego Kolegium Odwoławczego w Słupsku. Wśród kilkunastu zarzutów do przeprowadzonego przez wójta postępowania wymieniono m.in. zbagatelizowanie zagrożeń poprzez zaniżenie szacowanego wydobycia. Zdaniem stowarzyszenia, wydając decyzję, nie wzięto pod uwagę tego, że inwestycja ma być zlokalizowana zaledwie 215 m od rzeki Pokrzywna oraz 430 m od zasilanego nią Jeziora Granicznego. „Nie uwzględniono faktu, że ewentualne wahania poziomu wody w tym akwenie są śmiertelnym zagrożeniem dla najsilniejszej w Polsce populacji raka szlachetnego (Astacus astacus L.). Stanowisko tego gatunku jest w grupie ostatnich z 24 istniejących do tej pory na Niżu Polskim, a jego utrata będzie w sposób istotny prowadziła do wymarcia tego gatunku w Polsce” - czytamy w piśmie, w którym Natura wnioskuje o przeprowadzenie badania oddziaływania planowanego przedsięwzięcia na środowisko i opracowanie go w formie raportu, uznając ten dokument za obiektywną i kompleksową podstawę oceny uwarunkowań funkcjonowania planowanej żwirowni w tym miejscu.
Do argumentów za ponownym rozpatrzeniem zgody na żwirownię dołączono też apel dr. hab. Przemysława Śmietany, dyrektora Instytutu Badań nad Różnorodnością Uniwersytetu Szczecińskiego. - „Rak szlachetny jest reliktem okresu polodowcowego w faunie Polski. Jeszcze na początku XX wieku na terenie Pomorza był gatunkiem pospolitym i łowionym komercyjnie, w co najmniej 450 akwenach, w chwili obecnej jego występowanie potwierdza się jedynie w 24. Spośród nich jedynie populacja w Jeziorze Granicznym występuje w zagęszczeniu stabilnym. W wyniku badań realizowanych w latach 1995-2016 stwierdzono, że jedynie ta populacja raka szlachetnego spełnia warunki pozwalające na prowadzenie działań z zakresu ochrony czynnej. Szacuje się, że bez takich działań gatunek może wyginąć w wodach Pomorza w ciągu najbliższych 10 lat” - pisze naukowiec w informacji dla stowarzyszenia Natura. W tym samym piśmie apeluje o przeprowadzenie analizy zagrożenia ze strony kopalni dla tego cennego gatunku skorupiaka słodkowodnego.
Ostatecznie SKO postanowiło uchylić wydaną przez wójta Kołczygłów decyzję, ale nie zaważyły na tym względy ochrony środowiska, a formalne. Kolegium założyło, że w następstwie wydanej przez wójta Kołczygłów decyzji inwestor będzie się ubiegał o warunki zabudowy. W tym wypadku dla przedsięwzięcia wymagane jest stanowisko inspekcji sanitarnej, a uzgodnienia z sanepidem w postępowaniu zabrakło. Z takim stanowiskiem nie zgodził się inwestor, który złożył sprzeciw do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego. Na razie strony czekają na ocenę Temidy. Tym samym przyszłość 4 ha wyrobiska na obrzeżach Łobzowa nie jest na razie przesądzona.
Mieszkańcy tej niewielkiej malowniczej wsi nie chcą się oficjalnie wypowiadać w tej sprawie. - Tutaj prawie każdy to rodzina albo znajomy. Nikt nie chce się kłócić. Jeden z rolników zdecydował się wydzierżawić swoje pole na kopalnię i zarobić. Osobiście nic bym nie miał przeciwko temu, gdyby reszta wsi z tego powodu nie ucierpiała. Obawiam się jednak, że będziemy mieli mniej spokoju - mówi jeden z mieszkańców. Okoliczni rolnicy dziwią się, że ktoś dał rozkopać swoje pole. - To taki ładny równy kawałek, wygodny do uprawy. Jak zakończą, to pewnie zostanie dziura w ziemi. Zrozumiałabym, gdyby rozkopali jakąś górę, to chociaż z tego byłby pożytek, a tak to tylko kurz zostanie - mówi jedna z mieszkanek Łobzowa. Większość jednak obawia się o stan dróg. - Teraz firma obiecuje, że nie będą jeździć przez wieś, tylko wytyczą inną drogę dojazdową do powiatówki, ale jak dostaną zgodę, to ciężarówki będą jeździć, gdzie chcą. Niedawno zrobili nową nawierzchnię na powiatówce. Ciążki transport szybko to rozjeździ - martwi się inny mieszkaniec. Jednak są też tacy, którzy nie mają nic przeciwko żwirowni. - Gdzieś ten piasek i tłuczeń na drogi trzeba wykopać. Te parę hektarów w Łobzowie na długo im nie starczy, chociaż kamieni na okolicznych polach jest sporo. Wywiozą to, co im potrzebne, kopalnię zamkną, teren wyrównają i znów będzie rosło zboże - uważa gospodarz z wybudowań Łobzowa.
Ci sami przedsiębiorcy, którzy starają się o pozwolenie na eksploatację złoża w Łobzowie, od paru lat prowadzą podobną kopalnię kilka kilometrów dalej w Barnowcu. Uspokajają, że wbrew pozorom skala przedsięwzięcia nie jest tak duża, jak niektórzy sadzą. - Ktoś straszy ludzi, że uruchomimy kopalnię taką jak w Ostrowitem, gdzie wydobycie odbywa się na setkach hektarów. W Łobzowie chodzi o niespełna 4 ha. Chcemy stamtąd wydobyć 10 razy mniej materiału niż z naszej kopalni w Barnowcu. Działamy tu od dawna i nie słyszałem, żeby ktoś narzekał na ciężarówki i hałas. Wszystkie zagrożenia ze strony żwirowni w Łobzowie są sztucznie przez kogoś pompowane. To kopalnia w Barnowcu wciąż będzie naszą główną bazą. Tutaj mamy wagę, maszyny do przeróbki i całe zaplecze potrzebne do sprzedaży kruszywa. Złoże w Łobzowie ma być dla nas takim chwilowym miejscem zasilenia w surowiec. Przeliczyliśmy, że opłaca nam się transport kamienia z Łobzowa do Barnowca, gdzie będziemy go kruszyć i w zdecydowanej większości wysyłać dalej w kierunku Słupska lub Bytowa. Nie byłoby sensu zabierać maszyny do Łobzowa, aby za chwilę wozić wszystko z powrotem. Do tego przerzucanie materiału z Łobzowa do Barnowca będzie się odbywało wiosną, zimą i jesienią, gdy mamy mniej pracy, bo staje większość remontów na drogach. A to na ich podbudowę trafi zdecydowana większość naszej produkcji - mówi Michał Łoń, jeden z właścicieli Przedsiębiorstwa Eksploatacji Kruszyw Naturalnych „Łoń”. Odrzuca zarzuty, że przedsięwzięcie zagraża środowisku, w tym populacji raka szlachetnego. - Kopalnia jest znacznie wyżej niż lustro wody Jeziora Granicznego, dlatego w żaden sposób nie może wpłynąć na jego poziom czy populację raka szlachetnego - mówi M. Łoń i przekonuje, że sprawa ma drugie dno. - Konflikt jest sztucznie napędzany przez prezesa stowarzyszenia i tak naprawdę nie chodzi wcale o dobro środowiska, a jego prywatny interes. Dowiedzieliśmy się, że w okolicy jeziora w Łobzowie ma swoją ziemię. Obserwując, jak rozwija się pobliskie osiedle Kaszubska Ostoja, chciał też zarobić na sprzedaży działek. Obawia się jednak, że kopalnia pokrzyżuje jego plany. Myślę, że dlatego podburza ludzi przeciwko nam - twierdzi M. Łoń. Przedsiębiorca przekonuje, że ten cały spór niepotrzebnie przeciąga tylko sprawę. - Złoże jest udokumentowane. Zostało ujęte w studium uwarunkowań i kierunków zagospodarowania przestrzennego, dlatego prędzej czy później będzie eksploatowane. Rozmawiałem z okolicznymi mieszkańcami. Wielu nie ma nic przeciwko kopalni. Gdyby nie te przepychanki, szybko zakończylibyśmy wydobycie kamienia i byłoby po sprawie. Każdy mógłby robić swoje - mówi Aleksander Łoń, drugi ze wspólników. Przedsiębiorcy twierdzą, że to kopalnia przynosi większe korzyści dla gminy niż turystyka. - Od każdej wydobytej tony płacimy podatki dla Gminy i opłaty do Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej. Szacuję, że rocznie do kasy samorządu wpłacamy ok. 100 tys. zł. Za to można już zrobić trochę dróg. Oprócz tego zatrudniamy kilku pracowników z okolicy. Kolejnego chcemy zaangażować do przewozu kruszywa z Łobzowa do Barnowca. To wszystko są wymierne korzyści z naszej działalności. Z turystyki często podatki są niewielkie, a zostają tylko śmieci do posprzątania - mówi M. Łoń.
- Wiedziałem, że prędzej czy później będą się czepiać tego, że mam w pobliżu ziemię. Ale to nie prywatny interes jest motorem mojego działania. Stowarzyszenie Natura pozyskało i wydało na zagospodarowanie Jeziora Granicznego blisko pół mln zł, aby udostępnić je ludziom. To turystyka jest przyszłością tego terenu. A jak ludzie mają tam odpoczywać, skoro w pobliżu będą tłukli kamienie. Czekamy na wynik ekspertyzy hydrologów, która wykaże, czy żwirownia stwarza rzeczywiste zagrożenie dla środowiska. Specjaliści, do których się zwróciliśmy, stwierdzili, że przed wydaniem zgody na żwirownię powinno się przeprowadzić ok. 14 badań. Do dziś tego nie zrobiono. Najpierw musimy mieć pewność, że przedsięwzięcie nie zagrozi środowisku, a dopiero potem można wydawać zgody - mówi K. Pietrzak. Prezes stowarzyszenia Natura twierdzi, że działania wójta Kołczygłów wskazują, że jest przychylny żwirowni. - 20.03. zostaje wprowadzony stan epidemii w Polsce, a wójt gminy Kołczygłowy 24.03. ogłasza wyłożenie planu zagospodarowania przestrzennego, w którym ujęte jest złoże pod żwirownię. Dzwonili do mnie ludzie z Ostoi, dlaczego w tym czasie zostało to zorganizowane. Termin wyłożenia powinien być przedłużony o okres epidemii. Podobno miał być przesunięty, ale na BIP nic nie ogłoszono - dziwi się K. Pietrzak.
- Termin wyłożenia projektu studium wynika z procedur i przyjętego wcześniej kalendarza. Pretensje są nieuzasadnione, bo czas wyłożenia wydłużamy. Spotkanie z zainteresowanymi zrobimy dopiero w lipcu. To nie pierwsze informacje rzucane przez prezesa Natury, które są niezgodne z prawdą. Pan K. Pietrzak ma pretensje o wszystko, jeśli chodzi o żwirownię. Jest chyba jedyną z nielicznych osób, którym ona przeszkadza. Na organizowanych spotkaniach w jej sprawie, gdzie inwestor zadeklarował pójść na bardzo duże ustępstwa, najpierw K. Pierzak przychylał się do tych rozwiązań, a potem coś mu się odmieniło i znowu zaczynał wojnę. Ta sama firma prowadzi żwirownię w Barnowcu. W pobliżu też mieszkają ludzie i nie dochodzą do nas żadne skargi - mówi Artur Kalinowski, wójt Kołczygłów. - Ze strony gminy nie ma żadnego podstępu, jeśli chodzi o kopalnię. Cały czas można składać swoje wnioski do projektu. Procedura ujęcia złoża w studium nie zaczęła się teraz, a trzy lata temu, jeszcze za mojego poprzednika. Chcemy rozmawiać merytorycznie. Bez złych emocji. Z rozmowy z innymi członkami stowarzyszenia Natura wiem, że nie wszyscy są przeciwni żwirowni. Jako gmina też nie jesteśmy zainteresowani przedsięwzięciem, które przyniesie szkody mieszkańcom. Jestem też ostatnią osobą, która zgodziłaby się na degradację środowiska. Tutaj tej szkody nie widzę, a dzięki środkom, które z tego tytułu trafią do gminy, coś możemy zrobić również dla Łobzowa. SKO odrzuciło wszystkie zarzuty stowarzyszenia Natura. Uchyliło decyzję tylko dlatego, że w postępowaniu nie uwzględniliśmy sanepidu. Jednak wcześniej, w podobnych inwestycjach, jego opinia nie była wymagana - mówi A. Kalinowski.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!