Reklama

Nasz bytowski przydomowy skrzydlaty inwentarz

14/05/2023 12:20

Tej wiosny kupiłem lornetkę. Chciałem móc lepiej przyglądać się ptakom mieszkającym wokół naszego domu i najbliższej okolicy. Wierzcie mi, kiedy siedzi się na balkonie, popijając kawę, trudno o lepszy relaks. Z naszego balkonu widać m.in. zamek, nad którym niemal ciągle coś macha skrzydłami. Najliczniejsze, tzn. te, które najłatwiej dojrzeć, są kawki i grzywacze. Te ostatnie jak mam wrażenie, kilka lat temu niemal zupełnie wyparły stąd inny znacznie mniejszy gatunek gołębi - sierpówki. Nad stare mury zaglądają też mewy, śmieszki i srebrzyste. Bliżej nas gniazdują szpaki, wróble i kilka innych mniejszych gatunków. Oczywiście widać też pustułki.

Te małe sokoły od dawna mieszkają na zamku. I przez lata były i są ganiane przez znacznie liczniejszych lokatorów bytowskiej warowni, czyli kawki. One nie znoszą pustułek. Zresztą nie bez powodu. Co prawda dorosła kawka nie ma się czego obawiać, jednak młode padają ich ofiarą, choć większość pustułczego pokarmu stanowią drobne ssaki - nornice, myszy, krety upolowane na ziemi. Mimo nękania para pustułek przez lata zajmowała gniazdo w niszy okiennej baszty polnej. Wcześniej gniazdowały tam kawki albo gołębie, które naniosły sporą stertę gałązek. Pustułki nie lubią bawić się budową domu. Wolą przyjść na gotowe. Para wychowała tu wiele piskląt. Można o nich powiedzieć, że to ptasi celebryci. Wiadomo, krewni sokołów wędrownych, łowcy o pięknej smukłej sylwetce w locie, a do tego zdjęcia ptaków z tego gniazda wielokrotnie publikowano w gazetach i podręcznikach. Jednak w tym roku, kiedy obchodziłem zamek w połowie kwietnia stare miejsce zajmowały kawki. Ale pustułki gdzieś na zamku chyba jednak gniazdują. Często widać je nad starą warownią, oczywiście zazwyczaj w asyście złośliwych kawek. Być może tak jak przed rokiem na wychowanie młodych wybrały zaciszną przestrzeń pod dachem baszty młyńskiej? Kilka razy widziałem, jak się tam wślizgiwały, jednak trzeba to jeszcze sprawdzić. Na razie skupiam się na czymś innym.

Dużo ciekawsza, wręcz zaskakująca, jest nowa lokalizacja wybrana ledwie przed dwoma tygodniami przez inną parę pustułek na gniazdo. To dawna wieża kościoła św. Katarzyny, czyli najstarszy budynek w mieście. Jeszcze trzy tygodnie temu część jej głębokich okiennych nisz zajmowały grzywacze. Dla ich skromnych, złożonych z kilku patyczków gniazd jest tam wystarczająco dużo miejsca. A do tego w jakiś sposób chronią je rzędy metalowych kolców ustawionych na skrajach ceglanych parapetów, które w intencji tych, którzy je instalowali, zdaje się miały właściwie... utrudniać ptakom korzystanie z okiennych wnęk.

Dziś w jednej z najwyższych takich nisz swoje jaja wysiaduje samica pustułki. Samiec przynosi jej co jakiś czas coś do dzioba, by zaraz znów udać się na łowy. Czasem przysiądzie obok samicy, ale częściej krótkie odpoczynki spędza nieopodal przy innym oknie. Ptaki wcale się nie kryją ze swoim gniazdem, często wydając charakterystyczne kij, kij, kij... Trudno powiedzieć, na ile to komunikacja między samcem a samicą, a na ile zaznaczanie swojego terytorium, rodzaj odstraszania innych ptaków. Szczególnie pary kawek, która gniazduje ledwie kilka metrów dalej, w rynnie pobliskiej kamienicy na podobnej wysokości. Można powiedzieć, że ptaki zaglądają sobie do gniazd. Kawki nie znoszą sąsiadów, w końcu były tu pierwsze, ale też z obawy o swoje potomstwo. Kiedy tylko pojawi się nadlatujący samiec, pustułki starają się go przepędzić, atakując w locie. Jak dotąd nieskutecznie.

Bardzo rzadko z gniazda poderwie się samica pustułki. Leci ledwie dookoła wieży, jakby chciała sprawdzić, czy aby na pewno wybrała dobre miejsce na wychowanie młodych, albo też dla rozprostowania kości. Kiedy dzień chyli się ku końcowi, samiec kończy łowy i siada w pobliżu ich gniazda. To wtedy najlepiej można mu się przyjrzeć. Od samicy różni go wielkość, jest nieco mniejszy. Nosi też szary „hełm”. Głowa samicy jest rudobrązowa.

Patrzę sobie na te ptaki i patrzę, w końcu ich gniazdo znajduje się niedaleko okien naszej kuchni. Sama przyjemność. Jedna myśl nie daje mi jednak spokoju. Czy nowi lokatorzy nie przestraszą tych, na których przylot czekam każdej wiosny, moich ulubionych jerzyków? Te powinny się pojawić na dniach. Tworzą niewielką kolonię, której gniazda znajdują się pod okapem dachu starej pokościelnej wieży. Ich piski oznaczają dla nas nadejście ciepła, a podniebnym harcom nie można się napatrzeć.

Obserwuj nas na Obserwuje nas na Google NewsGoogle News

Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!

Reklama

Reklama

Wideo kurierbytowski.com.pl




Reklama
Wróć do