
Upał. Termometry wskazują ponad 30oC. Wielu w taki skwar ochłody szuka nad jeziorem. Ja jednak przed palącym słońcem postanowiłem schronić się w lesie. Nie wybieram jednak żadnego z istniejących szlaków przyrodniczych, a wraz z leśnikami udaję się tym... jeszcze niewytyczonym.
Lisia Kępa to nazwa nowego rezerwatu w Nadleśnictwie Osusznica. Postanowiłem przekonać się, co w nim takiego szczególnego. W tym celu w leśniczówce Sierżno spotykam się z leśnikami, którzy najlepiej wszystko mi wytłumaczą. - Położony jest pomiędzy Rekowem a Pysznem. Ma nieco ponad 313 ha. Choć prace nad nim na dobre ruszyły w 2019 r., początek to końcówka lat 90., a dokładnie 1997 r. To wówczas naukowcy z Uniwersytetu Gdańskiego - Józef Szmeja i Krzysztof Gos - przygotowali projekt dwóch rezerwatów. Wraz z otulinami miały mieć 80 ha, czyli dużo mniej niż obecnie. W zasadzie na projekcie się zakończyło. Prace nad powstaniem rezerwatu na którymś z etapów się zatrzymały - mówi Przemysław Gębusia, nadleśniczy Nadleśnictwa Osusznica. - Nie oznacza to jednak, że przez ten czas teren ten nie był chroniony. My jako nadleśnictwo, na tyle ile mogliśmy, dbaliśmy o ten obszar. Ustanowiono tu ostoję różnorodności biologicznej, a tym samym wyłączono z użytkowania - mówi Krystyna Kozłowska, zastępca nadleśniczego Nadleśnictwa Osusznica.
Co jednak w nim takiego wyjątkowego? - Na terenie rezerwatu do najciekawszych i najbardziej wartościowych należą torfowiska. Mamy tu do czynienia z tymi przejściowymi i wysokimi. Występuje także rosiczka i to trzy jej gatunki, czyli okrągłolistna, długolistna i pośrednia, a także torfowce - mówi P. Gębusia. - Do wartych uwagi miejsc należy Jezioro Leniwe z pływającymi wyspami - dodaje leśniczy Bogdan Hefta. - Jesteśmy w trakcie ustalania trasy pieszego szlaku, który miałby w przyszłości wieść przez teren nowego rezerwatu. Będzie on jeszcze ustalany z Regionalną Dyrekcją Ochrony Środowiska, więc nic konkretnego nie mogę jeszcze powiedzieć - mówi P. Gębusia, dodając: - Chciałbym połączyć dwa szlaki, czyli wśród rekowskich torfowisk z nowym rezerwatem. Chcemy je tak wytyczyć, by były atrakcyjne dla odwiedzających i pokazywały walory tego miejsca nie tylko te przyrodnicze, ale i wizualne, krajobrazowe.
Te mam okazję sam obejrzeć w terenie. Z leśniczym B. Heftą i inż. nadzoru Mariuszem Chrzanem podróż po nowym rezerwacie rozpoczynamy od Rekowa i Jeziora Leniwego. Tę część już znam. To nią szedłem podczas wędrówki zorganizowanej przy okazji Dni Bytowa. Wówczas po deszczach ziemia rozmokła i miejscami trudno było przejść po grząskim gruncie. Teraz jednak wygląda zupełnie inaczej. Po kilkudniowych upałach stwardniała niczym głaz. Pod naszymi nogami chrzęszczą suche liście, z trzaskiem pękają gałęzie. Próżno też szukać owadów. Mrówki i chrząszcze pochowały się gdzieś, szukając cienia. Na szczęście najwidoczniej to samo zrobiły komary, które w ogóle nam nie dokuczają. - Wyspy potrafią dryfować po jeziorze. Co ciekawe, niekiedy obracają się zgodnie z ruchem wskazówek zegara - z zamyślenia wyrywa mnie B. Hefta. Zwraca uwagę na jedną z największych atrakcji Jeziora Leniwego, czyli właśnie pływające wyspy. - Przypominam sobie, że na jednej z nich na przeciwnym brzegu jeziora kiedyś żuraw zaczął wić sobie gniazdo. Pech chciał, że wyspa przepłynęła jezioro i zatrzymała się przy ścieżce przyrodniczej. Najwidoczniej ptakowi przeszkadzali przechodzący tędy ludzie, bo zrezygnował z założenia gniazda i od nowa uwił je w innym miejscu - opowiada leśniczy.
Wchodząc na pomost, mijamy specyficznie pachnącą roślinę zwaną bagno. - Teraz nie wygląda efektownie, ale pod koniec kwietnia i na początku maja obsypuje się białymi kwiatami - mówi B. Hefta, dodając: - Nasze babcie stosowały go do odstraszania moli. - Z kolei pszczelarze wycierali nim ule, zabezpieczając pszczoły przed warrozą - dodaje inżynier. Stojąc na pomoście, cieszymy oczy widokiem. Po prawej stronie jeszcze nieporośnięte torfowcem jezioro, na wprost i po lewej już tak. Gdzieniegdzie widać małe oczka wodne. Podobnie jak poprzednim razem, tak i teraz małe skarłowaciałe sosny robią na mnie spore wrażenie. Nie rosną, a w zasadzie walczą o przetrwanie. Choć niskie, liczą sobie nawet 40-50 lat.
Rozmowa z leśnikiem schodzi na temat nurkowania w takim zbiorniku. - Do łatwych nie należy. Nie tylko ze względu na plątaninę korzeni, ale też na temperaturę. Woda ogrzewa się jedynie w górnej warstwie, niżej ma ledwie 4-5 stopni - mówi B. Hefta. Wracając, rozglądamy się jeszcze za rosnącą tu rosiczką. Rozmawiamy też o innych gatunkach, które widać w tym miejscu. Wszechobecna sosna nie jest czymś naturalnym. - Powoli wyprą ją inne drzewa, w tym brzoza, która jest gatunkiem pionierskim i będzie rosła wszędzie. Z taką sytuacją mieliśmy do czynienia w 121 oddziale. Teraz stanowi część rezerwatu. Wiosną tego roku zapchał się tam przepust. Mieliśmy problem z jego udrożnieniem. Zalało cały teren. Po trzech miesiącach nastąpiła susza fizjologiczna. Cały drzewostan padł. W tym momencie mamy już nowy, brzozowy, jako zmianę pokoleniową - wyjaśnia B. Hefta. Naszą rozmowę przerywa telefon od strażnika leśnego. Mowa o pozostawionych w lesie śmieciach. Jedziemy w to miejsce. Okazuje się, że ktoś porzucił pozostałości po remoncie auta (więcej na ten temat na str. obok). - Czy to częste zjawisko? - pytam leśniczego. - W lasach niestety się zdarza, na szczęście na ścieżkach nie jest to powszechne. Myślę, że chodzą nimi osoby, które potrafią docenić walory przyrodnicze terenu i nie chcą go niszczyć - mówi B. Hefta.
Po chwili ruszamy w dalszą drogę. To okazja do rozmowy i wyjaśnienia tajemniczej nazwy nowego rezerwatu - Lisia Kępa. Okazuje się, że wcale nie jest nowa. Powrócono do tej funkcjonującej od 1904 r. - Niegdyś były to połączone obecne dwa leśnictwa Bukowa Góra i Sierżno. Po II wojnie światowej istniało w ramach Nadleśnictwa Sierżno z siedzibą w Pysznie. Z kolei w latach 1974-79 r. było częścią Nadleśnictwa Bytów, a następnie Nadleśnictwa Osusznica. Od 1.01.1982 r. Lisią Kępę zlikwidowano i powołano leśnictwa Bukowa Góra i Sierżno - tłumaczy leśniczy.
Zatrzymujemy się przy sporym wykopie. Jego przeznaczenie nie budzi żadnych wątpliwości. Miało odprowadzać wodę i osuszyć teren. - Każde bagno starano się zagospodarować. Kanały miejscami mają nawet 3,5 km. Aż trudno sobie wyobrazić, jaki był koszt tych prac, biorąc pod uwagę, że wszystko wykonywano ręcznie. Część ekologów chciałaby, by od razu zalać ten teren wodą i w ten sposób przywrócić do stanu pierwotnego. Jako leśnicy się temu sprzeciwiamy, bo gwałtowne zmiany nigdy nie są dobre dla przyrody - mówi leśnik, dodając: - Każde ostre wtargnięcie może spowodować masowe wymieranie gatunków. Przykład tego mieliśmy chociażby w przywoływanym wcześniej 121 oddziale. W przyrodzie wszystko biegnie wolno. Nawet obecne zmiany klimatyczne są dla niej zbyt szybkie. Przywrócenia poprzedniego stanu nie da się dokonać nawet w perspektywie jednego pokolenia. Potrzeba czasu. Dziś na dnie kanału wody nie widać. Zdaje się, że nie płynęła od dłuższego czasu. Stan leśniczej wiedzy się zmienia i gospodarka lasami również. Idąc dalej po nowym rezerwacie, nagle nasz przewodnik, spoglądając na drzewa, zasępia się. Stajemy. - Coś niedobrego się z nimi dzieje - mówi B. Hefta. - Wcześniej widzieliśmy drzewostan zaatakowany przez hubę korzenia, która uniemożliwia pobieranie wartości odżywczych. Zamierają systemy korzeniowe, a w konsekwencji drzewo usycha. Tak się dzieje na porolnych gruntach. Tu jednak mamy do czynienia z czymś zupełnie innym. Obumiera korona drzew i to nawet jodły, którą do tej pory uważaliśmy za niezniszczalną, gdyż była odporna na choroby drzew iglastych. Od lat chorują też dęby. Powodem może być zmiana klimatu. Przede wszystkim zatarcie się pór roku. Rozmyły się granice pomiędzy nimi. Zwłaszcza między jesienią i zimą. Nie ma czasu spoczynku. W tym roku w lutym widziałem kiełkujące nasiona buka, ludzie w styczniu zbierali kurki. To nie jest normalne. Powodem złej kondycji drzew jest zapewne też obniżenie wód gruntowych, o których naukowcy coraz częściej mówią. Choć tu usychanie koron bardziej wiążemy z dość dużym urodzajem w roku ubiegłym. To tzw. szok poporodowy. Drzewa wydały mocny owoc i teraz cierpią. Takie zjawisko obserwowaliśmy już wcześniej - mówi leśniczy. - Będziemy się im przyglądać. Miejmy nadzieję, że w przyszłym sezonie zastaniemy je w lepszej kondycji - mówi M. Chrzan.
Po krótkim spacerze stajemy przed smukłymi 40-metrowymi daglezjami, liczącymi 140 lat. To drzewa mateczne. Najcenniejsze dla leśników. Największe, najgrubsze, nie mają wad w budowie. Są specjalnie oznaczane, pobiera się z nich materiał genetyczny, a w lesie pozostają do naturalnej śmierci. Rodzimym gatunkiem jednak nie są, podobnie jak rosnąca nieopodal sosna wejmutka. - Z przekazów wiem, że Niemcy często na szkółce, która się tu niegdyś mieściła, sadzili egzotyczne drzewa, jak chociażby jesion, żywotnik czy wspomnianą sosnę wejmutkę - tłumaczy B. Hefta. Jak rozpoznać ostatnie z tych drzew? Okazuje się, że najłatwiej po szyszkach. Rozglądamy się więc, uważnie patrząc pod nogi. - O, tu na przykład mamy szyszkę daglezji z charakterystycznymi dla niej wąsikami. Wejmutka ma podłużną z kropelkami żywicy - wyjaśnia inżynier. W końcu znajdujemy odpowiednią. Większą i wydłużoną z jasnymi śladami, będącymi pozostałościami po żywicy.
Spacerując po nowym rezerwacie, rozmawiając o torfowiskach i ich osuszaniu, nie sposób ominąć zastawek, które umieszczono na rowach. Udajemy się nad jedną z nich. Może nie wygląda obiecująco, ale spełnia swoją rolę. - Wkrótce ma być wyremontowana ze środków RDOŚ - trochę usprawiedliwia jej stan leśnik, po czym prowadzi nas dalej. Ostrożnie kroczymy po mchu. Nie tyle że boimy się grząskiego gruntu, ile bardziej z powodu rosnącego tu widłaka jałowcowatego. Małej, niepozornej rośliny, której grozi wyginięcie. Szybka fotka i idziemy dalej, korzystając z przyjemnego chłodu w cieniu rosnących drzew. - Z przekazu leśników, którzy tu trafili bezpośrednio po wojnie, wiadomo, że Niemcy prowadzili tu gospodarkę mocno nastawioną na uprodukcyjnienie tego terenu. Stąd wszelkie rowy melioracyjne zmierzające do osuszenia terenu. Zaniechaliśmy czyszczenia części z nich, właśnie by nie dopuścić do nadmiernego odprowadzania wody. W tym celu powstały też zastawki, które oglądaliśmy - mówi leśnik.
Nasz ostatni przystanek wypada przy niewielkim 78-arowym stawie. Ukryte pomiędzy drzewami, wydaje się nie odznaczać niczym szczególnym. Gdy jednak stajemy przy brzegu, zachwyca gładkim lustrem wody, w którym odbijają się rosnące przy brzegu sosny. Ma się wręcz wrażenie, że w oczku są wyraźniejsze niż w rzeczywistości. - Piękne, ale z roku na rok zarasta coraz bardziej. Upłynie jednak sporo czasu, nim zniknie na dobre - mówi B. Hefta.
Wracamy do leśniczówki Sierżno po objeździe po Lisiej Kępie. Jest najmłodszym i piątym rezerwatem znajdującym się na terenie Nadleśnictwa Osusznica. Poza nim funkcjonują jeszcze rezerwaty: Bukowa Góra, który powstał w 12.10.1982 r., Dolina Kulawy z 8.07.2009 r., gdzie występuje największe w województwie stanowisko obuwika pospolitego, pięknego polskiego storczyka, oraz Mechowisko Radość z 28.06.2013 r. warte uwagi ze względu na występowanie skalnicy torfowiskowej, rzadkiej w Polsce rośliny. Ostrów Trzebielski, choć znajduje się na terenie nadleśnictwa, zarządzany jest przez gminę Lipnica. - Nie oznacza to, że nie chronimy ważnych ze względów przyrodniczych terenów. Jeśli mowa o samym drzewostanie, to mamy w sumie 700 ha takich terenów, o które dbamy we własnym zakresie - mówi inżynier. - Do tego dochodzą te przylegające do rzek, jezior, różnego rodzaju wąwozy, skarpy, źródliska - mówi K. Kozłowska.
Z żalem opuszczam Lisią Kępę. Z chęcią, już po wytyczeniu szlaku, powrócę tu raz jeszcze, podziwiać piękno krajobrazu. Zajrzeć do widłaka, poszukać szyszek sony wejmutki...
[Tekst ukazał się w „Kurierze Bytowskim” 13.08.2020 r.]
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!