Reklama

Ciąg dalszy wojny o brzeg jeziora Mausz

28/08/2022 17:20

Wojna o brzeg jeziora Mausz trwa w najlepsze. Media donoszą, instytucje sprawdzają doniesienia. W czerwcu drewniana konstrukcja pływająca na metalowych beczkach pojawiła się u brzegu jeziora Mausz. Dokładnie tam, gdzie kiedyś działała stolarnia Ośrodka Dal-Sol.

- Jako Stowarzyszenie „OPTIMIST” planowaliśmy zainstalowanie pomostu w tym miejscu już wiosną. Tam publiczna, ogólnodostępna działka ma szerokość ok. 10 m, licząc od brzegu jeziora. W tym celu potrzebne dokumenty złożyliśmy w Wodach Polskich, bo to one zarządzają i jeziorem, i wspomnianą przybrzeżną parcelą. Liczyliśmy, że jeszcze przed wakacjami dostaniemy pozwolenie. Jednak musieliśmy uzupełnić nasz wniosek o warunki zabudowy, które w tym wypadku wydaje Urząd Gminy Sulęczyno, bo Mausz należy do tej gminy. Sprawa się więc przeciągnęła. Osobiście marzyłem, by gdy tylko otrzymamy pozwolenie, pomost otworzyć. Przygotowałem jego drewniany pokład i umieściłem go na beczkach w docelowym miejscu, tak by kiedy tylko pojawi się pozwolenie przymocować go do dna i choć trochę skorzystać z tego sezonu - wyjaśnia Wiesław Przybyła ze Stowarzyszenia „OPTIMIST”. Parchowianin nie ukrywa, że zdziwił się, kiedy dowiedział się, że ktoś zgłosił na policję, że z jego beczek do wody wyciekła jakaś szkodliwa substancja. - Podobno zgłosił to ktoś z Dal-Solu. O sprawie napisały nawet jedne z mediów. Żaden dziennikarz nie pytał mnie w tej sprawie, chociaż wszyscy w okolicy wiedzieli, że to ja umieściłem tam tę drewnianą konstrukcję. Nie ukrywałem też tego faktu - mówi W. Przybyła.

W celu złożenia wyjaśnień wezwano go na policję. - Zgłosiłem się do bytowskiej komendy, gdzie wszystko sprostowałem. Po pierwsze, że moja konstrukcja nie jest jeszcze pomostem, bo nie została trwale przymocowana do dna ani brzegu. Na dziś to obiekt pływający, można powiedzieć tratwa, więc może sobie tam pływać, prawo budowlane nie zostało złamane. Policjanci mnie wysłuchali i na koniec poinformowali, że sprawę przekażą do Sulęczyna, bo jezioro znajduje się już w ich jurysdykcji - tłumaczy parchowianin. W. Przybyła dowiedział się też, że o jego drewnianej konstrukcji złożono zawiadomienie także do Wód Polskich. - To o tyle ciekawe, że kilka dni przed kontrolą mojej tratwy Dal-Sol sam usuwał z wody swoje dwa stalowe pokłady pływające i pomost. Mam wątpliwości, czy na pomost wcześniej miał jakiekolwiek pozwolenie. W każdym razie do wyjęcia tego wszystkiego z wody użyto dźwigu. Nie zdziwiłbym się, gdyby to z niego wpadło coś do wody. W końcu te wszystkie bloczki, przekładnie czymś się smaruje i podczas pracy taki smar może się przedostać na zewnątrz. Ja w każdym razie żadnej brudnej beczki nie użyłem do mojej konstrukcji. Za bardzo dbam o wodę. Jestem wodniakiem, nie mówiąc o tym, że przed laty pracowałem w jednym z pierwszych laboratoriów w Gdańsku, które badało skażenia wody w porcie - wyjaśnia W. Przybyła.

Parchowianin miał też do czynienia z urzędnikami Wojewódzkiego Inspektora Ochrony Środowiska w Słupsku. - Rozmawiałem z paniami, które pobierały próbki z wody przy mojej konstrukcji. Wyjaśniałem, skąd ta tratwa i w jakim stanie technicznym były beczki, nim znalazły się w jeziorze. Urzędniczki odwiedziły mnie też w domu. Wyjaśniliśmy sobie wszystko. Miały uwagę tylko do użytych przez mnie beczek. Te jako odpad powinny zostać zutylizowane przez specjalistyczną firmę. Uzgodniliśmy, co mam z nimi zrobić i w jakim czasie - mówi W. Przybyła.

Według parchowianina doniesienia są częścią walki o dostęp do jeziora Mausz. - Wygląda to tak, jakby komuś zależało na przegonieniu nas z tego odcinka brzegu, chociaż teren ten nie jest prywatny i jak w swoim stanowisku jasno stwierdziły Wody Polskie, jest ogólnodostępny. Tymczasem wzdłuż powstaje prywatna zabudowa, która odgradza ten publiczny teren. Z kolei gmina Parchowo nie zabiega, by wydzielić dojście, zasłaniając się tym, że ono jest tylko w innym miejscu. To mydlenie oczu - mówi W. Przybyła.

Jednocześnie mężczyzna ma żal do parchowskiego wójta Andrzeja Dołębskiego, że ten nie reprezentuje interesu publicznego w sprawie czystości jeziora. - Wskazywaliśmy na to, że gmina powinna zadbać o dojście do brzegu Mausza tam, gdzie chcemy postawić nasz pomost. Tam jest spora działka ogólnodostępna. Co więcej, na czerwcowej sesji Rady Gminy jedna z obecnych na niej pań mówiła o robotach prowadzonych wiosną przez koparkę na brzegu jeziora. Film z tego zdarzenia krąży w internecie, wszystko na nim widać. Ktoś tam sobie usypał plażę. Czy miał na to pozwolenie? Czy każdy może sobie wjechać w publiczne jezioro koparką? Co wójt zrobił w tej sprawie? - pyta parchowianin.

Prezes spółki Dal-Sol nie ukrywa, że jest zmęczony ciągnącą się wciąż sprawą dojścia do jeziora Mausz. - W prasie wciąż ukazują się artykuły, w których oskarża się nas, że odebraliśmy komuś dostęp do jeziora. To nieprawda. Część okolicznych mieszkańców i wypoczywających nad Mauszem z przyzwyczajenia korzysta ze starej plaży Dal-Solu. Gdy nadchodzi weekend, wciąż przychodzą tam ludzie. Zapytani, dlaczego tu plażują, twierdzą, że tak przez lata się przyzwyczaili. Nie przyjmują do wiadomości, że to teren prywatny, na którym obecnie prowadzone są prace budowlane. Trochę to dziwi, bo nie można mówić, że ktoś nie ma dostępu do jeziora. Dojście jest zarówno od skrzyżowania z drogą wojewódzką, gdzie znajduje się plaża gminna, jak również 300 m dalej w miejscowości Karłowo. Mimo tego, aby jeszcze bardziej ułatwić wypoczynek nad Mauszem, w porozumieniu z Gminą Parchowo wyszliśmy z inicjatywą wytyczenia kolejnego dojścia do jeziora - mówi Krzysztof Sobuta, prezes zarządu Dal-Sol Sp. z o.o. Pas ziemi o szerokości kilku metrów ma stać się własnością Gminy Parchowo w ciągu dwóch tygodni. - Kończymy procedurę geodezyjnego wytyczania działki. 900 m2 gruntu nad jeziorem przekażemy samorządowi za ok. 1 tys. zł. Parcela zapewni wszystkim niezależny dostęp do jeziora. Prowadzić będzie od gminnej drogi, gdzie znajdzie się miejsce na parking. Tuż obok za ok. 100 tys. zł zagospodarowaliśmy teren, na którym powstały górna i dolna plaża. Jest boisko do piłki plażowej oraz miejsce na ognisko. Zrobiliśmy to nie tylko na potrzeby naszych klientów, ale również okolicznych mieszkańców. Część osób już korzysta z tego miejsca. Chociaż grunt należy do spółki, nikt nigdy stąd nikogo nie wypędzał. Nie ma tam też znaków zakazujących korzystania z terenu. Chociaż dojście do jeziora nie zostało jeszcze przekazane, w ostatni weekend na parkingu stało ponad 30 samochodów ludzi, którzy korzystali z plaży, dlatego nie można nas oskarżać o złe intencje. Myślę że z czasem wszyscy się przyzwyczają do nowego miejsca, tym bardziej że są tam znaczenie lepsze warunki do wypoczynku niż na starej plaży - mówi K. Sobuta.

Prezes Dal-Solu odniósł się też do działalności klubu żeglarskiego „Optimist”. - Do tej pory konflikt pana Wiesława Przybyły z wójtem Parchowa za bardzo nas nie interesował, ale niedawno ich pomost pojawił się na naszej działce. Pod koniec czerwca ktoś wykorzystał, że ośrodek był nieczynny, zerwał łańcuch z bramy i przez teren prywatny oraz grunt wciąż należący do ośrodka wwiózł tratwy. W weekend, gdy nie było mnie na miejscu, dostałem informację od pracownika, że na nasz teren wjechała ciężarówka, rozładowała pomost i pojechała. Drewniana konstrukcja na beczkach została przycumowana do brzegu bezpośrednio przy naszej działce, bez niczyjej zgody. Trudno zrozumieć takie zachowanie. Jeżeli ktoś ze stowarzyszenia by do mnie przyszedł i powiedział, że chce założyć stowarzyszenie żeglarskie dla dzieci i młodzieży, to nawet wsparlibyśmy taką inicjatywę. Ktoś jednak wybrał samowolę - mówi K. Sobuta. Prezes Dal-Solu przyznał, że to on poinformował o tym fakcie Wody Polskie. - Zaniepokoił nas wyciek z beczek. Plama jakiejś substancji unosiła się na wodzie obok ustawionego samowolnie pomostu. 13.07. pracownicy Wód Polskich przeprowadzili wizję w terenie. Potwierdziły wyciek substancji oleistych z jednej z beczek i wezwały na miejsce Wojewódzki Inspektorat Ochrony Środowiska. Jego przedstawiciele pobrali próbki. Wynik wyszedł na pograniczu normy, ale uznano, że niedopuszczalne jest stosowanie do takiego celu beczek po jakiejś substancji. Zdaniem urzędników powinny być zutylizowane. Wody Polskie to nam nakazały rozbiórkę pomostu w terminie 7 dni. Wiedząc, że to stowarzyszenie ustawiło konstrukcję, wysłaliśmy do niego pismo z informacją Wód Polskich, wzywając do zdemontowania tratwy. Stowarzyszenie „OPTIMIST” odrzuciło nasze wezwanie i stwierdziło, że nasza spółka uzurpuje sobie prawo do decydowania o tym, gdzie i co ma pływać. Przedstawiciele stowarzyszenia zapewniali, że wcześniej wystąpili o wyrażenia zgody na tratwę do Wód Polskich. Zapomnieli jednak wcześniej wystąpić do Gminy Sulęczyno o warunki zabudowy i pozwolenie wodnoprawne. Przedstawiciele stowarzyszenia twierdzą, że to tratwa, a nie pomost. Jednak pracownicy Wód Polskich nie zgadzają się z tym, bo tratwa nie może się składać z dwóch członów, a poza tym nie może być przytwierdzona do brzegu - mówi K. Sobuta.

Należący do stowarzyszenia pomost wciąż pływa przy brzegu. - Stowarzyszenie, którego celem jest szkolenie dzieci i młodzieży, nie powinno działać w ten sposób. My przez 8 miesięcy staraliśmy się o pozwolenie na pomost. Oni chcą to robić na skróty. Do tego to nas narażają na kłopoty. Konstrukcja jest zlokalizowana obok naszej parceli i urzędnicy uznają, że to nasza własność. Tymczasem stalowe elementy i cumy stwarzają zagrożenie dla ludzi. Cała konstrukcja jest niestabilna. Kto będzie odpowiadał, jeżeli jakieś dziecko wpadnie do wody? - pyta K. Sobuta. Przekonuje, że za walką o dostęp do jeziora akurat w tym miejscu stoją partykularne interesy W. Przybyły. - Tuż obok jego rodzina posiada domek, który wynajmuje. Chętnych na wypoczynek znajdzie się więcej, jeśli będzie bliżej do jeziora. Jeżeli mielibyśmy postępować tak samo, to my też chcielibyśmy poprosić pana Przybyłę i innych właścicieli domków, którzy mieszkają po drugiej stronie drogi, aby nam udostępnili przejście do lasu. W ten sposób nasi goście będą mieli znacznie bliżej na grzyby. Dlaczego nasza spółka, która niebawem przekaże gminie działkę o wartości blisko pół mln zł ma przekazać kolejne dojście do jeziora? Poza tym jeżeli członkowie Stowarzyszenia „OPTIMIST” rzeczywiście chcą stworzyć klub żeglarski, to nie wiem, czy wiedzą, z czym się mierzą. Jego utworzenie w tamtym miejscu to nie tylko dojście do jeziora i pomost. Potrzebna jest droga dla służb ratowniczych, miejsce na bosmanat do magazynowania sprzętu, a nawet parking dla samochodów. Gdyby członkowie stowarzyszenia przyszli do nas rok temu, to może naszą koncepcję na zagospodarowanie tego miejsca byśmy zmienili. Teraz poczyniliśmy pewne kroki, dlatego już za późno na rozmowy - mówi K. Sobuta.

Do sprawy wrócimy.

 

Obserwuj nas na Obserwuje nas na Google NewsGoogle News

Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!

Reklama

Reklama

Wideo kurierbytowski.com.pl




Reklama
Wróć do