
Ten rok dla strażaków z Prądzony zdecydowanie obfitował w ważne wydarzenia i wcale nie chodzi o wyjazdy. Wiosną otrzymali nowy wóz, a niedawno świętowali swoje 90-lecie i poświęcenie sztandaru.
Wjeżdżając do Prądzony od strony Lipnicy, ma się dwojakie uczucia. Z jednej strony, patrząc na wąską, pokrytą naniesionym piaskiem asfaltową drogę, nie sposób ustrzec się myśli, że wszyscy o niej zapomnieli. Z drugiej jednak, patrząc w prawo, podziwiać można piękne łąki łagodnie opadające w stronę przepływającego przez wioskę strumyka. Nawet teraz na progu jesieni cieszą oko soczystą zielenią. W środku wsi widok się zmienia. Droga w stronę Brzeźna Szlacheckiego prostsza, bez naniesionej piaszczystej warstwy. Klomb z ozdobnymi krzewami, przystanek autobusowy, tuż obok remiza i wyremontowana kilka lat temu sala wiejska. Wszystkie budynki w podobnym stylu. Nic dziwnego, że gminny plac tuż obok, nad strumieniem, wybrano na miejsce uroczystej mszy świętej z okazji 90-lecia istnienia miejscowej jednostki Ochotniczej Straży Pożarnej. To też doskonała okazja do wręczenia sztandaru. Powodów do świętowania było więcej. W tym roku do Prądzony trafiło Iveco z Sulęczyna. - Pewnego dnia zadzwonił do mnie Wojciech Megier, prezes Zarządu Oddziału Powiatowego Związku OSP RP w Bytowie. Zna strażaków z Sulęczyna. Na stanie mieli Iveco, które po przekazaniu im Forda stało praktycznie nieużywane. Na liczniku jedynie 40 tys. km przebiegu. To niewiele jak na 19-letnie auto. Zmierzyliśmy naszą remizę i w trójkę, razem z naszym komendantem Wiesławem Chrzanem, pojechaliśmy do Sulęczyna. Wszystko było ok. Auto udało się ściągnąć do Prądzony - mówi kierowca Tadeusz Wnuk Lipinski, z którym rozmawiam po uroczystości.
Razem z nim i Edmundem Gierszewskim, jednym ze starszych strażaków spotykam się 18.09., by porozmawiać o historii jednostki w Prądzonie. Wcześniej do dyspozycji mieli Żuka, który trafił do Bytowa. Co wcale nie oznacza, że mieszkańcy Prądzony pożegnali go na dobre. Pojazd nabył bytowski Automobilklub. - Nie mogło go zabraknąć na jubileuszu. To część historii jednostki z Prądzony. Kupiliśmy go w bardzo dobrym stanie, stąd łatwo go było dopieścić. Niemniej wymagał drobnych poprawek lakierniczych. Nieco go także doposażyliśmy m.in. w umundurowanie, którego niegdyś strażacy używali w akcji, kaski i inny sprzęt. Na uroczystości mieszkańcy Prądzony podchodzili, ciekawie spoglądając i chwaląc stan zachowania - mówi Bogdan Adamczyk z Automobilklubu Bytowskiego, dodając: - Podczas różnych imprez wzbudza zainteresowanie właśnie swoim stanem. Teraz jest na żółtych, zabytkowych tablicach, co wręcz zmusza nas do dbania o niego.
A co na jego widok czuli sami strażacy? - Szczerze powiem, że nie tęsknię za nim. Jazda naszym nowym pojazdem jest dużo wygodniejsza - żartobliwie mówi T. Wnuk Lipinski. - Żuk służył u nas kilkanaście lat, a trafił z Brzeźna Szlacheckiego. Oni z kolei z Borowego Młyna otrzymali Stara - tłumaczy T. Wnuk Lipinski. Wcześniej Prądzona do dyspozycji miła jedynie dwukołowy wózek, na który ładowało się strażacki sprzęt i podczepiało do ciągnika. - Żuka trochę poprzerabialiśmy. Początkowo strażacy siedzieli tyłem do kierunku jazdy. Zmieniliśmy położenie motopompy i ułożenie siedzeń - wyjaśnia T. Wnuk Lipinski.
O historii straży w Prądzonie rozmawiamy, jakżeby inaczej, przed remizą. - Budowałem ją razem z Makarym Kiedrowskim. Woziłem żwir - mówi E. Gierszewski. Tego na Gochach specjalnie szukać nie trzeba. - Pozyskiwaliśmy go z pobliskiego wzgórza, za obecną salą wiejską, czyli tuż obok - dodaje E. Gierszewski.
Wcześniej w wiosce istniała także młodzieżowa drużyna. - Wygrała nawet gminne zawody pożarnicze, a na szczeblu powiatowym zajęła drugie miejsce - wspomina T. Wnuk Lipinski. Dziś jednak młodych jest mniej, a sama jednostka liczy 40 strażaków.
Im dalej w przeszłość tym informacji coraz mniej. - OSP po II wojnie światowej w 1970 r. reaktywował miejscowy nauczyciel Augustyn Łącki, za sołtysa Teodora Bukowskiego - mówi E. Gierszewski, który wówczas wstąpił do straży. Ta ma jednak dużo starszą, jeszcze przedwojenną metrykę. Wówczas remiza mieściła się w innym miejscu. Naprzeciw dawnej szkoły. Dziś stoi tam budynek gospodarczy i pomieszczenia służące kiedyś jako toalety. Działkę zaś porasta wysoka trawa. - Dawna strażnica stała nieco bliżej drogi, ale także szczytem. Dwuspadzista zbudowana była z czerwonej cegły, której część jeszcze widać w murze obecnego budynku - opisuje E. Gierszewski, gdy stoimy przy parceli dawniej zajmowanej na strażnicę. Po wojnie powoli niszczała, aż ostatecznie zdecydowano o budowie nowej, bliżej środka wsi. O historii powstania OSP w Prądzonie wiadomo z ustnych przekazów. - Opowiadał o niej mój ojciec, który urodził się w 1913 r. Jego brat był pierwszym prezesem straży - mówi E. Gierszewski. - Do dyspozycji mieli ręczną sikawkę, którą ciągnęło się konno. Ojciec wspominał o jednym z przedwojennych wyjazdów. Paliło się wówczas zabudowanie Pawłowskiego z Borzyszków - mówi E. Gierszewski, dodając: - Trudno jednak powiedzieć, skąd mieli konny wóz strażacki. Czy trafił w okresie międzywojennym, czy może pozostał po I wojnie światowej.
Niestety, więcej powiedzieć trudno. Brakuje starych zdjęć, dokumentów, kroniki. - Teraz powstaje - mówi T. Wnuk Lipinski. Być może więcej informacji czeka w urzędowych archiwach lub prasowych informacjach z tamtego okresu. A może ktoś z naszych Czytelników coś wie i zechce się podzielić? Zachęcamy do kontaktu...
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!