O raku, odwadze i Marszu Różowej Wstążeczki mówi doktor Anna Sinkiewicz. Pyta Barbara Kosmowska.
Barbara Kosmowska: Aniu, jesteś od zawsze, a konkretnie od czasów wspólnego przedszkola, moją przyjaciółką. Podziwiałam Cię latami. Byłam dumna, patrząc, jak dzielnie pomagasz chorym. Ale skalę Twojej odwagi poznałam dopiero w tamtej niezwykle trudnej sytuacji, gdy zamieniłaś lekarski kitel na piżamę, sama stając się na chwilę pacjentką. To był dla każdego, kto Cię zna, koszmar. I ta diagnoza... Rak. Przecież lekarze leczą, nie chorują!
Anna Sinkiewicz: Chciałoby się powiedzieć - lekarz też człowiek... I zdarza się, że bywa okropnym pacjentem. Mam nadzieję, że poradziłam sobie w nowej sytuacji. My, lekarze, uczymy się cierpliwości i odwagi od chorych. Ale masz rację. Ta zmiana perspektywy wcale nie jest łatwa. No i wiedza medyczna, której potrzebujemy do ratowania innych, nagle staje się problemem. Czasami dobrze jest wiedzieć mniej. Ale zawsze trzeba się zmierzyć z własnym kłopotem. Na to, niestety, dotąd nie wynaleziono skutecznego lekarstwa. Pozostaje więc walka o przetrwanie. Zawsze tak samo trudna, niezależnie od tego, jaki ma się indeks w kieszeni i jakie zawodowe doświadczenia.
Namówiłam Cię do tej rozmowy, choć doskonale wiem, jak cenisz sobie spokój i prywatność. Ale, szczerze mówiąc, sama mnie do tego skłoniłaś! Wróciłaś po operacji tak pięknie wewnętrznie zmieniona: bardzo otwarta na nowe doświadczenia. Pełna pomysłów, dzięki którym bytowskie Amazonki i ich rodziny nie tylko wyjdą z ukrycia, ale też sprawią, że przestaniemy milczeć i bać się trudnych rozmów. Bo często tym „zdrowym” trudniej zaakceptować koleje losu, nagłe życiowe zwroty, wyroki, które przecież mogą być tylko „w zawieszeniu”... Świadomość chorujących ma się o wiele lepiej niż wyobrażenia o chorobie ludzi, którzy jej nie doświadczyli…
Oczywiście! I to są właśnie powody, dla których nie wolno milczeć, uciekać do dziupli własnych cierpień... Mitologiczne Amazonki słyną z męstwa. Te, które opuszczają oddział onkologiczny, w niczym im nie ustępują. Może tylko zmienia się rodzaj odwagi, bo muszą mieć odwagę żyć. Ale blizny pozostają te same. I oznaczają to samo: bohaterstwo po stoczonej walce. Jeśli Amazonkom czegoś brakuje, jeśli czegoś pragną, to pokazać światu, choćby tak małemu jak Bytów, że żadna choroba nie odbiera prawa do godności i radości z życia. To, co w chorobie tracimy, powraca w zdobytej dojrzałości. W nowym, odważnym spojrzeniu na świat, w pokonaniu strachu. Dlatego trzeba nie tylko wiedzieć o naszym istnieniu. Trzeba się także od nas uczyć...
Czy to główny powód marszu Różowej Wstążeczki, którego jesteś pomysłodawczynią?
Tak. Ale niejedyny. Każdy z nas potrzebuje wsparcia. Chorzy łakną go ze szczególną mocą. Potrafimy opuścić szpitale i łóżka, wyjść z ukrycia, aby dawać świadectwo, że życie jest piękne i świat należy do odważnych. Jednak potrzebujemy również odwagi rodzin, przyjaciół. Chcemy wiedzieć, że rozumieją nas i nasze problemy. Chcemy też pokazać, że z raka nie taki znowuż diabeł straszny i łatwiej go pokonywać wspólnymi siłami. Nie trzeba przecież golić głowy na dowód współodczuwania i empatii. Wystarczy przyjść na marszowy start. Uśmiechnąć się. Być razem.
Aniu, ostatnie pytanie: Czy to zalecenie lekarza, aby dołączyć do marszu, czy tym razem prośba zakręconej Amazonki, która stanęła do walki z naszymi uprzedzeniami i społecznym stereotypem?
Pewnie że prośba zakręconej Amazonki! Ale jako lekarz zapewniam, że marsz nikomu jeszcze nie zaszkodził. A nawet wręcz przeciwnie - jest zbawienny dla zdrowia!
18.05. w Bytowie odbędzie się pierwszy bytowski Marsz Różowej Wstążeczki. Początek o godz. 12.30 na rynku.
Obserwuj nas na Google News
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Komentarze opinie