
- Gdyby nie kryzys, „Zamek” prowadziłbym pewnie dalej. Obecnie muszę myśleć też o innych swoich działalnościach, poświęcić im więcej uwagi - wyjaśnia Ireneusz Sadowski. Tłumaczy, że o rezygnacji z 20-letniej dzierżawy myślał już od pewnego czasu. Głównym powodem są lawinowo rosnące koszty prowadzenia restauracji i hotelu. Jak wylicza, rachunki za energię elektryczną mają mu podskoczyć średnio z 6,5-7 tys. zł miesięcznie do ponad 18 tys. zł, ogrzewanie w okresie grzewczym to wzrost z 12 tys. zł miesięcznie do ok. 24 tys. zł, gaz z 1,2 tys. miesięcznie do ok. 3,5 tys. zł. Te trzy pozycje oznaczają roczne zwiększenie wydatków o ok. 300 tys. zł. - A przecież rosną też ceny innych produktów, m.in. żywności, środków czystości. Płace w porównaniu do ub.r. to wzrost o 20%, a pewnie to nie koniec, bo od nowego roku rośnie płaca minimalna. Znacząco wzrosły też koszty remontów, a one są konieczne, by zwiększyć przychody niedoinwestowanego hotelu - wylicza bytowski przedsiębiorca.
O swoim zamiarze informował ratusz kilka tygodni temu. Początkowo władze miejskie zapowiedzi o rezygnacji z dzierżawy przyjęły z niedowierzaniem. Zwłaszcza że dotąd bytowski przedsiębiorca wywiązywał się z tego, co zadeklarował przy podpisywaniu umowy. Ta zobowiązywała go do zainwestowania 700 tys. zł w ciągu pierwszych 9 lat dzierżawy. - Dotąd, a mija 5 lat od podpisania umowy, wydałem 400 tys. zł z tych obiecanych - mówi I. Sadowski. Jednak faktycznie włożył w zamek znacznie więcej, bo finansował też wydatki, o których umowa nie mówi. M.in. wymienił podłogę w restauracji, wyremontował przylegającą do niej basztę, przygotował szyb do windy, której montaż zapowiadały władze miejskie. - Zainwestowałem też w wyposażenie kuchni, w sumie ok. 300 tys. zł - mówi I. Sadowski. Na swój koszt urządził też duży ogródek funkcjonujący w porze letniej. Wydawało się więc, że po poprzednim dzierżawcy zamkowego hotelu i restauracji, w osobie I. Sadowskiego ratuszowi udało się znaleźć antidotum na deklasację obiektu. - Zaczęliśmy się rozkręcać, przybywało klientów, ale potem przyszła pandemia. Kiedy w tym roku zaczęliśmy z niej wychodzić, na horyzoncie pojawił się kryzys - wyjaśnia I. Sadowski.
Nic dziwnego, że początkowo władze miejskie przekonywały przedsiębiorcę, by jednak kontynuował dzierżawę. Na nic. - Swojemu następcy życzę szczęścia i determinacji, no i tego żeby minął kryzys. Jeżeli włoży co najmniej 1,5 mln zł w modernizację hotelowych pokoi, za wyższy standard będzie mógł żądać znacznie większych stawek. Wtedy ten biznes może dać dobrą stopę zwrotu - uważa I. Sadowski, dodając: - Chciałbym podziękować gościom, że nas odwiedzali przez te lata.
Nie wiadomo, co teraz zrobią władze miejskie. Szybkie znalezienie nowego dzierżawcy raczej nie będzie proste. Kiedy kryzys puka do drzwi, a do zakończenia rozpoczętej przed 5 laty modernizacji skrzydła gastronomiczno-hotelowego daleko, trudno będzie o zainteresowanie jego wynajmem. Tym bardziej że kłopoty przeżywa cała branża, również w Bytowie. - Latem tyle mówiło się o paragonach grozy wystawianych wakacyjnym klientom. Mało kto jednak dostrzegał drugą stronę medalu. U nas ceny podwyższyliśmy o 15%, bo nie chcemy stracić klientów. Jednocześnie nasze rachunki za gaz skoczyły z kilku tys. miesięcznie do ponad 30 tys. zł. Za energię w czerwcu płaciliśmy ok. 7 tys. zł, ale teraz Energa oferuje firmom prąd za niemal pięć razy więcej. Dobrze, że ok. 30% zapotrzebowania zaspokaja fotowoltaika zainstalowana na dachu. Poza tym PGNiG zapowiedziało, że nie gwarantuje nam ciągłych dostaw gazu, i gdyby sytuacja uległa pogorszeniu, odłączy nas. Jak planować działalność w takich warunkach? Dziś rozważam przejście na gaz z butli, ale to też wymaga przeróbek naszej wewnętrznej sieci. Poza tym o 100% w tym roku drożeje ogrzewanie z ciepłowni - mówi Jarosław Rahn, prowadzący restaurację „Jaś Kowalski”, dodając: - Ceny produktów spożywczych też znacząco poszły do góry, zwłaszcza mąki czy oleju, który zdrożał dwukrotnie. Dziś pracujemy normalnie, ale nie umiem powiedzieć, co stanie się za kilka miesięcy, czy nie będziemy zmuszeni do jakichś ograniczeń. Słowa przedsiębiorcy muszą niepokoić, tym bardziej że jest on w lepszej sytuacji niż część gastronomów, bo jego umowa na prąd z „niskimi” cenami obowiązuje do końca 2023 r., nie mówiąc o tym, że nie musi płacić dzierżawy, gdyż działa we własnym obiekcie. Niestety, w podobnym tonie wypowiadają się inni bytowscy gastronomowie.
Nie wiadomo, czy i na ile na atrakcyjność dzierżawy hotelu z restauracją, wpłyną prowadzone w nich prace. - Już w tym roku w ramach dostosowania do wymogów przeciwpożarowych nie tylko skrzydła hotelowego, ale całego zamku, wydajemy 2,5 mln zł. M.in. w skrzydle hotelowym instalujemy windę - mówi burmistrz Bytowa R. Sylka. Zastrzega jednak, że ratusz jeszcze nie wie, co zrobi z opuszczoną dzierżawą. Pod rozważenie brane są różne opcje. Nawet pójście śladem Gniewu, który swój zamek sprzedał prywatnemu przedsiębiorcy. - Trudno mi sobie wyobrazić takie rozwiązanie w Bytowie. U nas ludzie przyzwyczaili się do swobodnego korzystania ze wzgórza zamkowego, dziedzińca. A tak za każdy wstęp, o ile byłby możliwy, musieliby płacić - mówi R. Sylka, dodając: - Zapewne musimy znaleźć inne wyjście.
Jakie? Dowiemy się w najbliższych miesiącach.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!